[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odnosił wrażenie, że wygląda jak barwny karnawałowy balonik.
Gdy Timoszenko odwinął dodatkowy odcinek kabla, na powierzchnię zaczęło
wypływać po kolei osiem wodoszczelnych, aluminiowych kontenerów. Uderzały
o siebie nawzajem, wydając dudniący, głuchy, prawie niesłyszalny łoskot.
Harry tym razem nie był sam w pieczarze; obok niego znajdowali się: Rita,
Brian, Franz, Claude i Roger. W tej chwili George Lin właśnie powinien dotrzeć
do dna rozpadliny, a Pete Johnson prawdopodobnie rozpoczynał schodzenie po
linie z omiatanej sztormem powierzchni góry lodowej.
 Wezmy się do roboty. Trzeba wyciągnąć z wody te pudła  powiedział
Harry, chwytając w ręce prowizoryczny bosak, który sklecili naprędce z alumi-
niowej rury i grubego drutu.
Przy pomocy Franza i Rogera udało mu się zaczepić hak o łańcuch i wycią-
gnąć z basenu kontenery; gdy je wydobywali, wszyscy trzej zamoczyli się po
kolana i w ciągu niewielu sekund sztormowe kombinezony zamarzły na kamień
wokół ich łydek. Chociaż ubrania i buty, które na sobie mieli, były wodoszczelne,
nawet częściowe zawilgocenie powodowało utratę ciepła z organizmu. Przemarz-
nięci, trzęsąc się z zimna, pospiesznie otworzyli aluminiowe skrzynki i wyciągnę-
li z nich sprzęt i kombinezony przesłane z Ilji Pogodina. W każdym kontenerze
znajdował się aparat tlenowy. Jednak nie był to typowy ekwipunek przeznaczo-
ny do nurkowania. Został skonstruowany z myślą o wykonywaniu zadań na dużej
głębokości, w wodzie o wyjątkowo niskiej temperaturze. Każdy kombinezon wy-
posażony był w przypięte do specjalnego pasa baterie. Gdy podłączyło się do nich
obcisłe spodnie i kurtkę, wewnętrzna warstwa skafandra zaczynała grzać, mniej
więcej w ten sam sposób jak koc elektryczny.
Harry położył swój sprzęt na lodzie, w sporej odległości od najwyższej linii
przypływu, gdyż woda nieustannie falowała i rozbryzgiwała się o krawędzie base-
nu. Do każdego kombinezonu dołączono butlę ze sprężonym powietrzem. Maska
198
do nurkowania była na tyle duża, że zasłaniała większą część twarzy, od brody po
czoło, eliminując potrzebę używania osobnego ustnika  powietrze dochodziło
wprost do maski, tak że nurek mógł oddychać przez nos.
Zciślej mówiąc, nie mieli oddychać powietrzem. Zamiast niego zbiornik za-
wierał mieszankę tlenowo-helową z kilkoma specjalnymi dodatkami, w celu
umożliwienia użytkownikowi przebywania na dużych głębokościach. Objaśnia-
jąc wcześniej przez radio zasady działania sprzętu, Timoszenko zapewnił ich, że
mieszanka gazów w zbiorniku pozwala na nurkowanie na dużych głębokościach
 bez nadmiernego ryzyka dla układu oddechowego i układu krążenia. Słowa, ja-
kich użył porucznik, nie dodały Harry emu otuchy, jednak myśl o pięćdziesięciu
siedmiu potężnych bombach skutecznie rozbudzała zaufanie do rosyjskiej techno-
logii podwodnej.
Kombinezony także różniły się od standardowego wyposażenia nurków.
Spodnie zakrywały całe stopy, a rękawy kurtki kończyły się rękawicami. Kap-
tur szczelnie obejmował te fragmenty głowy i twarzy, których nie zasłaniała duża
maska, jakby pozostawienie choćby jednego centymetra nie osłoniętej skóry mo-
gło spowodować nagłą i gwałtowną śmierć. Kombinezony te sprawiały wrażenie
nieco pomniejszonych skafandrów używanych przez astronautów w kosmosie.
George Lin wszedł do jaskini, gdy rozpakowywali aluminiowe pudła. Przy-
glądał się ekwipunkowi z nie ukrywaną podejrzliwością.
 Harry, musi istnieć jeszcze jakieś rozwiązanie, jakiś inny sposób. Musi
być. . .
 Nie  uciął Harry bez charakterystycznej dla siebie cierpliwości i taktu 
to właśnie jest rozwiązanie. To albo żadne. Nie ma już czasu na dyskusje, George.
Po prostu zakończ ten temat i nakładaj kombinezon.
Lin sprawiał posępne wrażenie.
Ale nie wyglądał na zabójcę.
Harry przyglądał się pozostałym, którzy byli zajęci rozpakowywaniem swoich
kontenerów ze sprzętem. %7ładen z krzątających się ludzi nie wyglądał na mordercę,
niemniej jeden z nich zaatakował Briana i  z jakiejkolwiek by to było przyczyny
 mógł przysporzyć im sporo problemów podczas nurkowania w długim tunelu.
Pete Johnson, jako ostatni, z wysiłkiem wyczołgiwał się z przesmyku pomię-
dzy rozpadliną a pieczarą, przeklinając lód dookoła. Przebycie ciasnego korytarza
było dla niego zadaniem znacznie trudniejszym niż dla pozostałych. Jego szerokie
ramiona utrudniały mu przeciśnięcie się przez najwęższe fragmenty przejścia.
 Pospieszmy się z ubieraniem  ponaglał Harry; jego głos, odbity od ścian
i kopuły lodowego amfiteatru, tworzył rezonans, co nadawało mu niesamowite,
dudniÄ…ce brzmienie.
 Nie mamy czasu do stracenia.
Przebierali siÄ™ z arktycznego ubrania w kombinezony do nurkowania z po-
śpiechem, który zrodził się z dotkliwego zimna i desperacji. Harry, Franz i Roger
199
odczuwali przejmujący ból, będący rezultatem zanurzenia się po kolana w wo-
dzie: ich stopy na wpół zdrętwiały  co było niepokojącym objawem  jednak
wkrótce na skutek szoku powrócił im nadmiar czucia, tak że od łydek po palce
u nóg dokuczało im łamanie w kościach, rwanie, kłucie, palenie. Inni nie cierpieli
tych dodatkowych katuszy, jednak głośno przeklinali i narzekali podczas krótkich
chwil, gdy musieli pozostawać bez ubrania. W pieczarze nie było najlżejszego
choćby podmuchu wiatru, jednak temperatura powietrza wynosiła około dwudzie-
stu stopni Fahrenheita poniżej zera. Dlatego właśnie nakładali górną i dolną część
kombinezonów etapami, aby uniknąć całkowitego wystawienia się na działanie
morderczego zimna: ściągali najpierw buty, filcowe wkładki, skarpety, spodnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl