[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wą. W kącikach jej oczu pojawiły się łzy. Cierpiała, że Tul-
lio jej nie rozumie.
- W takim razie o kogo chodzi? Co siÄ™ staÅ‚o? - Ale jesz­
cze zanim zadał te pytania, wiedział już, o kogo Niobe się
martwi. Coś się stało z Heleną. Serce zamarło mu w piersi,
ale zmusił się do zachowania spokoju.
- Czy chodzi o Helenę? Powiedz mi natychmiast - zażą-
dał, chwytając dziewczynkę za ramiona.
MaÅ‚a pokiwaÅ‚a gÅ‚owÄ…, a potem z pobladÅ‚Ä… twarzÄ… uczy­
niła palcami gest oznaczający chodzenie, a potem upadek.
- Co się stało z Heleną?!
Tullio zaczÄ…Å‚ siÄ™ modlić do Jowisza i do wszelkich in­
nych bogów, którzy mogliby go akurat słyszeć, by Niobe się
pomyliła i by z Heleną wszystko było w porządku.
- Chcesz, żebym teraz z tobą poszedł?
IdÄ…c za dziewczynkÄ… przez labirynt ciasnych przejść, za­
czÄ…Å‚ siÄ™ obawiać najgorszego. PoganiaÅ‚ Niobe, by szÅ‚a szyb­
ciej, choć i tak prawie biegła. W końcu zatrzymali się przed
zamaskowanym wejściem do jaskini. Sądząc po symbolach
namalowanych na zewnątrz i małym kamiennym ołtarzu,
na którym leżaÅ‚a skromna ofiara z kawaÅ‚ków chleba i ka­
dzidła, było to święte miejsce. Tullio zawahał się. Mimo
wyznawanych poglÄ…dów, na ten moment wróciÅ‚y do nie­
go przesądy matki i obawiał się zbezcześcić święte miejsce.
Tak wiele razy sÅ‚yszaÅ‚, że bogowie surowo karzÄ… za podob­
ne czyny, może było w tym coś z prawdy?
Wejście do jaskini ziało czernią.
- Czy jesteÅ› pewna, że Helena tam jest, że ma jakieÅ› kÅ‚o­
poty i potrzebuje pomocy?
152
Gdy Niobe pociÄ…gnęła go w stronÄ™ wejÅ›cia, przestaÅ‚ siÄ™ wa­
hać. Sięgnął po lampkę oliwną, zapalił ją i zajrzał do środka.
Kiedy stanÄ…Å‚ we wnÄ™trzu Å›wiÄ…tyni, poczuÅ‚ silny, nieprzy­
jemny zapach siarki i czegoś jeszcze, od czego kolana zaczęły
pod nim drżeć. PamiÄ™taÅ‚ opowieÅ›ci o górnikach, którzy wko­
pywali siÄ™ gÅ‚Ä™boko pod ziemiÄ™ i ginÄ™li, pokonani przez demo­
ny kopalni. Czy właśnie stało się coś takiego? Jak właściwie
sybilla porozumiewaÅ‚a siÄ™ z Kybele? Co tam byÅ‚o, w tej pie­
czarze ukrytej głęboko pod powierzchnią ziemi?
- Heleno! - zawołał.
Echo odpowiedziaÅ‚o mu wielokrotnie. Jak duża i jak gÅ‚Ä™­
boka była ta jaskinia? Czekał przez chwilę, ale nie usłyszał
żadnej odpowiedzi. DokoÅ‚a panowaÅ‚a cisza przerywana tyl­
ko odległym odgłosem kapiącej gdzieś wody. Serce mu się
Å›cisnęło. Gdzie ona byÅ‚a? ObejrzaÅ‚ siÄ™ przez ramiÄ™ i zoba­
czyÅ‚ zrozpaczonÄ… twarz Niobe. Dziewczynka opadÅ‚a na ko­
lana i patrzyła na niego błagalnie.
