[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wego, gdy odpływałam z portu w Kingston. Stał na nabrzeżu
ze swoimi ludzmi i zdawało mi się, że jest bezsilny i nie może
nas więcej krzywdzić.
- Krzywdzić? W jaki sposób?
- Jeszcze na Jamajce groził, że zabije jednego z moich
służących, a w końcu uwięził mnie w willi pod Kingston.
Z pomocą Josepha zdołałam stamtąd uciec. - Caroline urwa
ła. Mówiąc o tym, poczuła dawny strach.
- Czego chciał od pani ten człowiek? Zmusić panią do
małżeństwa?
- Skądże! On jest żonaty. Miał znacznie bardziej przy
ziemny cel. - Spojrzała na pułkownika. - Pan wydaje się po
wątpiewać w moje słowa. Myślę, że nadeszła chwila, w któ
rej powinnam zawierzyć panu tajemnicę. Wątpię, czy inaczej
zechce mi pan dalej pomagać.
- Chyba ma pani słuszność - przyznał pułkownik. - Nikt
nie lubi, kiedy robi siÄ™ z niego durnia.
- Mój kuzyn Edmund chce dostać coś, co mój dziadek
powierzył mi przed śmiercią. Coś, co jest warte królewskiego
okupu i czego obiecałam strzec jak oka w głowie. Jeśli uwa
ża pan, że zanadto się tym egzaltuję, to przepraszam. Ale
rzecz tak właśnie się przedstawia. Oprócz dzisiejszego ranka
nie spuściłam tego przedmiotu z oka ani na chwilę.
Pułkownik zerknął na torbę leżącą na jej kolanach.
- Rozumiem, że teraz ma pani ten przedmiot w torbie.
Dlaczego dotąd nie nosiła pani niczego podobnego?
Caroline wydęła wargi.
- Widział pan to za każdym razem, kiedy zatrzymywał
na mnie wzrok, pułkowniku. Miałam to na brzuchu. To dla
tego byłam taka... przy kości.
Przez twarz Johna Ancrofta przemknął uśmiech. Caroline
pozwoliła sobie na odrobinę nadziei. A jednak pułkownik ma
poczucie humoru! Wróciła do swojej relacji.
- Myliliśmy się, sądząc, że uwolniliśmy się od Edmunda.
Jeden z jego ludzi najwidoczniej wsiadł na nasz statek i gdy
zeszliśmy na ląd w Falmouth, zwerbował ludzi w imieniu
swojego mocodawcy. Napad w Kornwalii to była prymityw
na próba przeszukania naszych bagaży. Druga napaść, pod
czas której zraniono Josepha, została zorganizowana znacz
nie lepiej. Ci rabusie wiedzieli, czego szukajÄ… i gdzie mogÄ…
to znalezć. Uciekali z przekonaniem, że osiągnęli cel. I tak
byłoby rzeczywiście, gdyby poprzedniego wieczoru Joseph
nie zauważył podejrzanie zachowującego się człowieka. Po
drugim napadzie zyskaliśmy trochę czasu, zanim tamci mogli
zorientować się w swojej pomyłce. Wtedy powołałam do ży
cia paniÄ… Hopkins.
- I znalazła pani bezpieczne miejsce dla tego czegoś. -
Pułkownik dotknął torby. - Bez wątpienia wytłumaczy mi
pani również, gdzie w tym wszystkim jest miejsce dla pani
męża.
- Mojego męża? - spytała Caroline bezbarwnie. - Nig
dzie, panie pułkowniku.
- Nie ma pani męża?
- Miałam, ale on od wielu lat nie żyje.
- A gdzie sÄ… jego prochy?
- O czym pan mówi, pułkowniku? Nie mam pojęcia!
- Czy to też była część spisku? Powiedziano mi, że wie
zie pani prochy męża, by złożyć je w jego rodzinnej ziemi.
- No, ja tego nie powiedziałam!
- Nie? Usłyszałem to od adwokata, pana Fennybrighta,
a trudno mi uwierzyć, że pan Fennybright celowo wprowa
dziłby mnie w błąd. Jak więc do tego doszło? Może został
zle poinformowany? Sądziłem, że Samuel Turner jest kry
ształowo uczciwym człowiekiem, podobnie jak Fennybright,
ale może to pani namówiła go do przedstawienia mi wzru
szającej historii wdowy, która wypełnia smutną misję prze
wiezienia prochów męża w jego rodzinne strony. Jeśli tak, to
gratuluję pani arcydzieła. Nigdy nie zdecydowałbym się pod
jąć tego zadania, gdyby pan Turner nie odwołał się do moje
go poczucia honoru. A więc, pani Duval, czy to pani namó
wiła pana Turnera, aby wprowadził w błąd swojego partnera
i skutkiem tego również mnie, czy to była jego inicjatywa?
- Niczego podobnego nie zrobiłam! To prawda, że jestem
wdową. I prawda, że bałam się tej podróży, zresztą jak pan
wie, miałam ku temu powody. Prawdą jest również, że pan
Turner bardzo chciał pomóc wnuczce jednego ze swych naj
dawniejszych klientów i przyjaciół. Czy pan bardzo się opie
rał prośbie pana Fennybrighta?
- Owszem. Prawdę mówiąc, początkowo bez wahania
odmówiłem.
- Oto i przyczyna. Pan Turner musiał się o tym dowie
dzieć i nieco ubarwił historię. Może uznał, że zmarły mąż
jest bardziej wzruszający niż zmarły dziadek? Słowo daję,
panie pułkowniku, że jedynym oszustwem w tej całej historii
było dodanie mi kilku lat, żeby zwieść moich prześladow
ców. Nie prosiłam, a tym bardziej nie namawiałam pana Tur
nera do wprowadzenia w błąd partnera. Przykro mi, jeśli pan
tak to zinterpretował.
- A co z prochami męża? Czy w tej torbie znajdują się
prochy pani dziadka?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]