[ Pobierz całość w formacie PDF ]
za które dobrze płacą... Na dziedzińcu zapadła cisza. Naszymi łbami!
dokończył Jag i popchnął handlarza w stronę jednej z wież.
Lalola odprowadził ich wzrokiem, po czym pokazał jeńców dłonią
zakutą w potężną rękawicę. Yc doszedł już do siebie, ale nie odzywał się.
Był przerażony, widząc wokoło żądne krwi twarze. Abott popadł
w chwilowe zobojętnienie. Kiedy strażnicy wlekli ich do lochu, obaj
patrzyli w niebo, jakby żegnali się z tym widokiem na zawsze. Tłum
dopiero teraz zrozumiał, co zaszło. Zakończenie wojny było bliskie.
Niektórzy zaczęli tańczyć i śpiewać. Po chwili na dziedziniec wytoczono
beczki z winem. %7łołnierze przezornie odsunęli się od nich i weszli na
mury. Stary książę nauczył ich karności. Dla ludzi mógł być to czas
radości. Samo życie się o to dopominało. Zbyt wiele padło ciał, aby nie
cieszyć się z upadku śmierci. Nawet w zamku, gdzie życie było
przywracane, śmierć zadawała nieodwracalne uderzenia. Potrafiła być
potężna i bezlitosna. Taka, jak w chwili, gdy zabierała księcia Syriusa.
Ludzie znali wieści z Kreporu i księstwa. Tam nie było dziecka i życie
odchodziło na zawsze. Spalone domy, karczmy, porty i zamki
potrzebowały ich. I właśnie dlatego próbowali się teraz cieszyć
i zapomnieć.
Na korytarzu pachniało igłami sosnowymi. Wiszące na ścianach worki
z szyszkami zagłuszały wilgotny i duszny powiew starości. Jag szedł
pierwszy. Zaczął wspinać się po schodach wieży, a jego oddech stał się
świszczący i nierówny. Nie oglądał się. Wiedział, że handlarz szedł za
nim. Wystarczyło jedno zdanie wypowiedziane na dziedzińcu zamkowym,
aby czytacz zrozumiał, że wraz z narodzinami dziecka świat wyrzucił
z siebie coś jeszcze. Kiedy znalezli się na górnym podeście, Jag skręcił
w bok i poprowadził Walda wąskim korytarzem z małymi okienkami.
Stary nie zapalił pochodni. W smugach księżycowego światła widać było
drogę. Drewniana podłoga skrzypiała, a zimny morski przeciąg przenikał
do kości. Gdyby nie mury i dach, Waldo gotów byłby pomyśleć, że
znajdują się pod gołym niebem. Jag pchnął stare, kute jeszcze przed
powstaniem zamku drzwi, i weszli do środka. Zapalił pochodnię zatkniętą
na ścianie. Pomieszczenie było niskie i zakurzone. W olbrzymiej sali stały
półki z książkami bądz luznymi kartkami. Wydawało się, że w miejscu
tym od wielu lat nikt nie przebywał.
Bywamy tu, bywamy odezwał się czytacz. A ten kurz... Cóż,
można go zrobić.
Waldo zdmuchnął pył z drewnianego krzesła i usiadł. On również
odczuwał, że dzieje się z nim coś dziwnego. Każde nowe życie, nowe
ciało i doświadczenia czyniły z niego kogoś obcego. Nie miał złudzeń, że
jego świat pozostawił go samemu sobie. Zaczynał rozumieć, że pozbawiali
go nawet możliwości decydowania. Tylko pozornie mógł realizować
swoją misję. Drobne fakty sprawiły, że wyczuł ich obecność. Domyślał
się, że musieli znalezć nowe sposoby przekraczania ich świata, ponieważ
coraz częściej zaczynał odczuwać strach. Robili coś, co łączyło jego myśli
z życiem tych, których ciała wykorzystywał. Denerwowało go to i chciał,
żeby wszystko szybko się skończyło. Miał wrażenie, że starzec z laską
i w cerowanym ubraniu udzieli mu ważnych informacji. Czuł, że mieli ze
sobą wiele wspólnego. Kiedy czytacz usiadł przed nim i spojrzeli sobie
w oczy, Waldo odgadł, co to było. Tak samo się bali i próbowali odszukać
wyjścia z labiryntu, w którym się znalezli.
Myślałem, że nigdy do tego nie dojdzie zaczął cicho Jag.
Przepowiednia zaczyna wariować... A to zle, to bardzo zle, handlarzu, czy
jak ciÄ™ tam zwÄ…...
Dostałeś drugie życie, panie, i wiesz, że nie jest takie samo odezwał
się spokojnie Waldo. Wiem o was więcej, niż bym chciał... Handlarz
poczuł, że nie panuje do końca nad tym, co mówi. Dziecko było
pomyłką... Nie my je wydaliśmy. Chcemy to naprawić...
Jak naprawić? Głos Jaga zabrzmiał o ton wyżej. Starzec nie miał już
w sobie poprzedniego spokoju. Co możecie zrobić, żeby wróciło stare
prawo?
Jeszcze nie wiemy odrzekł, schylając głowę, Waldo. To trudne,
panie...
Zaczęliście, to skończcie parsknął z irytacją czytacz. Nie trzeba
było dotykać...
Są błędy... zgodził się handlarz. Wiemy już, skąd nadchodzi
strach. To ważne.
Nie rozumiem wzruszył ramionami czytacz. Położył laskę na
kolanach i wpił wzrok w Walda.
Jest ktoś jeszcze... Handlarz powiedział to tak cicho, że prawie nie
usłyszał własnego głosu.
Strach ścisnął ich obu w tym samym momencie. Zacisnęli dłonie
i napięli mięśnie. Starali się jakoś wytrzymać. Gdyby nie obecność
drugiego, zaczęliby krzyczeć lub w popłochu szukać miejsca do skoku
z murów.
A więc jednak pokiwał głową Jag. Co teraz będzie? Kto to jest?
Nie wiemy. Może kobieta, może dziecko... westchnął bezsilnie
handlarz. Wpatrywał się w pochodnię dopalającą się na ścianie.
Lęk, jaki uderzył w niego od strony czytacza, zdziwił go. Podniósł
wzrok i spojrzał staremu człowiekowi w oczy. Tamten nie odpowiedział
tak samo. Nie patrzył.
Chcesz mi coś powiedzieć? zapytał ostrożnie handlarz. Nie
wszystko się da powiedzieć... odparł enigmatycznie Jag.
W drgającym ogniu pochodni widać było jego drżące ręce.
Kobieta stwierdził nagle Waldo. Sam nie wiedział, że takie słowo
wydobyło się z jego ust. Dla niego także zabrzmiało ono obco. Ta
kobieta...
Tantra przytaknÄ…Å‚ skruszony Jag. Matka dziecka...
Waldo milczał. Czekał, aż cisza wydusi z czytacza prawdę. Nie
rozumiał ludzi do końca. Nosili w sobie tajemnice i niespodzianki, które
pojawiały się jak szalone myśli. Tego również się bał. Kryła się w tym siła
trudna do przewidzenia i opanowania. Szaleństwo... Tylko takie słowo
odnalazł w sobie.
Miałem ją... czytacz powiedział to tak, jakby się skarżył.
Poszedłem do niej i wziąłem ją... Jest taka piękna...
Teraz ja nie rozumiem odezwał się handlarz. Oblizał spierzchnięte
[ Pobierz całość w formacie PDF ]