[ Pobierz całość w formacie PDF ]
schować, zanim Schaffer zdążyłby go zabić. Gdyby go zastrzelił, zanim by ich zauważył,
wówczas nie byłoby mowy o krzyku czy ucieczce. Istniała jednakże możliwość, że wartownik
zachwieje się do przodu, spadnie z blanków, odbije się od dachu stacji i zleci w dolinę tuż przy
patrolujących żołnierzach i psach. Istniała taka możliwość, uznał Schaffer, ale nie
prawdopodobieństwo: impet uderzenia pocisku prawie na pewno spowodowałby upadek ciała do
tyłu. Schaffer nigdy jeszcze nie zastrzelił człowieka z zaskoczenia, lecz tym razem
przygotowywał się do tego z zimną krwią. Skierował świecący celownik na mostek pod szyją
wartownika i zaczął naciskać spust.
Księżyc skrył się za chmurą.
Powoli, sztywnym ruchem Schaffer opuścił broń. Raz jeszcze otarł pot. Miał przeczucie,
że na dziś jeszcze nie koniec z ocieraniem czoła.
Smith dotarł do okna, wdrapał się na parapet, pociągnął dwukrotnie za linę dając Schafferowi
znak do rozpoczęcia wspinaczki i przedostał się do pokoju. Panowały tu niemal całkowite
ciemności i ledwo zdążył rozpoznać kształt żelaznego łóżka, które przyciągnięto do okna jako
zakotwiczenie liny, gdy dwoje rąk oplotło mu szyję i ktoś zaczął mu coś bez związku mruczeć do
ucha.
Nie tak ostro, nie tak ostro zaprotestował. Nadal ciężko oddychał i brakowało mu
powietrza, ale zebrał się w sobie, schylił się i pocałował ją. Na dodatek z punktu widzenia
zawodowego zachowanie karygodne. Ale tym razem o tym nie doniosÄ™.
Milczała już, choć ciągle była do niego przytulona, kiedy pojawił się Schaffer, z trudem
wciągnął się na parapet i opadł na żelazne łóżko. Oddychał rzeczywiście bardzo ciężko i wyglądał
na kogoś, kto wiele przeszedł.
Czy w tej dziurze nie mają wind? spytał. %7łeby wydobyć z siebie te słowa, musiał
dwa razy odetchnąć.
Brak formy rzekł Smith bez współczucia. Podszedł do drzwi, zapalił światło i
pośpiesznie je zgasił. Cholera! Wciągnij linę i zasuń zasłony.
W taki sposób traktowano ludzi na rzymskich galerach powiedział Schaffer z
goryczÄ….
Jednakże w dziesięć sekund pózniej lina była już w środku, a zasłony zasunięte. W czasie,
gdy Smith manewrował łóżkiem ustawiając je na poprzednim miejscu, Schaffer wpychał linę do
płóciennego worka, zawierającego oprócz ich ubiorów maskujących i schmeisserów pęk ręcznych
granatów i zapas materiałów wybuchowych. Właśnie skończył go zawiązywać, kiedy w zamku
zachrobotał klucz.
Smith gestem nakazał Mary pozostać tam, gdzie stoi, a sam szybko zajął miejsce za
drzwiami. Schaffer wbrew rzekomemu wyczerpaniu rozpłaszczył się na podłodze za łóżkiem
bezszelestnie i zwinnie jak kot. Drzwi otworzyły się, do pokoju wkroczył młody oberleutnant i na
widok Mary trzymającej dłoń przy ustach stanął jak wryty. Na jego twarzy odbiło się zdumienie,
które niemal natychmiast zastąpił pełen oczekiwania półuśmiech. Ręka Smitha opadła i młody
oficer wywrócił oczami.
Kiedy Smith studiował podsunięte mu przez Mary plany zamku, Schaffer związał
oberleutnanta nylonową liną, zakneblował taśmą i złożonego wpół wepchnął na dno szafy, a
potem na wszelki wypadek przyciągnął do niej łóżko.
Jestem gotów w każdej chwili, szefie.
Już. Zorientowałem się, gdzie, co jest. Najpierw w lewo, potem schodami w dół i
trzecie drzwi na lewo. Złota komnata. Tam, gdzie pułkownik prowadzi rozprawę. Niczego nie
brak, nawet galerii minstreli.
A co to jest galeria minstreli? chciał wiedzieć Schaffer.
Galeria przeznaczona dla minstreli. Potem następny korytarz w prawo prowadzi nas do
wschodniego skrzydła. Znów na dół, drugie drzwi na lewo. Centrala telefoniczna.
Czemu tam? spytał Schaffer. Przecież już przecięliśmy przewody.
Ale nie te pomiędzy zamkiem a koszarami. Chciałbyś, żeby tu zaprosili cały pułk
strzelców alpejskich? Helikopter jeszcze jest? zwrócił się do Mary.
Był, kiedy przyjechałam.
Helikopter? Schaffer wyglądał na zdumionego. A co nam szkodzi ten
wiatraczek?
To nam szkodzi, że mogą nim wywiezć stąd Carnaby'ego... zdenerwowani tym, że
jesteśmy na wolności... albo użyć go do uniemożliwienia nam ucieczki.
Jeżeli uciekniemy.
To też. Znasz się cokolwiek na unieruchamianiu helikopterów, Schaffer? W twoich
papierach jest napisane, że byłeś obiecującym kierowcą samochodów wyścigowych i biegłym
mechanikiem, zanim zaczęli dobierać się do wszystkich i ciebie w to wciągnęli.
Zgłosiłem się na ochotnika powiedział Schaffer z godnością. Co do biegłości, nie
wiem. Ale dajcie mi tylko dwukilowy młot, a mur-beton unieruchomię wszystko od buldożera do
roweru.
A bez młota? To nie jest zjazd producentów kotłów.
Znany byłem z finezji.
Skąd możemy zobaczyć tę maszynę? spytał Smith Mary.
Pięć kroków w tamtą stronę. Wskazała na drzwi. Tutaj wszystkie okna w
korytarzach wychodzÄ… na dziedziniec.
Smith otworzył drzwi, zerknął w obie strony korytarza i podszedł do okna naprzeciwko. U
jego bogu znalazł się Schaffer.
Pojawianie się i znikanie księżyca ani trochę nie wpływało na stan oświetlenia dziedzińca
Schloss Adler. Dwie duże wiszące lampy łukowe płonęły przy ciężkiej okutej bramie wjazdowej.
Trzecia paliła się na przeciwległym krańcu dziedzińca przed głównym wejściem do zamku.
Oprócz tego na wschodniej i zachodniej ścianie przymocowano na wysokości mniej więcej trzech
metrów cztery wodoszczelne lampy sztormowe. Zwiatło padało również z kilkunastu okien
wschodniego i północnego skrzydła. Jednak najjaśniej ze wszystkich płonęła lampa łukowa, którą
zamontowano nad helikopterem stojącym pod tymczasową osłoną z rozpiętego brezentu. Przy
silniku pracowała jakaś postać w zielonym kombinezonie i czapce z długim daszkiem. Smith
dotknął ramienia Schaffera i obaj wycofali się do pokoju, gdzie oczekująca ich Mary zamknęła za
nimi drzwi.
Wygląda na nieskomplikowaną operację powiedział Schaffer. Mówię o
urządzeniu tej maszynki tak, żeby już nie pofrunęła. Podchodzę do głównej bramy, obezwładniam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]