[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Terry nie żyje, pani Barnes oznajmiła. Umarł beze mnie, w samotności.
Weszła na górę i bardzo zdecydowanym ruchem zatrzasnęła drzwi swego pokoju.
Coś podobnego& powiedziała pani Barnes do ściany.
W pięć minut pózniej wsunęła głowę do pokoju swej lokatorki. Joyce siedziała
nieruchomo w fotelu. W jej oczach nie było śladu łez.
Przyszedł pani adorator. Czy mam przysłać go na górę?
Tak, bardzo proszę odparła Joyce z błyskiem w oczach. Chcę się z nim
zobaczyć.
Halliday z hałasem wszedł do pokoju.
Wszystko załatwione oznajmił. Nie traciłem czasu, co? Jestem gotów
natychmiast zabrać cię z tego okropnego miejsca. Nie możesz tu zostać. No, ubieraj
siÄ™.
Nie ma potrzeby, Arthur.
Jak to nie ma potrzeby? O co ci chodzi?
Terry nie żyje. Nie muszę już za ciebie wychodzić.
O czym ty mówisz?
O moim psie& Terrym. On nie żyje. Zamierzałam wyjść za ciebie tylko po to&
żeby się z nim nie rozstawać.
Halliday patrzył na nią, a jego twarz stawała się coraz bardziej czerwona.
Jesteś obłąkana.
Nie przeczę. Ludzie, którzy kochają psy, tacy właśnie są.
Czy mówisz poważnie, że zamierzałaś za mnie wyjść tylko z powodu& Och, to
absurdalne!
A jak sądziłeś, dlaczego miałabym za ciebie wychodzić? Przecież wiesz, że cię
nienawidzÄ™.
Byłaś gotowa za mnie wyjść, bo mogłem ci zapewnić wygodne życie& i nadal
mogę to zrobić.
Moim zdaniem powiedziała Joyce to jest jeszcze bardziej odrażający
motyw niż mój. Tak czy owak, sprawa załatwiona. Nie wyjdę za ciebie!
Czy zdajesz sobie sprawę, że traktujesz mnie cholernie obrazliwie?
Popatrzyła na niego krytycznie, ale w jej spojrzeniu był taki żar, że odruchowo się
cofnÄ…Å‚.
Nie sądzę. Słyszałam, jak mówiłeś, że lubisz czerpać z życia same
przyjemności. Czerpałeś je moim kosztem. A to, że cię nie lubiłam, potęgowało
jeszcze twoją satysfakcję. Wiedziałeś, że cię nienawidzę, i bawiło cię to. Kiedy
pozwoliłam ci się wczoraj pocałować, byłeś rozczarowany, ponieważ nie odmówiłam
ani nie wzdrygnęłam się. Masz w sobie coś brutalnego, coś okrutnego& znajdujesz
przyjemność w zadawaniu innym bólu& Nikt nie jest w stanie traktować cię tak
obrazliwie, jak na to zasługujesz. A teraz, czy mógłbyś wynieść się z mojego pokoju?
Chcę zostać sama.
Co& co zamierzasz zrobić? wyjąkał. Przecież nie masz pieniędzy.
To moja sprawa. Proszę, idz już.
Jesteś diablicą. Irytującą małą diablicą. Jeszcze za mną zatęsknisz.
Joyce roześmiała się.
Niespodziewany wybuch śmiechu wzburzył go jeszcze bardziej. Chwiejnym
krokiem zszedł na dół i odjechał.
Joyce westchnęła. Włożyła swój wytarty, filcowy czarny kapelusz i wyszła z domu.
Mijała kolejne ulice jak we śnie, o niczym nie myśląc i niczego nie czując. Gdzieś w
zakamarkach jej duszy czaił się ból& ból, który wkrótce miał wybuchnąć ze
wzmożoną siłą, ale w tym momencie jej zmysły były na szczęście przytępione.
Minąwszy Urząd Zatrudnienia zawahała się.
Muszę coś przedsięwziąć powiedziała do siebie. Oczywiście, mogę
skoczyć do rzeki. Często o tym myślałam. Po prostu skończyć ze wszystkim. Ale
woda jest taka zimna i mokra. Nie jestem chyba dość odważna. Prawdę mówiąc,
wcale nie jestem odważna.
Weszła do Urzędu Zatrudnienia.
Dzień dobry, pani Lambert. Niestety, nie mamy żadnej posady dla dochodzącej
guwernantki.
To nie ma już znaczenia powiedziała Joyce. Teraz mogę przyjąć każdą
pracę. Mój przyjaciel, z którym mieszkałam& odszedł.
Zatem bierze pani pod uwagÄ™ wyjazd za granicÄ™?
Joyce kiwnęła głową.
Owszem i to możliwie jak najdalej stąd.
Tak się złożyło, że pan Allaby właśnie tu jest i przeprowadza rozmowy z
kandydatkami. ZaprowadzÄ™ paniÄ… do niego.
Po chwili Joyce siedziała w małym pokoju i odpowiadała na pytania pana Allaby.
Mężczyzna, z którym rozmawiała, wydawał jej się znajomy, ale nie potrafiła go
[ Pobierz całość w formacie PDF ]