[ Pobierz całość w formacie PDF ]
powrót do zdrowia i nowego życia.
48
Heilige Maria, Mutter Gottes mówił dalej, gdy wtem jakiś nagus potrzą-
snÄ…Å‚ go za ramiÄ™.
Był to kadet Biegler.
Słuchajcie no mówił ja się kąpałem. . . To jest, mnie kąpali. . . Po-
trzebna mi kołdra. . . Mnie zimno. . .
To dziwny przypadek mówił po upływie pół godziny ten sam lekarz wę-
gierski pochylając się nad kadetem Bieglerem, który odpoczywał pod kołdrą.
Pan jest rekonwalescentem, panie kadecie.
Jutro wyprawimy pana do zapasowego szpitala do Tarnowa. Pan jest siew-
cą bakterii cholerycznych. . . Wiedza posunęła się tak daleko, że wszystko już
wiemy. . . Pan jest z 91 pułku. . .
. . . 13 marszbatalionu dodał sanitariusz za kadeta Bieglera kompania
11.
Proszę pisać rzekł lekarz wojskowy. Kadet Biegler, 13 marszbatalion,
11 kompania, 91 pułk piechoty, na obserwację do cholerycznego baraku w Tarno-
wie. Siewca zarazków cholerycznych. . .
W taki sposób z kadeta Bieglera, entuzjastycznego wojaka, stał się siewca
bakterii cholerycznych.
Rozdział 2
W Budapeszcie
Na stacji wojskowej w Budapeszcie Matuszicz przyniósł kapitanowi Sagnero-
wi telegram z komendy stacji. Autorem tego telegramu był nieszczęśliwy dowód-
ca brygady wyprawiony tymczasem do sanatorium. Telegram był nieszyfrowany
jak na poprzedniej stacji i był tej samej treści:
Szybko skończyć gotowanie i marsz na Sokal!
Do tego był jeszcze dodatek:
Tabory zaliczyć do grupy wschodniej. Służba wywiadowcza zostaje zniesio-
na. 13 marszbatalion buduje most przez Bug. Szczegóły w gazetach.
Kapitan Sagner udał się natychmiast do dowództwa stacji. Przywitał go mały,
grubawy oficer przyjaznym uśmiechem.
Co on nawyrabiał, ten wasz generał brygady rzekł chichocząc na cały
regulator ale musieliśmy doręczać te idiotyzmy, ponieważ z dywizji jeszcze
nie przyszło rozporządzenie, że depesze jego nie powinny być wręczane adresa-
tom. Wczoraj przejeżdżał tędy 14 marszbatalion 75 pułku, a dowódca batalionu
otrzymał depeszę z rozkazem, aby wszystkim szeregowcom wypłacono po sześć
koron, jako osobne wynagrodzenie za Przemyśl; w depeszy było również podane,
żeby każdy żołnierz z tych sześciu koron złożył w kancelarii dwie korony na po-
życzkę wojenną. . . Według pewnych wiadomości ten generał brygady ma paraliż
postępowy.
Panie majorze zapytał kapitan Sagner komendanta stacji wojskowej
czy wedÅ‚ug rozkazu puÅ‚ku pojedziemy do Gödöllö, jak przewiduje marszruta?
Szeregowcy mają dostać po 15 deka sera szwajcarskiego. Na stacji poprzedniej
mieli dostać po 15 deka węgierskiego salami. Ale nic nie dostali.
Tutaj widać także nic nie dostaną odpowiedział major nie przestając
się mile uśmiechać. Nie wiem nic o takim rozkazie, który dotyczyłby pułków
z Czech. Zresztą nie moja to sprawa; niech się pan zwróci do komendy zaopatrze-
nia.
Kiedy odjeżdżamy, panie majorze?
50
Przed wami stoi pociąg z ciężką artylerią idącą do Galicji. Puścimy go za
godzinÄ™, panie kapitanie. Na trzecim torze stoi pociÄ…g sanitarny. Odchodzi w dwa-
dzieścia pięć minut po pociągu z artylerią. Na torze dwunastym mamy pociąg
z amunicją. Odjeżdża w dziesięć minut po pociągu sanitarnym, a w dwadzieścia
minut po nim idzie pański pociąg. O ile, oczywiście, nie zajdą jakie zmiany
dodał z nieodmiennie miłym uśmiechem, który dla kapitana Sagnera stawał się
wstrętny.
Pan pozwoli, panie majorze rzekł kapitan Sagner czy mógłby mi
pan objaśnić, jak to jest, że pan nic nie wie o rozkazie dotyczącym 15 deka sera
szwajcarskiego dla pułków z Czech?
To sprawa tajna odpowiedział z uśmiechem komendant stacji wojskowej
w Budapeszcie kapitanowi Sagnerowi.
A tom się ubrał myślał kapitan Sagner wychodząc z gmachu komendy.
Tam do diabła, po co ja kazałem porucznikowi Lukaszowi, żeby zebrał wszystkich
dowódców i żeby razem z szeregowcami poszedł po 15 deka szwajcarskiego sera
na osobÄ™.
Zanim dowódca 11 kompanii marszowej porucznik Lukasz wydał według roz-
kazu kapitana Sagnera rozporządzenie dotyczące żołnierzy marszbatalionu mają-
cych pójść do magazynu po 15 deka sera szwajcarskiego na osobę, podszedł do
niego Szwejk razem z nieszczęśliwym Balounem.
Baloun dygotał ze strachu.
Posłusznie melduję, panie oberlejtnant ze zwykłą uprzejmością rzekł
Szwejk że sprawa, o którą chodzi, jest bardzo ważna. Prosiłbym, panie obe-
rlejtnant, żebyśmy tę sprawę mogli załatwić gdzieś na uboczu, jak powiedział
mój kamrat Szpatina ze Zhorza, gdy był drużbą na weselu, a w kościele zachciało
mu siÄ™ nagle. . .
Czego chcecie, Szwejku? przerwał mu porucznik Lukasz, który tak sa-
mo zatęsknił za Szwejkiem jak Szwejk za nim. Chodzmy więc gdzieś na bok.
Baloun wlókł się za nimi nie przestając drżeć. Ten poczciwy olbrzym stracił
zupełnie równowagę ducha i w jakiejś rozpaczliwej beznadziejności kiwał się na
wszystkie strony i machał rękoma.
Więc o co wam chodzi, Szwejku? zapytał porucznik Lukasz, gdy odeszli
na bok.
Posłusznie melduję, panie oberlejtnant rzekł Szwejk że daleko lepiej
zawsze przyznać się do wszystkiego, nim szydło wylezie z worka. Pan mi dał
rozkaz, żeby Baloun przyniósł panu pański pasztet i bułkę, jak tylko przyjedziemy
do Budapesztu. Dostałeś taki rozkaz czy nie? zapytał Szwejk zwracając się do
Balouna.
Baloun zaczął jeszcze bardziej wymachiwać rękoma, jakby się chciał obronić
przed nacierajÄ…cym nieprzyjacielem.
51
Rozkazu tego mówił Szwejk nie można było, niestety, wykonać,
panie oberlejtnant, ponieważ ja ten pański pasztet zeżarłem.
Zeżarłem go rzekł z naciskiem, dając wystraszonemu Balounowi sójkę
w bok bo pomyślałem, że taki pasztet może się zepsuć. Ja kilka razy czyta-
łem w gazetach, że całe rodziny potruły się takim pasztetem. Pewnego razu na
Zderazie się potruli, potem znowuż w Berounie, raz w Taborze i raz w Młodej
Boleslavii, a także w Przibramie. Wszyscy ci otruci poumierali. Taki pasztet to
drańska rzecz. . .
Baloun usunął się na bok, wsadził palec w usta i zaczął wymiotować.
Co wam się stało, Balounie?
Ja rzy. . . rzy. . . e. . . e. . . gam, panie ober. . . e. . . e. . . ober. . . lejt. . .
nant. . . e. . . e. . . mówił nieszczęsny Baloun korzystając z przerw w wymio-
towaniu. To ja. . . ja. . . ee. . . go zeżar. . . łłłem, ja. . . e. . . e. . . ja. . . eee sa. . .
eemmm. . . e. . . e. . . e. . .
Z głębin biednego człowieka wyrywały się kawałki pasztetu razem ze stanio-
lem, w który pasztet był zawinięty.
Jak pan widzi, panie oberlejtnant rzekł Szwejk ani na chwilę nie tracąc
swej równowagi ducha każdy zeżarty pasztet wyjdzie na wierzch jak oliwa na
wodę. Ja chciałem tę rzecz wziąć na siebie, a ta małpa tak się oto wsypuje. On
jest człowiekiem na ogół bardzo porządnym, ale wszystko zeżre, co ma pod opie-
ką. Znałem jednego w pewnym banku. Można było pozostawiać tysiące na jego
opiece. Pewnego razu podejmował pieniądze w innym banku i dostał o tysiąc ko-
ron za dużo. Oddał je natychmiast, ale jak mu dali 15 grajcarów, żeby przyniósł
wędzonki, to połowę jej po drodze zeżarł. Taki już był nienażarty, że gdy urzędni-
cy posyłali go po kiełbaski, to je dziurawił scyzorykiem i wydłubywał po trosze,
a dziurki zalepiał plasterkiem angielskim, który przy pięciu kiełbaskach więcej go
kosztował niż jedna cała kiełbaska.
Porucznik Lukasz westchnął i oddalił się.
Czy ma pan dla mnie jakie rozkazy, panie oberlejtnant? wołał za nim
Szwejk, podczas gdy niefortunny Baloun wciąż jeszcze wtykał sobie palec w usta.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]