[ Pobierz całość w formacie PDF ]
które w polskim wyrazie (jeśli bez nacisku ideologicznego) nie mieszają się, lecz w
odpowiedniku rosyjskim i owszem. Takich szczegółów znajdą się setki i setki, a może
tysiÄ…ce.
Czy mój projekt języka nie ma prekursorów?
Jednak posiada ich. Fragmentarycznie. Najważniejszy to Wiech. Zasadniczych różnic
więcej tu wprawdzie niż podobieństw. Tam chodzi głównie o humor, tu prawie nieobecny.
Tu koszmar i na ponuro! Wiech ściśle umiejscowił swe przedwojenne opowieści w dołach
społecznych, w ich rzeczywistości językowej i drobnych tarapatach życiowych: wymiar i tło
Mechanicznej pomarańczy są całkiem inne. Ale łączy je ignorowanie norm językowych i
konsekwentne stosowanie norm własnych oraz fakt, że ta gwara warszawska, którą Wiech
utrwala i przetwarza, jest reliktem oddalonej wówczas o jedno lub dwa pokolenia epoki,
gdy zagrożenie polszczyzny przez wpływ języka rosyjskiego przybrało formy i rozmiary
zbliżone do dzisiejszych i do tych konsekwencji na niedaleką przyszłość, które ja tu
przedstawiam.
Więc ta fikcja językowa nie jest aż tak fikcyjna. Raz już potwierdziła się w
laboratorium przeszłości i stąd jej odbicie u Wiecha. Więc jej model i wariant
futurologiczny mają wysoki stopień prawdopodobieństwa.
Aż do szczegółów włącznie.
Zmierza to ku drażliwemu pytaniu, które z pewnością sto razy będzie mi zadane: czy
ja popieram taką ewolucję polszczyzny? czy mój przekład ma ją lansować? czy nie obawiam
się, że taki będzie jego praktyczny efekt?
Nie ten wywołuje chorobę, kto ją wykrył. Nie ma, jak wiadomo, skuteczniejszej
metody na szerzenie chorób wenerycznych niż krycie się z nimi lub udawanie, że ich nie
ma. Jeszcze się nie ukazał mój przekład, a już mi zwracano uwagę (przy lekturze jego
próbek i fragmentów), że to nie fikcja: bo tak się już mówi! choć u mnie większość tej
mowy naprawdę wynikła nie z podsłuchiwania i zapisu, tylko z dobrej znajomości
polszczyzny i że wiem, co i jak się w jej wnętrznościach porusza. Nie jest mi
sympatyczniejsza ta polszczyzna niż ten bydlaczek Alex! i jako tłumacz nie bardziej
utożsamiam się z tym językiem niż z postacią Alexa. Mam nadzieję, że wydobycie ich obu
na bezlitosne światło przyczyni się do tego, aby zmniejszyć oba te zagrożenia.
19
Dla specyfiki tego stylu mówionego charakterystyczne są m.in. zakłócenia
sformalizowanej w pisanym języku składni, łatwo przechodzące w strumień mowy nie
całkiem powiązanej, anakolut i wiele innych konstrukcji nie mieszczących się w
paradygmatach. Gdy rozbicie takie pojawia się już na poziomie słowotwórczym, dochodzi
nieraz do struktur podobnych jak w językach inkorporujących raczej niż fleksyjnych.
Zjawisko to, mimo że charakterystyczne dla języków nieindoeuropejskich i tak
obcych nam jak indiańskie lub eskimoskie, pojawia się i we francuskim.
Toteż warto zauważyć jego (choć marginesową) obecność tak w mowie potocznej,
jak i w momentach dezorganizacji języka i rozpadu jego prawidłowości. Dotyczy to m.in.
okresu przemian strukturalnych, który aktualnie trwa w języku polskim. Zjawisko to
musiałoby się szczególnie nasilić w razie przyśpieszenia zmian prowadzących do
składniowej anglicyzacji polskiego, a więc jego przesuwania się od typu fleksyjnego ku
analitycznemu i pozycyjnemu. Wydaje się to prawie niemożliwe: a przecież konstrukcje
przyimkowe (charakterystyczne dla tego drugiego typu) szerzÄ… siÄ™ obok i zamiast
deklinacyjnych nawet i w poprawnej polszczyżnie: w języku bułgarskim zaś i macedońskim
dawno już przeważyły nad fleksją. Czy tak będzie i w polskim?
Wszystkie te nieposłuszne odstępstwa od (zubożonej przecież) regularności
językowej to z jednej strony przejawy zachodzącej lub szykującej się ewolucji, z drugiej
strony zaś istotne elementy różniące język żywy i mówiony od pisanego.
Polonistyka uniwersytecka woli je tępić niż badać.
Szkoła i redaktor tym bardziej.
Za to jak najobficiej korzystają z nich twórcy i mistrzowie polszczyzny: od Norwida
po Białoszewskiego i stu innych. Norwid usiłował ratować pełny język i stwarzać
możliwości zapisywania go: edytorom do dziś trudno się z tym uporać. Białoszewski
startował z linii bardzo wysuniętych i realizować mógł pełną swobodę w kształtowaniu
samego języka i form jego zapisu. Z analogicznych swobód korzystać musi (nie dla fanaberii
ani dla popisania się) każdy autentyczny twórca języka.
To samo dzieje się w tym przekładzie i w formach jego zapisu. Tak ma być.
W mojej wersji R przekładu Mechanicznej pomarańczy najważniejsze są efekty
wydobywane ze składni i słowotwórstwa, ponieważ jest to mocna strona języków
słowiańskich, jakby ich przyrodzone bogactwo. Ewolucja ku wersji R musi aktywizować
język w tym kierunku wspólnym dla polskiego i rosyjskiego.
Za to w wersji A najważniejsze są formacje przejściowe zmierzające ku
analityczności.
Chociaż i tu (śpieszę dodać) nie posuwam się w nich dalej niż do punktu, jaki to
przeobrażenie, dla integralności języka mające wymiar kataklizmu, osiągnąć może na
przestrzeni kilku pokoleń. Jak uprzednio już podkreśliłem, proces ten (przeciwnie niż w
przypadku rusyfikacji) musiałby przebiegać bardzo powoli; albo drastycznie; albo jedno i
drugie.
Co prawda w Anglii po normańskim podboju w 1066 roku przeobrażenie takie
dokonało się błyskawicznie i w ciągu paru pokoleń język staroangielski, równie (albo i
bardziej) fleksyjny jak polski, zginął wyparty przez średnioangielski o strukturze mało
różniącej się od dzisiejszego. U nas jednak nie mogłoby się to dokonać tak szybko ze
względu na powszechność pisma i druku, co utrwala istniejące formy języka i hamuje
przeobrażenia. Dlatego (jak już podkreśliłem) nieodzownym warunkiem byłoby tu stadium
daleko posuniętej niepiśmienności.
Jednak alienacja pewnych grup społecznych, na przykład młodzieżowych i
przestępczych; właściwa im hermetyczność ekskluzywnego żargonu i język potoczny,
mówiony, nie liczący się z regułami pisanego; a na gruncie zawodowym powszechność
komputerów i uproszczonego systemu porozumiewania się z nimi; mogą ten proces
zaskakująco przyśpieszyć.
Nie posuwam się aż tak daleko.
Starając się zarówno w wersji A jak R uniknąć dowolności, zmyśleń i pełnej
fantastyki, poprzestaję skromnie na języku tak zanglicyzowanym, jakiego możemy się
jeszcze doczekać. I tu również nie brak już realnych pierwowzorów: od częściej ośmieszanej
niż rejestrowanej i badanej gwary Polaków amerykańskich po samorzutną twórczość
językową młodzieży w kraju, snobującej się na styl amerykański.
Znajomość języków rosyjskiego i angielskiego jest u nas, w skali społecznej,
podobnie mizerna i prawie żadna. Rosyjskiego nie chcą znać, angielskiego zaś nie potrafią.
Mimo to rosyjski dociera na co dzień i nasącza młodych Polaków nawet bez udziału ich
świadomości; angielski zaś, choć tak łapczywie wychwytywany, ze względu na swoją
[ Pobierz całość w formacie PDF ]