[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kristine, nie znajdując innej drogi wyjścia z nieszczęścia, w które ją wpędził, odbierze sobie
\ycie. Jednak nawet mu powieka nie drgnęła, pomyślała Mali z goryczą, gdy się o tym
dowiedział. Udawał, \e nie ma pojęcia, kto mógł się przyczynić do tej tragedii!
Mali słyszała równie\, jak ludzie gadali, \e maczał palce w innych podejrzanych
sprawach, \e oszukiwał przy sprzeda\y i wykorzystywał znajomości dla osiągania korzyści.
W tym celu zawsze szukał słabych stron człowieka, rozpowszechniał złośliwe plotki,
mogące zniszczyć tego, kto miał z nim na pieńku. Ona te\ z nim zadarła, pomyślała Mali i
roztarła zimne dłonie. Nic nie sprawiłoby mu większej radości ni\ to, gdyby kiedyś udało
mu się ją pokonać!
Mały Sivert otworzył oczy i zaspany spojrzał na matkę.
- Czy to ten du\y chłopiec ma dziś urodziny? spytała Mali i pieszczotliwie
potargała go po włosach. Kończy trzy lata i dostanie prezent?
Przez moment Mały Sivert patrzył na nią, nie rozumiejąc, lecz w jednej chwili
oprzytomniał i usiadł na łó\ku.
- Sivelt jest duzy - powiedział i uśmiechnął się. - Tsy lata!
Mali podała mu jeden z pakunków, ten z du\ą tabliczką czekolady. Na ów widok
oczy chłopca zrobiły się ogromne. Nieczęsto dostawał słodycze, a tym bardziej całą, du\ą
tabliczkę; takiej jeszcze nigdy nikt mu nie podarował. Niecierpliwymi palcami rozerwał
papier i wziął du\y kawałek. Będzie dziś kłopot ze śniadaniem, pomyślała Mali, ale trudno.
Przecie\ to trzecie urodziny małego!
- Nie mo\esz zjeść od razu wszystkiego - rzekła i zabrała mu resztę. - Powinieneś
zrobić trochę miejsca w brzuszku na śniadanie, rozumiesz. A potem przyjdą do ciebie
goście i przyniosą więcej prezentów, mama upiekła te\ ciasto.
Z kącików ust Małego Siverta pociekła rozpuszczona czekolada. Jego oczy
błyszczały. Mali przyniosła ściereczkę i umyła mu buzię, a potem podała mu drugą paczkę.
Piękny ciemnoniebieski garnitur nie wzbudził takiego zainteresowania jak czekolada,
zresztą Mali nie liczyła na to.
- A teraz powiedz ładnie dziękuję" - zwróciła mu uwagę. - Musisz o tym pamiętać,
\e kiedy coś dostajesz, zawsze musisz podziękować.
- Dziękuję baldzo! - zawołał i zarzucił jej ręce na szyję. -Mogę jesce cekolady?
Mali nie potrafiła synkowi odmówić i dała mu du\y kawałek. Potem ubrała chłopca
i razem z prezentami zabrała na dół.
Beret ju\ zeszła do salonu. Schudła i posiwiała od czasu, kiedy zabrakło Siverta,
zauwa\yła Mali. Nie przypuszczała, \e teściowa tak to prze\yje; być mo\e była bardziej
związana z Sivertem, na swój szczególny sposób, ni\ Mali sądziła. Parę razy próbowała
rozmawiać z Beret o Sivercie, ale tamta tylko jeszcze bardziej zamykała się w sobie i
patrzyła gdzieś w dal nieobecnym, pozbawionym \ycia, szarym wzrokiem.
Mali uznała, \e nie powinna się spodziewać, \e teściowa nagle zechce dzielić się z
nią swymi najskrytszymi myślami. Lub uczuciami, jeśli jakieś miała. Mali zawsze wątpiła
w to, \e matkę Johana stać na wzruszenie, ciepły gest lub chwilową słabość i prawdziwe
łzy, mo\e poza sytuacjami, kiedy rozczulał ją Mały Sivert. Teraz nie była ju\ tego taka
pewna. Zdarzało się bowiem, \e czasami, gdy Beret myślała, \e nikt jej nie widzi, Mali
dostrzegała w jej spojrzeniu jakiś ból i bezradność. Nigdy jednak nie trwało to
wystarczająco długo, by mogła nabrać pewności, a i Beret nigdy nie próbowała z Mali
rozmawiać, nigdy nie szukała u niej pociechy. Tylko Mały Sivert potrafił wywołać uśmiech
na poszarzałej twarzy babci.
- No nie, kto to przyszedł? - zawołał Johan i podrzucił syna wysoko w powietrze, a\
ten krzyczał z radości. - Czy ktoś ma tu dzisiaj urodziny?
- Tak, ja! - odpowiedział Mały Sivert zachwycony. - Tsy lata!
- Koniec świata! - rzekł Johan i uśmiechnął się. - Ju\ tak się zestarzałeś? W takim
razie nie jesteś ju\ małym dzieckiem, lecz wyrosłeś na tyle, \eby dostać swoją własną
sypialnię obok naszej, mamy i mojej - dodał, rzucając krótkie spojrzenie w stronę Mali.
Serce w Mali zamarło. Myślała, \e uda jej się jeszcze trochę odsunąć w czasie ten
moment, ale Johan najwidoczniej tylko czekał na odpowiednią okazję. Nie mogła się
sprzeciwić, bo wszystkim wydałoby się to dziwne i nienaturalne.
- Tata ma jeszcze coś dla ciebie. Ale najpierw musimy się ubrać i wyjść na dwór.
- Na dwól? - spytał Mały Sivert, nie rozumiejąc. - Packa jest tam?
- Tak - odparł Johan i Mali zauwa\yła w jego oczach błysk dumy. - Paczka jest na
zewnątrz. Jest baardzo du\a, zobaczysz, tak du\a, \e nie dałem rady wnieść jej do domu.
Mali zastanowiła się, co takiego Johan teraz wymyślił. Mały Sivert w największym
pośpiechu wciągnął na siebie kurtkę i czapkę, owinął się szalikiem i podreptał za ojcem.
Mali zauwa\yła, \e nawet Beret wstała i ruszyła za nimi, stanęła tu\ za Mali.
Na dziedzińcu stał Gudmund i trzymał na uwięzi młodą, błyszczącą kasztankę z
grzywą jak złocisty jedwab i ogonem tej samej barwy. To najpiękniejsza klacz, jaką Mali w
\yciu widziała. Nigdy nie spotkała takiej kombinacji kolorów. Musiała sporo kosztować,
pomyślała. Johan nie kupił chyba chłopcu konia na własność? Ojciec wziął małego Siverta
na ręce i ruszył w stronę Gudmunda. Mali powoli podą\yła za nimi.
- Co ty, Johan... - rzekła nieco zbita z tropu. - Coś ty wymyślił? Klacz!
- Dziedzic Stornes powinien mieć swoją klacz - odparł Johan i uśmiechnął się
dumnie niczym mały chłopiec. -Nasza stara szkapa i tak będzie wkrótce potrzebowała
zmienniczki - wyjaśnił.
Podeszli bli\ej do Gudmunda. Kasztanka odwróciła ku nim łeb i zar\ała, a wtedy
Johan wyjął z kieszeni kawałek brązowego cukru i podał Małemu Sivertowi.
- Daj swojej klaczy trochę cukru - zaproponował. - Bo to jest twój koń, chłopie.
- Mój koń? - spytał Mały Sivert z niedowierzaniem i popatrzył wielkimi oczami na
ojca. - Tylko mój? Mój koń, tylko mój?
- Tylko twój - przytaknął Johan. - Przywitaj się z nim teraz i daj mu cukier.
Nie okazując ani trochę strachu, chłopiec otworzył maleńką piąstkę i przysunął ją
tu\ przed chrapy konia. Klacz powąchała i ostro\nie zlizała cukier. Potem przytuliła swój
ciemny, miękki pysk do chłopca.
- Jak ona się nazywa? - spytał Mały Sivert i bez lęku poklepał zwierzę po łbie.
Przysunął buzię do klaczy i szeptał jej niezrozumiałe, pieszczotliwe słowa. Mali
stała gotowa do obrony, gdyby kasztanka usiłowała zaatakować chłopca lub zachowywała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]