[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Po prostu zapomnijmy o niej.
Niewykonalne, jeśli masz zamiar krzywić się i jęczeć przez cały dzień.
Przepraszam. Trochę jestem sztywny i obolały, ale to przejdzie.
Powinieneś wziąć rano gorącą kąpiel, a nie prysznic. To zawsze pomaga.
Najbardziej pomógłby mu zimny prysznic! Ale wolał jej tego nie mówić. Tymczasem
wyjęła z torby jakąś kosmetyczną emulsję i zaczęła wcierać ją bardzo starannie w ręce,
ramiona, potem szyję i twarz. Zapachniało kwiatami, zapachniało kobietą, a to była ostatnia
rzecz, której teraz pragnął, która mogła zastąpić zimny prysznic...
Do diabła! Dlaczego właśnie Carrie? Có\ w niej takiego było, \e nie potrafił zapomnieć?
Przecie\ nie \ył w celibacie. O, nie! Od tamtego dnia na parkingu zmieniał kobiety jak
rękawiczki. Miał tuziny najró\niejszych kochanek: pięknych, ciekawych, eleganckich,
inteligentnych, seksownych, bogatych. Znalazłyby się i takie, które godziły wszystkie te
zalety! Jednym słowem kobiety z bajki.
Więc dlaczego Carrie, a nie Maddie, z którą od niemal roku spędzał same przyjemne
chwile, równie\ w łó\ku? Przed nią była Carol, Macy i wiele innych. Dlaczego nie zakochał
się w \adnej z nich, nie o\enił, dlaczego nie ma porządnego domu, gromadki udanych dzieci?
Bo nie. Bo wspomnienie Carrie, mimo i\ coraz mniej wyrazne, niczym mglisty, na wpół
zapomniany sen, tkwiło jak cierń w jego sercu. Pozwalało \yć, ale nie kochać.
Martwisz się? spytał po wielu minutach milczenia, z niekłamanym współczuciem w
głosie.
Po prostu \ałuję. Boli mnie, \e uciekła. Nawet je\eli z nim sypia, gdyby ze mną
porozmawiała... Przecie\ bym jej nie zabiła. Mogłabym poradzić i...
Rex zacisnął usta. Nie chciał tego słuchać. O jej doświadczeniu, które zawdzięczała
innemu facetowi. Odezwał się zmienionym, szorstkim głosem:
Co takiego mogłabyś jej powiedzieć, co choć na jotę zmieniłoby sytuację?
Lib uwa\a, \e mała jest rozpuszczona i zepsuta. Chyba ma rację, ale czy to jej wina?
Billy te\. W domu brakowało mę\czyzny, a o talentach wychowawczych Stelli lepiej
nie mówić.
Mam nadzieję, \e znajdziemy ich, zanim będzie za pózno.
Co masz na myśli powtarzając to swoje za pózno ? zapytał z przekąsem. Gdybyś
się nad wszystkim zastanowiła spokojnie, doszłabyś zapewne do wniosku, \e gonienie za parą
dzieciaków, zresztą pełnoletnich, które dawno straciły cnotę nie pytając nas o pozwolenie...
otó\ to, co robimy, przeczy zdrowemu rozsądkowi.
Chcesz wrócić?
A ty?
Ja nie mogę, ale ty nie musisz jechać ze mną, je\eli zdrowy rozsądek podpowiada ci, \e
nie ma po co. Mogę w końcu zawiadomić policję.
I co im powiesz? śe dwudziestojednoletni chłopak z osiemnastoletnią dziewczyną
wyjechali z domu bez pozwolenia?
Sama wiem, \e to brzmi śmiesznie, ale mnie jakoś nie jest wesoło.
Od dobrej chwili Carrie kręciła nerwowo guzik od bluzki w miejscu najbardziej
napiętym. Rex udzielił sobie rozgrzeszenia za wszystko, co się stanie, jeśli guzik w końcu
odpadnie. Ka\da odporność ma swoje granice, a jego zdawała się wyczerpywać.
Posłuchaj, kochanie. Oboje chcemy znać prawdę. Tak się te\ składa, \e tropienie
śladów i rozwiązywanie zagadek to mój fach. Umówmy się więc, Carrie, \e dopóki ich nie
znajdziemy, jesteśmy skazani na swoje towarzystwo. Nie miałem i nie mam zamiaru wracać
bez ciebie.
ROZDZIAA CZWARTY
Kiedy milczenie między nimi stało się nieznośne, Rex włączył radio, by wysłuchać
prognozy pogody. Z identycznym przera\eniem w oczach wysłuchali powtórzenia
wieczornego komunikatu.
Cholera!
O, nie! Carrie szepnęła omdlałym głosem.
Mo\e uda nam się stąd wydostać, zanim lunie mruknął Rex przez zaciśnięte zęby.
Huragan ma dotrzeć tylko do północnej części Południowej Karoliny.
Czyli w Północnej Karolinie zrobi swoje. Niech to szlag! Je\eli nie zbierzemy pszenicy
do wtorku, zostajemy na lodzie. Kombajny zabiera sÄ…siednia farma.
To wy nie macie własnego sprzętu? Rex nie znał się nawet teoretycznie na
prowadzeniu farmy, nie miał pojęcia, co jest opłacalne, a co nie, a tak naprawdę nie znosił
farmy Lanierów! Ralph troszczył się o ziemię bardziej ni\ o własne dzieci. Skazany na wózek
inwalidzki nie mógł ju\ wszystkiego dopilnować, na nowego zarządcę nie miał pieniędzy,
orał więc bezlitośnie w córkę, która dla jego hektarów zrezygnowała z normalnego \ycia!
Mów do mnie poprosił bo zacznę podsypiać.
Wszystko przeze mnie...
Mów o czymś innym. Masz jakieś plany na przyszłość?
Na przyszłość? spojrzała na niego zdumiona, jakby niedokładnie zrozumiała pytanie.
To znaczy kiedy znajdziemy dzieci?
Rozmawiamy jak stare pierniki! Rex wybuchnął śmiechem. Oni są dorośli, Carrie, a
nazywając ich dziećmi, robimy z siebie...
Arcydorosłych?
Hmm, brzmi niezle. Powiedz mi szczerze: gdyby mogło spełnić się ka\de twoje
\yczenie, ale tylko jedno, o co byś poprosiła jako arcydorosła?
O ciebie. Na resztę \ycia, powiedziała bezgłośnie.
Zimną colę i słone orzeszki.
To Å‚atwe.
Zatrzymali się na najbli\szym parkingu. Kiedy Carrie wróciła z toalety, Rex podał jej
otwartÄ… butelkÄ™ i fistaszki.
Od złotej rybki.
Niesamowite! Po raz pierwszy roześmiała się tak jak dawniej, a jego plecy przeszył
dreszcz.
Co takiego? zapytał miękko, kiedy usadowili się z powrotem w samochodzie.
Carrie... opuszkami palców musnął jej ramię czy nie wierzyłaś mi, kiedy mówiłem, \e dla
ciebie zdobędę wszystko, jeśli tylko poczekasz... kilka lat?
To musiała być inna dziewczyna. Mnie kiedyś przysięgałeś, \e pozwolisz pojezdzić
swoim d\ipem, ale nigdy nie dotrzymałeś słowa.
Pewnie niezbyt uwa\nie słuchałaś parsknął zajęta pochłanianiem kolejnej torebki
orzechów.
No i obiecałeś nauczyć mnie surfingu. Myślę, \e do dzisiaj nie masz o tym bladego
pojęcia.
To miał być prezent z okazji ukończenia szkoły. Ale nie przysłałaś zaproszenia na bal.
A niby dokąd je miałam wysłać?! Zresztą... przyjechałbyś z Dzikiego Zachodu? Na bal?
Milczał długo, śmiertelnie powa\ny.
Taak, być mo\e. Oczywiście twój staruszek przywitałby mnie z widłami równie ciepło,
jak po\egnał, ale zaryzykowałbym.
Tatuś nie jest taki powiedziała bez przekonania. To prawda, \e ojciec przesadzał z
pilnowaniem córek, jednocześnie nigdy nie okazując im uczucia, ale Jo kochał naprawdę.
Je\eli kogokolwiek kiedyś kochał, to swoją jedyną wnuczkę. Daleko jeszcze?
JakieÅ› trzy godziny.
O, Bo\e! Właściwie za jakie grzechy ja mam ścigać tych smarkaczy po całym kraju,
denerwować się, tracić czas?!
Ja te\ inaczej wyobra\ałem sobie urlop, mo\esz mi wierzyć.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]