[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przebywania wewnÄ…trz kuli szybkostrzelnego magnetycznego
karabinu, z gładkim i pełnym przyśpieszaniem do prędkości
ponadświetlnej. Doskonale zrealizowane Teraz, dominujące,
prawie zbyt intensywne, by je znieść, niczym subiektywny za-
pis błyskawicznego wydarzenia sportowego, wyświetlany
z szybkością trzy razy większą od normalnej. Ubu chciał za-
mknąć oczy i skulić się, lecz jak zamknąć oczy na halucynację
rzutowaną bezpośrednio do mózgu?
Stale przyśpieszenie przebiegało gładko, wizualizacja była
idealna do samego końca, kiedy to makroatomy Lahore nie mog-
ły już nadążyć za perturbacjami czarnej dziury. Nawet wtedy
wokół osobliwości pojawiło się tylko nieznaczne zamglenie, re-
frakcja aureoli, przed rozpuszczeniem się Teraz w białą dziurę.
Czułki stymulacyjne wycofały się. Ubu otworzył oczy.
Technik miał rację - doświadczenie było tak dojmujące, wizu-
alizacja tak realna, że Ubu zapomniał o pracach, które musiał
wykonać. Serce mu waliło, nerwy jakby rozdrapało jakieś
zwierzę. Tabela wyników wskazywała, że chybił celu o prawie
dwie dziesiąte roku świetlnego.
Od przesunięcia ku czerwieni do przesunięcia ku niebieskie-
mu, pomyślał.
Chyba Niebieska Siódemka za bardzo by pchała w przeciw-
nym kierunku. Napełnił czak Niebieską Dziesiątką. Zrelaksuj
nerwy, zostaw racjonalność myślenia.
Znacznie lepiej. Niebieska Dziesiątka lekko przytępiła jasne,
ostre krawędzie symulacji, pozwoliła na nieznaczny dystans do
własnych doznań. Wyniki Ubu poprawiły się prawie dziesięcio-
krotnie.
Uruchomił trudniejsze symulacje. Kiedy w końcu dał spo-
kój, okazało się, że zajmował się tym przez bite dziewięć go-
dzin. A wyniki były tylko nieznacznie lepsze od średnich wyni-
ków uzyskanych przy użyciu starego Torvalda. Technika nie
zmieniła się wiele, wyniki też nie, ale wprowadzone modyfika-
cje były dla strzelca ułatwieniem.
Ubu opuścił klatkę dowodzenia, znalazł w kambuzie trochę
jedzenia, fasolę i zielone chili na czapati. Piękna Maria leżała
na kanapie w górnym saloniku, znużona po dniu spędzonym na
nadzorowaniu ładowani i zabezpieczaniu cargo. Nadal miała na
sobie szary kombinezon, który nosiła w dokach towarowych.
Załadunek dobiegł końca. Przed startem Uciekiniera" nale-
żało jeszcze tylko zakończyć prowadzone przez Mahadajiego ne-
gocjacje z Portfire A.G. w sprawie zakupu przez Grupę następnej
dostawy. Tym razem bogatszej, gdyż Ubu kupił na Bezel kilka
wartościowych związków, których normalnie nie miał na stat-
ku; przynajmniej część z nich Ukochana będzie w stanie zsyn-
tetyzować.
- Jak poszły symulacje? - Maria, znużona, opuściła z kana-
py dłoń, którą poruszyła włos ciemnoszarego dywanu.
Ubu uśmiechnął się.
- Było ciekawie.
- Też spróbuję, zanim odlecimy.
- Kiedy przywykniemy do urządzeń, może pobijemy nie-
które rekordy czasu przelotu.
Opuścił ze ściany stół i zjadł obiad. Był senny od piwa i Nie-
bieskiej DziesiÄ…tki.
Poszedł spać. Tym razem nie miał ochoty na balangę na stacji.
Po przebudzeniu czuł głód. Poszedł do kambuza i w koryta-
rzu wpadł na Piękną Marię. Wyglądała na wykończoną - wło-
sy wilgotnymi strąkami oblepiały twarz, pod pachami kombi-
nezonu widniały ciemne plamy potu.
- Spróbowałam Lahore.
- Całą noc?
- To rzeczywiście przesada. Strzelałam instynktownie, ale
moje instynkty zostały zdominowane przez tak dobrą wizua-
lizacjÄ™.
- Próbowałaś Niebieskiej Dziesiątki?
- Próbowałam wszystkiego. Mam zamiar przeprogramować
wszarza. Nie potrzebuję takiej wyrazistości.
- Na miłość boską, pracuj na kopii. Nie chcę, byś grzebała
w systemie...
Spojrzała na niego wymownie.
- Za kogo mnie uważasz, strzelcze? Za cholernego amatora?
- No nie...
-1 tak chcę tylko pomajstrować przy podprogramach stymu-
latorów. Nie przy podstawowym oprogramowaniu.
- Rób, co chcesz. To twój strzał, Mario.
Usunęła się do swej kabiny. W kręgosłupie Ubu bąbelkowa-
ła chaotycznie energia. Poszedł do konsoli komunikacyjnej
i wywołał Mahadajiego. Adwokat miał właśnie do niego dzwo-
nić - nowy kontrakt już przygotowano. Portfire nabędzie far-
maceutyki, tak jak przedtem, ale nie chce, by dostawiono je na
Bezel. Uciekinier" zalał lokalny rynek. Stacja Bezel była zbyt
wielka, zbyt ożywiona i już rozeszło się zbyt wiele pogłosek.
Portfire A.G. chciała, żeby następną dostawę skierowano na
Rubieże, do Angeliki.
- Doskonale, choć trochę nam nie po drodze - zgodził się Ubu.
Okazjonalne kłamstwo, myślał, nigdy nie zaszkodzi. Nie
miał nic przeciwko ponownej wizycie na Stacji Angelica. Na-
jąć kilku krzepkich strzelców, odwiedzić Monte Carlo, pójść za
Jamison, kiedy będzie wracała z pracy do domu, i zobaczyć,
czy uda się pięścią rozmazać jej czerwoną szminkę.
Umówili się na kolejny długi obiad w Klubie, po którym
miało nastąpić podpisanie następnego kontraktu. Do spotkania
miał cztery godziny, ale nie chciał odwiedzać Miasta Portowego
i rozpoczynać przyjęcia, z którego będzie musiał wyjść. Ponad-
to nie ufał całkowicie Mahadajiemu i nie chciał stawić się na
ważnym spotkaniu naćpany. Te nie kończące się kolejki drin-
ków i wodna fajka w czasie obiadu są wystarczająco otępiające.
Wkrótce będę w drodze do Marii Urodnej, rzekł sobie. Po-
myślał o Ukochanej, jej bębny dudniły mu w trzewiach. Skie-
rował się w górę, w kierunku obrotu, do saloniku. Może obej-
rzeć jakiś ekscyt? Uznał jednak, że nie warto. Opowieści
o badaniu galaktyki i odkrywaniu kosmitów wydawały mu się
bezbarwne w porównaniu z rzeczywistością, a pora była zbyt
wczesna na ekscytowy seks, wojny i przemoc.
Rytmy Ukochanej grzechotały mu w sercu. Otworzył szafkę
muzyczną, wytoczył stamtąd sizer, z zaprogramowanym złożo-
nym rytmem Ukochanej, i pozwolił dzwiękom odbijać się od
szarych metalowych ścian.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]