[ Pobierz całość w formacie PDF ]
cztery metry. Przy łó\ku stał prosty stół, a pod ścianą na-
przeciwko krzesło z oparciem. Obok krzesła znajdował się
otwór wąskiego tunelu prowadzącego w ciemność. W od-
ległym kącie dostrzegła prymitywny gazowy piecyk, zwój
sznura i obok rolkę srebrnej taśmy izolacyjnej. Była te\ łopata
i grabie. Na stole le\ały rozrzucone czasopisma i świeca, ale,
niestety, bez zapałek.
Zwiatło nabrało intensywności. Liv siedziała nieruchomo,
wyczekujÄ…c.
Zwiatło - lampa naftowa - znalazło się w środku, wniesione
przez Cauleya. Wcią\ miał na sobie ceratową kurtkę z
kapturem. Kurtka była mokra, kaptur zasłaniał twarz. Za-
trzymał się w nogach łó\ka i patrzył na Liv. Woda ściekała z
niego obficie i tworzyła kału\ę na podłodze. Trzymał lampę
tak, \e oświetlała go od dołu, nadając jego rysom upiorny
wyraz.
- Obudziłaś się - powiedział takim tonem, jakby się dziwił, \e
w ogóle odzyskała świadomość.
Siedziała bez ruchu, słysząc w uszach łomot własnego serca.
Wytrzymała jego spojrzenie. Miała ochotę miotać się i
krzyczeć, lecz z najwy\szym trudem udało jej się opanować.
Pozostała jej jedynie godność. Poza tym nie chciała, by
przyszło mu do głowy sprawdzić więzy na jej rękach i nogach,
bo wówczas pewnie mocniej by je zacieśnił.
Patrzył na nią z niechęcią, jakby to była jej wina, \e ją
ogłuszył i przyniósł w to miejsce.
- Szukają cię - odezwał się w końcu. - Mnie te\, na pewno.
Dag musiał im powiedzieć, \e wysłał mnie, \ebym otworzył
bramÄ™.
Uniósł rękę i zsunął z głowy kaptur. Nagle nie był ju\
upiorem, tylko zagubionym chłopcem, który popełnił coś
strasznego, czego teraz bardzo \ałuje.
Postawiwszy lampę na stole, opadł cię\ko na krzesło pod
ścianą.
- Pod bramą wydawało mi się, \e robię, co nale\y. Dla
Eveline. Ona jest wściekła, bo przez ciebie jej brat jest smut-
ny. Eveline... - Przez moment wyglądał, jakby miał się
rozpłakać. Wbił wzrok w zniszczone buty. - Ona mnie ju\ nie
kocha. Pomyślałem, \e mo\e mnie znów pokocha, jak się
ciebie pozbędę na dobre. - Podniósł głowę i popatrzył na Liv. -
Czemu ksiÄ…\Ä™ jest przez ciebie smutny?
Jak miała odpowiedzieć z ustami zaklejonymi taśmą? Cauley
chrzÄ…knÄ…Å‚ niepewnie.
- Chyba nic nie powiesz, dopóki nie zdejmę ci taśmy. Raczej
nie zdejmę. To by chyba nie było mądre. Nie sądzę, \eby cię
usłyszeli, gdybyś krzyczała, ale lepiej nie ryzykować.
Mierzyli się spojrzeniami. Mimo chłodu Liv pociła się obficie;
czuła lepkość pod pachami, kropelki wilgoci na czole. Była
przera\ona.
I pewna, \e ten nieszczęsny, chory dzieciak nie powinien
wiedzieć o jej strachu.
- Co teraz? - zastanawiał się głośno. W oczach miał dzikość
graniczącą z szaleństwem. - Co ja teraz zrobię? Musieli się
domyślić, \e to ja cię porwałem. W ka\dym razie wkrótce
będą wiedzieli. Nie mogę tam wrócić. Chyba muszę uciekać.
Midlings albo dalej, a\ w Góry Czarne. Mo\e trafię do
mistyków. Albo dopadną mnie kvina soldars? Wyrwą mi
wątrobę i przywią\ą gdzieś, \eby kruki wydziobały mi oczy. -
Wstał. - Sam nie wiem... - Uderzył pięścią w otwartą drugą
dłoń. - Po prostu nie wiem...
Liv z trudem wytrzymała, by się nie wzdrygnąć, kiedy
podszedł bli\ej, \eby wziąć lampę.
- RozejrzÄ™ siÄ™ jeszcze trochÄ™. ZobaczÄ™, co oni kombinujÄ…, ale
wrócę. - Skierował się do tunelu, przystając u wejścia. -
Przykro mi, ale Eveline zna to miejsce. KiedyÅ› jÄ… tu przypro-
wadziłem. Wyciągną od niej, \e mogłem cię tu ukryć. A to
znaczy, \e cię znajdą. A ty im powiesz, co zrobiłem.
Pokręciła głową, gwałtownie, niemal histerycznie.
Odpowiedział smutnym, dr\ącym uśmiechem.
- Och, nie kłam. Przecie\ wiesz, \e im wszystko wygadasz.
Jest tylko jeden sposób, \eby temu zapobiec. Muszę cię zabić i
zakopać. A kiedy ju\ to zrobię, ucieknę daleko stąd.
Mimo ulewy Finn wyciągnął z domu, kogo tylko mógł.
Przeczesywali zarośla, systematycznie sprawdzając ka\dy
zakamarek.
Nie znalezli \adnych śladów poza mercedesem stojącym
między rozsuniętymi skrzydłami bramy. Przednie drzwi były
otwarte, torebka Liv le\ała na podłodze między siedzeniami.
Finn natychmiast wezwał Daga. Tłumaczył się, \e akurat
pomagał stajennemu przy koniach, więc wysłał Cauleya, \eby
otworzył bramę.
Cauleya nigdzie nie było.
A Liv...
Finn stał na deszczu przy otwartym samochodzie i przeklinał
się w duchu za to, \e nie odebrał tego cholernego telefonu. Liv
w sumie dzwoniła cztery razy - dwukrotnie na jego komórkę i
dwa razy na numer domowy.
A on nie odbierał, bo był zajęty u\alaniem się nad sobą.
Jeśli jej się coś stało...
Przywołał się do porządku.
Nic jej się nie stanie. Znajdą ją. Całą i zdrową. Nie mo\e być
inaczej. Nie dopuści do tego.
Dlaczego wysiadła z samochodu?
Wydawało się niemo\liwe, by dobrowolnie zechciała iść
pieszo. Brama została otwarta przez Cauleya, tego był pewien.
Zgodnie z logiką, Liv powinna podjechać pod dom.
Ustawienie samochodu pośrodku bramy wskazywało, \e tak
właśnie zamierzała zrobić.
Co mogło ją zatrzymać? Czy\by zaatakował ją napastnik,
ukryty wcześniej między drzewami? Na przykład osobisty
wróg króla, który zdecydował się porwać jego córkę?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]