[ Pobierz całość w formacie PDF ]

swego właściciela, który właśnie parkował przed domem. Clive Mea-
dows..
Rocky tym razem został w domu. Może to i lepiej. Przynajmniej nie
będzie musiała wyjaśniać kolejnemu wysłannikowi ojca, kto u niej
mieszka. Nie wiedzieć czemu senator popychał ją w objęcia Clive'a,
którego też stale zachęcał, żeby się nią zainteresował. Tak było od śmierci
Stana.
Ramiona opadły jej bezradnie, ale zdobyła się na wymuszony
uśmiech, gdy z auta wysiadł elegancki siwowłosy mężczyzna.
- Clive, jak miło cię widzieć.
Ale to wcale nie był miły widok. Clive na pewno skończył
sześćdziesiąt dziewięć lat, ale dzięki wysiłkom osobistego trenera i
staraniom znakomitego krawca wyglądał na młodszego co najmniej o
dziesięć lat.
W połowie schodów ten były prawnik, obecny doradca polityczny
stanÄ…Å‚ jak wryty, spoglÄ…dajÄ…c na jej twarz i podbite oko.
90
RS
- Boże miłosierny! Saro, co ci się stało? R. C. mówił... ale nie
sądziłem, że... Jak to było?
- Potknęłam się i uderzyłam, lecz nie waż się rozpowiadać, że jestem
niezdarÄ….
Pod tym względem Clive znał ją od najgorszej strony. Wiedział, że
omal nie spadła z estrady, próbując umknąć przed tłumem gromadzącym
się wokół ojca. Był świadkiem, jak ogniwo bransoletki wplątało jej się we
włosy, gdy na uroczystym pogrzebie poprawiała kapelusz. Im bardziej
czuła się zmęczona, tym łatwiej było o podobne wpadki.
Nawiasem mówiąc, oko nie wyglądało już tak zle, chociaż siniak
nadal był widoczny; ciemna purpura ustąpiła miejsca rozmaitym
odcieniom żółci, zieleni i bladego fioletu.
- Rozumiem, że jesteś tu przejazdem. Wybierasz się do miasta czy na
wybrzeże?
- Przyszło mi do głowy, że chciałabyś pewnie wyrwać się na jakiś
czas z tego pustkowia. - Spojrzał wymownie na otaczające dom pola
kukurydzy. Kłamał jak z nut, ale Sara od razu wyczuła, że jej ojciec
maczał w tym palce.
- Dzięki, że się fatygowałeś, Clive, ale jak widzisz, zaczęłam właśnie
porządkować ogród. - Wskazała stertę więdnących pędów dzikiego wina,
bluszczu oraz uschniętych gałęzi, którą musiał ominąć, żeby wejść na
werandÄ™.
Podszedł do Sary i pocałował ją lekko w policzek. Tak ją witał od
Å‚at.
- Jak się czujesz, moja droga? Mniejsza o sprawy oczywiste. Twój
ojciec i ja martwiliśmy się o ciebie.
91
RS
- Nie wiem, dlaczego. Powiedziałam senatorowi, że u mnie wszystko
w porządku. Uwielbiam te strony, zawsze tak było.
- Widzę, że zbyt ciężko pracujesz, Saro. Powinnaś wynająć kogoś do
pomocy. Zasłużyłaś na kilka dni wypoczynku. Przyjedz do mojej chatki.
W poniedziałek albo wtorek zwiedzimy wschodnie wybrzeże, zjemy obiad
w dobrej restauracji. Starczy nam jeszcze czasu na przygotowanie
urodzinowego przyjęcia dla twego ojca.
- Nie.
Clive udał, że nie słyszy. Był w tym równie dobry jak senator.
- Spotkałem raz twoją cioteczną babkę. Przemiła kobieta, po prostu
urocza. Ale musisz przyznać, moja droga, że twoje życie w tej dziurze to
marna wegetacja. Nie możesz stale pozostawać w takim zawieszeniu. Co
powiesz na kilka dni odpoczynku i wygrzewania się na słońcu? Będziesz
miała basen dla siebie, w chatce jest tylko służba.
Skrzyżowała ramiona na piersiach. Jakim prawem traktuje ją niczym
zbuntowaną nastolatkę? Tak się pewnie odnosił do swoich żon. Jedna z
nich kończyła dwadzieścia lat, gdy została przedstawiona Sarze. Nic
dziwnego, że wszystkie jego małżeństwa trwały krótko. Ledwie wysechł
atrament na małżeńskiej intercyzie, panny uciekały, gdzie pieprz rośnie.
Ciekawe też, dlaczego Clive z uporem maniaka nazywa chatką tę
wspaniałą nadmorską rezydencję z ośmioma sypialniami i dziewięcioma
Å‚azienkami.
- Ciekawa propozycja, Clive, ale...
Usłyszała dochodzące z tyłu skrzypienie otwieranych drzwi i cichy
stuk, kiedy się zamknęły.
92
RS
- Sara usiłuje dać panu do zrozumienia, że nie może wyjechać,
ponieważ ma gościa. Jako osoba dobrze wychowana nie zostawi mnie tu
samego, a ja nieprędko wyjadę.
Clive skwitował jego słowa uniesieniem brwi. Od R. C. słyszał już o
mężczyznie przebywającym u Sary. Pewnie dlatego postanowił tutaj
przyjechać. Wraz z senatorem uznali, że trzeba natychmiast wytoczyć
najcięższe armaty.
Zirytowana Sara zimnym głosem dokonała oficjalnej prezentacji.
- Witam, panie Waters - powiedział Clive i wyciągnął rękę. Na
twarzy miał uśmiech, który od lat nazywała żmijowym. Lubiła Clive'a, ale
dostrzegała wiele jego cech, które sprawiały, że nie mogła mu ufać i
wolała trzymać się na dystans.
- Już się spotkaliśmy - przypomniał Rocky, a Clive energicznie
kiwnął głową.
- Ostatnio nie widuję pana w mieście. Chodzą słuchy, że przeszedł
pan na emeryturÄ™.
Sara przyglądała się im, gdy wymieniali grozne spojrzenia jak
wrogowie gotowi łada chwila skrzyżować szpady.
- Clive, skoro już tu jesteś, może wejdziesz na chwilę i napijesz się
kawy. Jeszcze nie jadłam śniadania.
Rocky najwyrazniej już się obsłużył, a brudne naczynia starannie
ułożył w zlewie. Sara obserwowała Clive'a, który jednym spojrzeniem
objął kuchnię. Nie umknął mu żaden szczegół świadczący o sporej
zażyłości pani domu i jej gościa. Spostrzegł miękkie mokasyny na nogach
Rocky'ego i jego zabłocone buty przy tylnych drzwiach, a także
baseballową czapeczkę wiszącą na kołku obok słomianego kapelusza Sary,
93
RS
który wkładała czasami, pracując w ogrodzie, choć zwykle o tym
zapominała.
- Zaparzę świeżą kawę - powiedział Rocky, jakby chciał dać do
zrozumienia, że czuje się tutaj jak u siebie w domu, a Clive jest także jego
gościem. Robił to specjalnie, dla dobra Sary, która nie rozumiała, czemu
zadaje sobie tyle trudu i dodatkowo komplikuje sprawy, i tak już mocno
pogmatwane.
- Zmieniłem zdanie. Dzięki za kawę - odezwał się Clive. - Muszę
lecieć. - Zmrużył oczy, mimo pozorów serdeczności ciemne i chłodne jak
agaty. Po chwili dodał z naciskiem: - Ale... następnym razem zostanę
dłużej. - Podszedł do drzwi, uśmiechnął się do Sary, skinął głową
Rocky'emu i dotknÄ…Å‚ bijÄ…cego zegara w szafce z orzechowego drewna,
który, odkąd sięgała pamięcią, wisiał między drzwiami i kredensem. -
Aadny antyk. Bez wartości, ale... miło na niego popatrzeć.
Co oznacza, pomyślał Rocky, że jego zdaniem majątku tu nie zrobię,
więc mam spadać. Doszedł do wniosku, że zamiast prostego czujnika z
sygnałem dzwiękowym, zamontowanego przy skręcie w aleję dojazdową
oraz głośnika w korytarzu powinien się postarać o dobermana wrogo na-
stawionego do waszyngtońskich prawników.
Został w kuchni, gdy Sara poszła odprowadzić gościa.
Zaparzył kawę i pod byle pretekstem wyszedł na korytarz, żeby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl