[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie. Cały pomysł polegał na tym, żeby nikogo nie spotkać. Inaczej mogłabym zostać
rozpoznana. Torbę miałam cały czas przy sobie. Z wyjątkiem chwili, kiedy pływałam,
oczywiście.
- Oczywiście - powtórzył Jupiter.
Był zły na siebie. Rozejrzał się dookoła. Ani żywej duszy. Jedyny ewentualny
świadek wydarzenia, Jupiter Jones, był zbyt zajęty obserwowaniem Rainey w czerwonym
kostiumie kąpielowym, żeby cokolwiek zauważyć. Złodziej mógłby nawet przyjść w
towarzystwie orkiestry dętej, a on nie zwróciłby na niego uwagi!
- Na pewno chcesz je z powrotem - usłyszał cichy głos Rainey. - Masz, przecież i tak
są twoje. Tylko dlaczego były w mojej torbie?
Nagle uśmiechnęła się szeroko.
- Wiesz, to przypomina sceny ze starych filmów kryminalnych. Głupkowaty szpieg
przekazuje tajną informację niewłaściwej osobie.
Jupiter, który wycierał ręce, żeby nie zmoczyć komiksów, zastanowił się nad tym
przez chwilę. Czy to możliwe, żeby książki miały być podrzucone komu innemu?
- To zupełnie bez sensu - powiedział i zaraz się zreflektował. - Chciałem powiedzieć...
- Wreszcie mówisz normalnie - zaśmiała się. - Nie bredzisz jak głupek.
- Aha - powiedział z nieszczęśliwą miną i zmienił temat. - Nie brakuje żadnego. Czy
to możliwe, żeby w ten sposób złodziej pozbywał się rzeczy, których nie chce? Ale dlaczego
wybrał ciebie?
Nagle poraziła go niespodziewana myśl. Widział już mamę Fields w akcji! Ta kobieta
umiała wywęszyć najdrobniejszą sprawę, która pomogłaby córce w karierze! Czy można
sobie wyobrazić coś lepszego niż ta historia? Rainey znajduje skradzione komiksy!
Ale żeby zrobić taki show, trzeba najpierw je mieć. Czyli - wcześniej je ukraść.
Popatrzył na Rainey. Chodząca niewinność. Oczywiście, że ona nie mogła tego
zrobić. Przecież sam ją wtedy widział. Ale widział ją tuż obok Szkarłatnego Upiora. Czyżby
pani Fields?... Mogła nawet nic nie powiedzieć córce.
- Tutaj jesteś - tuż za plecami usłyszał nagle jadowity szept.
Odwrócił się. Pani Fields patrzyła na córkę udając, że go nie dostrzega.
- Co to za pomysły, żeby znikać bez słowa? Szukam cię po całym hotelu i gdzie cię
znajdujÄ™? Siedzisz jakby nigdy nic i paplasz z tym niby detektywem!
Zmierzyła Jupitera wzrokiem o sile dwóch megaton.
- Przepraszam, mamo - Rainey potulnie podniosła się z fotela i pozbierała rzeczy.
- Załóż to natychmiast - pani Fields wyjęła zawczasu przygotowany słomkowy
kapelusz. - Pamiętaj o okularach. Może nam się uda i nikt cię nie zauważy.
Potem złapała córkę za rękę i powlokła do hotelu.
- Sama nie wiem, czego jeszcze można się po tobie spodziewać! Z takim trudem
załatwiłam ci telewizyjny wywiad na dziś. Przecież musisz się przygotować. Całkiem
zmarnujesz sobie cerę przez ten chlor w basenie. Nie chcę mówić o tym, że złamałaś
podstawową regułę...
Nagle przerwała potok wymowy i odwróciła się do Jupitera.
- Młody człowieku - powiedziała. - Mam szczerą nadzieję, że nie wydasz sekretu
mojej córki. Chyba pragniesz, żeby jej się powiodło, prawda? A jeśli zrobisz coś, żeby
zniszczyć jej karierę, będziesz mieć ze mną do czynienia!
Zawstydzona Rainey stała za plecami matki. Na odchodnym rzuciła mu bezradny
uśmiech.
Patrzył za nimi. Sukienka pani Fields powiewała jak flaga. Była to obszerna szata,
wielka jak namiot.
Jupiter uświadomił sobie, że pod kostiumem Szkarłatnego Upiora niekoniecznie
musiał ukrywać się mężczyzna.
ROZDZIAA 11
REKLAMA PRZEDE WSZYSTKIM!
Bob i Pete jeszcze drzemali, kiedy Jupiter wmaszerował do pokoju numer 316. Na
widok komiksów obaj ocknęli się w jednej chwili.
- Skąd to masz? - Pete usiadł na łóżku, przecierając oczy ze zdumienia.
- Podwodne poszukiwania - odpowiedział Jupiter z kamienną twarzą.
Już miał wyjaśnić im okoliczności, w jakich znalazł komiksy, gdy rozległ się dzwonek
telefonu. Pete z kompletnie zaskoczoną miną podniósł słuchawkę.
- Do ciebie, Bob. Twój tata.
- Cześć, tato. Co się stało? - Bob słuchał przez chwilę. - Dobra. Zajmę się tym.
Odłożył słuchawkę i zwrócił się do kolegów:
- Dzwonił Sax Sendler. Właśnie umawia jakąś kapelę na występ w klubie Van Nuysa.
Trzeba tam zawiezć taśmę z próbką ich muzyki. Zgadnijcie, kto ma to zrobić?
- Nie przejmuj się. Mogę cię podwiezć - zaproponował Pete.
- Jadę z wami. Równie dobrze mogę opowiedzieć wam wszystko po drodze - oznajmił
Jupiter.
Bob połączył się ze swoim szefem, żeby zawiadomić, że pojawi się u niego za
godzinę. Po chwili szli już do windy. Kiedy mijali pokój 314, otworzyły się drzwi. Zobaczyli
młodziana ze sterczącymi włosami ufarbowanymi na jasny blond. W rękach trzymał
kartonowe pudło.
- O.K, Axel. Biorę to na dół - rzucił przez ramię.
Gdy przyjechała winda, był jeszcze daleko w tyle.
- Hej, chłopaki - usłyszeli. - Poczekajcie na mnie, dobrze?
- Jasne! - Pete zablokował drzwi.
- Wielkie dzięki - blondyn wepchnął się do środka. - Nie chciałem czekać z takim
ciężarem. Uuu - krzyknął, bo pudło zaczęło wysuwać się mu z rąk.
Jupiter złapał je i przy okazji zajrzał do środka. Zobaczył stosy kaset wideo.
- Jeszcze raz dziękuję - powiedział facet. - Czy możecie jeszcze nacisnąć  Parter ?
Wysiadł w holu, a Pete, Bob i Jupiter pojechali do podziemnego garażu.
Na autostradzie było prawie pusto, więc udało się im dojechać do Rocky Beach w
stosunkowo krótkim czasie. Sax natychmiast pojawił się przed swoim mieszkaniem, które
służyło mu także za biuro.
- Właściciel klubu zadzwonił i wyrwał mnie z głębokiego snu - powiedział wręczając
Bobowi małą paczuszkę. - Nigdy nie myślałem, że ktokolwiek w tym zawodzie jest na
nogach o tej porze dnia - dodał tłumiąc ziewanie.
Uśmiechnął się, kiedy zobaczył, że trzej chłopcy robią to samo.
- Widzę, że się ze mną zgadzacie - powiedział. - Tu jest adres. Myślę, że dojazd nie
zajmie wam dużo czasu. Nie prosiłbym, gdyby to nie było ważne.
- W porządku - machnął ręką Pete. - I tak nic robiliśmy nic.
- ...wielkiego - mruknÄ…Å‚ Jupiter.
W drodze powrotnej na autostradzie zaczęły się korki. Pete zjechał na boczne ulice,
ale w okolicach Santa Monica znowu zmienił trasę.
- Coś mi się wydaje - zaśmiał się Bob - że wiem, dokąd jedziemy.
- Pomyślałem sobie, żeby zajrzeć do Imperium Szalonego Dana, skoro jesteśmy tak
blisko. Nie daje mi spokoju coś, co widziałem tam wczoraj.
Zaparkował kilka budynków dalej, obok zniszczonej zielonej furgonetki, tej samej, do
której DeMento ładował poprzedniego dnia paczki z książkami. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl