[ Pobierz całość w formacie PDF ]

w gardle.
Nie można było zrobić nic, tylko czekać. Minęła chyba cała wieczność, zanim
flegmatyczna postać policjanta w hełmie wyszła zza narożnika domu. Lou
wychyliła się z okna, a on popatrzył, zasłaniając przed słońcem oczy ręką. Odezwał
siÄ™ z wyrzutem.
- Co się tu dzieje? - zapytał.
204
Z oddzielnych okien Lou i pani Cresswell zalały go falą podnieconych
informacji.
Policjant wyciągnął notes i ołówek.
- Panie pobiegły na górę i zamknęły się? Mogą panie podać swoje nazwiska?
- Nie. Zamknął nas ktoś inny. Proszę nas wypuścić.
Policjant odparł z dezaprobatą:
- Wszystko w odpowiednim czasie - i zniknÄ…Å‚ w oknie na parterze.
Minęła chyba cała wieczność, kiedy Lou usłyszała odgłos przyjeżdżającego
samochodu i, po czasie, który wydawał się godziną, a był zaledwie trzema
minutami, najpierw pani Cresswell, a potem Lou zostały uwolnione przez sierżanta,
bardziej żwawego niż pierwszy policjant.
- Panna Greenshaw? - spytała Lou łamiącym się głosem. - Co... co się stało?
Sierżant odchrząknął.
- Przykro mi powiedzieć pani, jak już przekazałem pani Cresswell, że panna
Greenshaw nie żyje.
- Zamordowana - wtrąciła pani Cresswell. - To było właśnie to - morderstwo.
- Może to był wypadek - rzekł sierżant z powątpiewaniem. - Niektórzy
chłopcy wiejscy strzelają z łuków.
Znowu słychać było odgłos przyjeżdżającego samochodu.
- To będzie lekarz policyjny - powiedział sierżant i ruszył na dół.
Nie był to jednak lekarz. Kiedy Lou i pani Cresswell zeszły na dół, przez
frontowe drzwi wszedł niepewnie młody człowiek i stanął, rozglądając się z
pewnym zakłopotaniem.
Potem odezwał się przyjemnym głosem, który wydał się Lou znajomy -
może przypominał głos samej panny Greenshaw.
- Przepraszam, czy... ee... czy tu mieszka panna Greenshaw?
- Czy mogę prosić o pańskie nazwisko? - spytał sierżant, zbliżając się do
niego.
- Fletcher - odparł młody człowiek. - Nat Fletcher. Jestem siostrzeńcem
panny Greenshaw.
- NaprawdÄ™, proszÄ™ pana... bardzo mi przykro... jestem pewien...
- Czy coś się stało? - zapytał Nat Fletcher.
205
- Zdarzył się... wypadek... pańska ciotka została zastrzelona z łuku... strzała
przebiła żyłę szyjną...
Pani Cresswell przemówiła histerycznie i bez zwykłej wytworności.
- To się stało, że pańską ciotkę zamordowano. Pańska ciotka została
zamordowana.
206
III
Inspektor Welch przysunął swoje krzesło bliżej stołu i przyjrzał się czworgu
ludziom zgromadzonym w pokoju. Był to wieczór tego samego dnia. Zajechał do
domu Westów, żeby przesłuchać jeszcze raz Lou Oxley.
- Jest pani pewna, że tak dokładnie brzmiały słowa?  ...zastrzelił... zastrzelił
mnie... z Å‚uku... pomocy... ?
Lou potwierdziła.
- A czas?
- Spojrzałam na zegarek minutę lub dwie pózniej i wówczas była dwunasta
dwadzieścia pięć.
- Pani zegarek chodzi dobrze?
- Popatrzyłam również na zegar ścienny.
Inspektor zwrócił się do Raymonda Westa.
- Okazało się, że mniej więcej tydzień temu był pan z panem Horace em
Bindlerem świadkiem testamentu panny Greenshaw?
Raymond krótko zrelacjonował zdarzenia w czasie popołudniowej wizyty,
którą on i Horace Bindler złożyli w domu panny Greenshaw.
- Zwiadectwo panów może być ważne - rzekł Welch. - Panna Greenshaw
wyraznie powiedziała panom, że spisała testament na korzyść pani Cresswell,
gospodyni, że nie płaci pani Cresswell żadnej pensji ze względu na spodziewane
korzyści po jej śmierci?
- Tak właśnie mi powiedziała.
- Mógłby pan stwierdzić, że pani Cresswell była zdecydowanie świadoma
tego faktu?
- Powiedziałbym, że niewątpliwie tak. Panna Greenshaw zrobiła w mojej
obecności uwagę, że spadkobierczyni nie może być świadkiem testamentu, a pani
Cresswell wyraznie rozumiała, o co chodzi. Co więcej, panna Greenshaw wyjaśniła
mi, że zawarła taką umowę z panią Cresswell.
- A więc pani Cresswell miała powód uważać, że jest zainteresowaną stroną.
Miała wyrazny motyw i śmiem twierdzić, że byłaby naszą główną podejrzaną,
gdyby nie to, że została zamknięta na klucz w swoim pokoju, tak jak obecna tu
207
pani Oxley, a także dlatego, że panna Greenshaw zdecydowanie twierdziła, iż
zastrzelił ją mężczyzna.
- Na pewno była zamknięta w pokoju?
- O tak. Sierżant Cayley ją wypuścił. To jest wielki, stary zamek z wielkim
starym kluczem. Klucz tkwił w dziurce i nie było szansy, by go przekręcić od środka
lub uczynić to w jakiś inny sposób. Nie, może pan przyjąć zdecydowanie, że pani
Cresswell była zamknięta w tym pokoju i nie mogła wyjść. I nie było tam łuku ani
strzał, a panna Greenshaw nie mogła zostać zastrzelona z okna - kąt rany wyklucza
to - nie, pani Cresswell została wykluczona.
- Czy panna Greenshaw lubiła według państwa robić kawały?
Panna Marple spojrzała bystrze ze swego miejsca.
- A więc testament nie był wcale na korzyść pani Cresswell?
Inspektor Welch popatrzył na nią ze zdziwieniem.
- Mądrze to pani wymyśliła, madam. Nie, pani Cresswell nie została [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl