[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Polhaus skinął głową, włożył galaretkę do ust, przełknął i dodał:
- Głównie po to.
- Dundy cię przysłał?
Polhaus zrobił grymas zniechęcenia.
- Wiesz dobrze, że nie. Jest tak samo uparty jak ty-
Spade uśmiechnął się i potrząsnął głową.
- O, wcale nie tak samo, Tom. Tylko mu się zdaje. Tom skrzywił się i odkroił nożem kawałek
nóżek.
- Czy ty nigdy nie nabierzesz rozumu? - narzekał. - Na co się skarżysz? Co on ci zrobił? W
końcu byłeś przecież górą. Po co żywić urazę? Tylko ściągasz sobie na łeb kłopoty.
Spade złożył ostrożnie nóż i widelec i oparł dłonie po obu stronach talerza. Uśmiechał się
nieprzyjaznie.
- W moim położeniu, kiedy gliniarze tyrają po nocach, żeby przysporzyć mi kłopotów, trochę
więcej nie zaszkodzi. Nawet tego nie odczuję.
Polhaus poczerwieniał.
- Nie powiem, żebyś był dla mnie miły.
Spade wziął nóż i widelec, zaczął jeść. Jedli obaj w milczeniu. Po chwili Spade spytał:
- Widziałeś palący się statek w zatoce?
- Widziałem dym. Bądzże rozsądny, Sam! Dundy postąpił zle i wie o tym. Mało ci jeszcze?
- Więc twoim zdaniem powinienem pójść i wyrazić nadzieję, że niezbyt mocno uderzyłem go
brodą w pięść?
Polhaus z wściekłością wbił widelec w galaretkę.
- Czy Phil Archer znowu przychodził z donosami?
- Diabła tam! Dundy wcale nie myślał, żeś ty zabił Milesa, ale co miał robić? Musiał iść po
nitce. Sam wiesz, że na jego miejscu zrobiłbyś to samo.
- Tak? - w oczach Spade a zamigotała złośliwość. - A z czegóż wnosi, że go nie zabiłem? Albo
ty z czego wnosisz, że nie zabiłem? A może myślisz, że zabiłem?
Rumiana twarz Polhausa znów poczerwieniała.
- Milesa zabił Thursby - rzekł.
- Tak myślisz.
- Wiem na pewno. Ten webley był jego i z tego właśnie webleya zabito Milesa.
- Na pewno? - dopytywał się Spade.
- Z całą pewnością - odparł detektyw policyjny. - Znalezliśmy chłopaka na posyłki z hotelu
Thursby ego, który widział ten rewolwer w jego pokoju owego ranka. Zwrócił na niego uwagę, bo
jeszcze nigdy takiego nie widział. Ja sam nigdy nie widziałem. Powiadasz, że już się ich więcej nie
produkuje. Mało prawdopodobne, żeby był taki drugi, a w każdym razie, jak ten nie był Thursby ego,
to co się stało z jego webleyem? I właśnie z niego strzelano do Milesa. - Podniósł kawałek chleba do
ust, ale go cofnął i spytał: - Mówisz, że widywałeś je przedtem. Gdzie to było? - Włożył chleb do
ust.
- W Anglii, przed wojną.
- No proszę.
Spade skinął głową i rzekł:
- Więc zabiłem tylko Thursby ego?
Polhaus zaczął się kręcić na krześle, czerwieniejąc.
- Rany boskie, nigdy tego nie zapomnisz, czy co? - rzekł żałośnie. - To bzdura. Wiesz dobrze,
że takie oskarżenie jest bez sensu. Obrażasz się, jakbyś sam nie był tajniakiem i nigdy nikogo nie
ciągnął za język.
- Chciałeś powiedzieć, że tylko próbowaliście ciągnąć mnie za język, co?
Polhaus zaklął pod nosem i z pasją zajął się resztką nóżek na talerzu.
- No, dobrze - rzekł Spade. - Obaj wiemy, że to jest bezsensowne posądzenie. Ale co wie
Dundy?
- Dundy jest tego samego zdania.
- Cóż go do tego skłoniło?
- Ech, Sam, przecież on nigdy nie myślał poważnie, że ty... - Uśmiech Spade a kazał
Polhausowi przerwać w pół zdania i zamiast tego powiedzieć: - Dowiedzieliśmy się o przeszłości
tego faceta.
- Tak? Kto to był?
Bystre oczka Polhausa przyjrzały się uważnie twarzy Spade a.
Spade wykrzyknął ze złością.
- Boże, chciałbym mieć bodaj połowę tych wiadomości, które wy, wielcy cwaniacy, mi
przypisujecie!
- Każdy by chciał - mruknął Polhaus. - Więc najpierw dał się poznać jako bandzior w St. Luis.
Zatrzymywano go mnóstwo razy za to i za owo, ale należał do bandy egańskiej i niewiele można mu
było zrobić. Nie wiem, jak to się stało, że zrezygnował z tej osłony, w każdym razie przyskrzynili go
raz w Nowym Jorku za obrabowanie domu gry - wsypała go dziewczyna - i odsiedział rok, nim
Fallon go wyciągnął. Parę lat pózniej odbył krótkoterminową odsiadkę za grożenie rewolwerem
innej dziewczynie, która go sypnęła, ale pózniej pokumał się z Dixie Monahanem i odtąd ilekroć
wpadał, nie miał trudności z wyjściem na wolność. To działo się wówczas, gdy Dixie był niemal tak
samo grubą rybą jak Nick Grek w szulerniach chicagoskich. Thursby z czasem objął rolę obstawy
Monahana i prysnął razem z nim, gdy Monaham pokłócił się z resztą szulerskiej szpany o jakiś dług,
którego nie mógł czy też nie chciał zwrócić. To było parę lat temu, mniej więcej w tym czasie, kiedy
zamknięto klub wioślarski w Newport. Nie wiem, czy Dixie miał z tym coś wspólnego, w każdym
razie wtedy właśnie zobaczono ich pierwszy raz razem.
- A Monahana potem widywano? - spytał Spade. Polhaus potrząsnął głową.
- Nie. - Jego małe bystre oczka spojrzały badawczo. - Chyba że ty go widziałeś albo wiesz, kto
go widział.
Spade rozparł się w krześle i zaczął skręcać papierosa.
- Nie widziałem go - powiedział łagodnie. - To, co mówisz, jest dla mnie nowością.
- Wierzę - rzekł Polhaus.
Spade uśmiechnął się do niego i spytał:
- Skąd żeście wytrzasnęli tyle wiadomości o Thursbym?
- Trochę z kartoteki, a trochę... ot, zebrało się tu i ówdzie.
- Na przykład od Caira? - teraz Spade z kolei przyjrzał się Polhausowi badawczo.
Polhaus odstawił filiżankę i potrząsnął głową.
- Od niego ani słowa. To przez ciebie facet jest dla nas skończony.
Spade roześmiał się.
- Chcesz powiedzieć, że dwóch detektywów wysokiej klasy, czyli ty i Dundy, pracowało nad
tym mięczakiem całą noc i nie mogło nic z niego wycisnąć?
- Co ty gadasz: całą noc! - zaprotestował Polhaus. - Niecałe dwie godziny. Stwierdziliśmy, że
guzik, i puściliśmy go.
Spade zaśmiał się znowu i spojrzał na zegarek. Skinął na Johna i poprosił o rachunek.
- Mam po południu spotkanie z prokuratorem okręgowym - powiedział Polhausowi, kiedy
czekali na resztę.
- Wezwał cię?
- Tak.
Polhaus wstał odpychając krzesło.
- Nie przysłużysz mi się - rzekł - jeśli mu powiesz, że rozmawiałem z tobą w ten sposób.
Chudy młodzieniec z odstającymi uszami wprowadził Spade a do gabinetu prokuratora
okręgowego. Spade wszedł uśmiechając się swobodnie.
- Jak się masz, Bryan! - rzekł na powitanie.
Prokurator okręgowy Bryan wstał i wyciągnął rękę ponad blatem biurka. Był to jasnowłosy
mężczyzna lat mniej więcej czterdziestu pięciu, w binoklach na czarnej wstążce, spoza których
patrzyły niebieskie, natarczywe oczy. Miał szerokie usta mówcy i szeroką brodę z dołkiem pośrodku.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]