- Znajdę ją. Niewątpliwie poszła porozmawiać z boginią
i jest bezpieczna - powiedział pewnym głosem.
Miał nadzieję, że te słowa okażą się prawdziwe. Zakrył
twarz rÄ…bkiem tuniki i znów postÄ…piÅ‚ do przodu. Nic. W jas­
kini byÅ‚o zupeÅ‚nie pusto. Ktokolwiek byÅ‚ tu wczeÅ›niej, mu­
siał już dawno wyjść. Zwrócił się w stronę wyjścia i w tej
samej chwili zauważyÅ‚ jasnÄ… plamÄ™. Po drugiej stronie pie­
czary bezwładnie leżała postać w białej szacie.
Rozdział dziewiąty
Czarna, wirująca mgła otoczyła Helenę. Trzymała ją
w swoim uścisku i nie pozwalała się poruszyć.
Bogini nie przemówiÅ‚a do niej i Helena wiedziaÅ‚a, że po­
winna oddalić się stąd jak najszybciej, stopy jednak miała
ciężkie, jakby zrobione z oÅ‚owiu. SpróbowaÅ‚a podnieść no­
gę, ale wydawała się przyspawana do podłoża.
Lodowata mgÅ‚a byÅ‚a coraz bliżej. Helena uklÄ™kÅ‚a i zaczÄ™­
ła się czołgać w stronę wyjścia. Jedno kolano, potem drugie.
Ostry kamień skaleczył jej dłoń. Zatrzymała się i podniosła
rękę do ust. Poczuła smak krwi.
Nigdy nie zostawiaj Å›ladów krwi. To byÅ‚a pierwsza lek­
cja, jakiej udzieliła jej ciotka. Powinna się podnieść, ale nie
miała na to sił.
WejÅ›cie do jaskini, przywoÅ‚ujÄ…ce jÄ… Å›wiatÅ‚em, wydawa­
ło się bardzo odległe. Jasna plama zmieniała się w oczach
i poruszała na boki. Helena przetarła dłonią czoło i poczuła
pod palcami lepki pot. Czarna mgÅ‚a, zimna i wilgotna, kÅ‚Ä™­
biła się wokół jej kostek. Znów spróbowała poruszyć lewą
nogą, potem prawą. Każdy kolejny ruch kosztował ją coraz
154
więcej wysiłku, a odległy poblask nie chciał przybliżyć się
nawet o krok.
W koÅ„cu czarna mgÅ‚a zasÅ‚oniÅ‚a Å›wiatÅ‚o i wszystko po­
grążyÅ‚o siÄ™ w ciemnoÅ›ciach. W gÅ‚owie Heleny rozbrzmie­
waÅ‚y tysiÄ…ce gÅ‚osów. Krzyki odbijaÅ‚y siÄ™ echem od sklepie­
nia jaskini. Dopiero po dłuższej chwili zdała sobie sprawę,
że to ona woÅ‚a o pomoc. MgÅ‚a atakowaÅ‚a jÄ… jeszcze moc­
niej, zgniatajÄ…c jej pierÅ›, wysysajÄ…c oddech z pÅ‚uc, przyci­
skajÄ…c jÄ… do ziemi.
Musiała zaczerpnąć powietrza, lecz płuca piekły żywym
ogniem. Przy każdym oddechu mgÅ‚a napieraÅ‚a coraz bar­
dziej, wyciskając z niej resztki tlenu. Podłoże, przedtem
ostre i twarde, teraz stało się miękkie jak puch. Uznała, że
poleży tu przez chwilÄ™ i zbierze siÅ‚y, a potem spróbuje jesz­
cze raz.
Ostatnią jej myślą było, że skoro poniosła porażkę, to
widocznie nie byÅ‚a godna dostÄ…pić rozmowy z Kybele. Bo­
gini ukarała ją za pychę. Nikt nie wiedział, gdzie jej szukać,
toteż nie mogÅ‚a liczyć na żadnÄ… pomoc. MgÅ‚a nie ustÄ™po­
waÅ‚a, wsÄ…czaÅ‚a siÄ™ w niÄ… z trucicielskÄ…, pÅ‚onÄ…cÄ… mocÄ…. He­
lena poddała się, niezdolna walczyć dłużej.
Nagle jakiś głos przedarł się przez ciemności, wołając ją
po imieniu. Tullio? To niemożliwe. Nie mógł przecież wejść
do jaskini, to było zakazane. Musiała go ostrzec, by trzymał
się z daleka od tego miejsca. Otworzyła oczy i z wysiłkiem
wciÄ…gnęła powietrze. ChciaÅ‚a podnieść gÅ‚owÄ™ i odpowie­
dzieć na wołanie, ale z jej ust nie wydobył się żaden dzwięk.
Powieki opadły, mgła znów zaczęła ogarniać ją całą. Helena
pragnęła tylko jednego: zasnąć na zawsze.
155
Nagle poczuła, że płynie w powietrzu. Jej głowa nie
opierała się już o zimne, twarde kamienie, lecz o miękkie
ciało, policzek dotykał szorstkiej wełny, pod którą równo
biło czyjeś serce. Tullio, to musiał być on. Wiedziała, że to
on. Znalazł ją w świętej jaskini. Ale jak tego dokonał? Skąd
wiedziaÅ‚? ChciaÅ‚a go o to zapytać, ale nie byÅ‚a w stanie sfor­
muÅ‚ować najprostszego zdania. Jakie to zresztÄ… miaÅ‚o zna­
czenie? Był tutaj, a mgła zaczęła ustępować. Odetchnęła
gÅ‚Ä™boko, spodziewajÄ…c siÄ™, że jej pÅ‚uca znów wypeÅ‚ni pÅ‚o­
mieÅ„, ale nic takiego siÄ™ nie staÅ‚o, poczuÅ‚a bowiem czy­
ste, świeże powietrze. Napawała się nim z rozkoszą, a po
chwili poczuÅ‚a, że znów stoi na wÅ‚asnych nogach. ByÅ‚a jed­
nak bardzo osÅ‚abiona, zimno przenikaÅ‚o jÄ… do szpiku ko­
Å›ci. Przerażenie, jakie czuÅ‚a w jaskini, powróciÅ‚o. Rozpacz­
liwie wyciągnęła ręce, jakby chciała odepchnąć od siebie
całe zło.
Poczuła przy ustach kubek.
- Wypij to - nakazał Tullio.
Gdy otworzyła usta, kilka kropel świeżej wody spłynęło
jej do gardÅ‚a. Co za cudowne uczucie! Z rozkoszÄ… odchyli­
Å‚a gÅ‚owÄ™ do tyÅ‚u. ChÅ‚odny pÅ‚yn przepÅ‚ywaÅ‚ przez jej prze­
łyk, oczyszczając ją i wzmacniając. Zamrugała powiekami
i przed jej oczami zamajaczyła twarz Tullia. Westchnęła
z ulgÄ….
Tullio powiedział coś, co nie było skierowane do niej.
PotrzÄ…snęła gÅ‚owÄ…, by pozbyć siÄ™ brzÄ™czenia w uszach, roz­
prostowała ramiona, rozmasowała kark, jak ktoś, kto po
morderczym wysiłku dochodzi do siebie. Ramiona Tullia
znów ją otoczyły. Obróciła głowę, wsłuchując się w równe
156
bicie jego serca. Nie mogÅ‚a zebrać myÅ›li. Po chwili poczu­
ła, że leży. Ramiona Tullia cofnęły się. Zadrżała, szukając
bezpieczeństwa i ciepła jego ciała. Czy to był tylko sen? Po
rytualnej ablucji wybrała się do świątyni, pamiętała też, jak
odmierzała zioła i tłukła je na proszek w mozdzierzu... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl