[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Uderza z ostrym trzaskiem. Krzyk George'a zostaje pogrzebany w błocie, a
kiedy próbuje się odezwać, jego głos pulsuje w wibrującym staccato.
- O-o-o-kur-wa...
- Nie lubię cię, George. Myślałem, że dałem ci to jasno do
zrozumienia, stary. Nie lubiÄ™ ciÄ™, bo to ty najbardziej ze wszystkich
chciałeś mnie zostawić w tym cholernym rowie. I nie lubię cię, bo mnie
oszukujesz.
George potrząsa głową szarpie całym ciężarem ciała do przodu. %7łyła na
jego szyi wygląda, jakby zaraz miała pęknąć. Mam wrażenie, że oglądam
własne nagranie z zeszłej nocy. Znalazł się na kolanach i pluje na mnie
mieszaniną błota oraz krwi.
- Powiedziałem ci cholerną prawdę, fiucie. Chcesz mnie wykończyć?
No to, kurde, dawaj.
Szybko unoszę kij, gotów od uderzenia. Poprawiam uchwyt, upewniam
się, że trzymam go mocno i daję sobie jeszcze chwilę, żeby wytrzeć z potu
lewą dłoń. A potem celuję w tył głowy George'a - skurwiel trzęsie w tej
chwili portkami ze strachu - i mrużę oczy, aż jego obraz mi się rozmazuje.
Tak właśnie powinno być. Trzymam maxi w górze, palce nerwowo drgają
mi na gumowej rÄ…czce.
No dalej! Zrób to! Przyłóż skurwielowi. Naucz go rozumu. Kłamliwy
kutas, kłamliwy fiut, pierdolony kłamliwy jebany chuj.
Zwiatła samochodu za moimi plecami wydobywają cień George'a i
przerzucają go z lewej na prawą. Zwiatła samochodu jadącego tuż za
203
tamtym rzucają jego cień między drzewa. Czas płynie. Otwieram oczy i
czuję żółć szczypiącą mi tył gardła.
Nie mogę tego zrobić.
Cienias! Cipa! Zrób to!
Nie mogę, kurde, tego zrobić.
Właśnie dlatego cały czas zbierasz w dupę, Cal. Jak przychodzi co do
czego, dajesz plamę, chłopie.
Kij drży mi w dłoniach. Nie mogę nad tym zapanować.
Tchórz!
Nie.
- A niech to cholera! - Te słowa same wyskakują mi z ust. Opuszczam kij i
krew z powrotem napływa mi do rąk. Nogi mnie bolą. Ramiona mnie bolą.
W kręgosłupie kłuje. Serce wali mi w piersi jak oszalałe. Cały jestem
zlany zimnym potem. - A niech to jasna cholera!
Plecy George'a falują w przyćmionym świetle. Jedyny ruch, na jaki go
stać.
Muszę oprzeć się o samochód. Stawiam kij obok nogi i zapalam fajkę.
Poszedłbym po wódkę, ale nie mogę się ruszyć.
48
biedzę na asfalcie, dżinsy na tyłku zaczynają mi przemiękać i pewnie
byłoby mi siebie żal, gdyby nie to, że George kwili w ciemnościach. To mi
pozwala nabrać dystansu do mokrych pośladków.
- Skoro Alison wszystko ukartowała, to dlaczego zgodziła się ze mną
wrócić? - pytam.
George oddycha głośno i głęboko. Spoglądam na niego i widzę, że leży na
plecach. Mocniejszy powiew wiatru przywiewa w mojÄ… stronÄ™ zapach
moczu.
- Powiedziała nam, że u niej byłeś. Chciała, żebyśmy się tobą zajęli -
mówi.
- Przecież ktoś inny by się po nią zjawił.
- Myślisz, że to jej szukają?
Wycieram nos wierzchem ręki.
- Zcigają Stokesa. Pieprzyć to. Już nic nie wiem. Nie wiem, kogo
ścigają.
204
- Miałeś znalezć Roba.
- Tak.
- To ona go wsypała.
- Nie miała powodu - mówię.
- Gówno ją to obchodzi.
- Rob by ją zatłukł na śmierć.
- Muszę iść do szpitala.
- Rob by ją pobił. Bała się go. Widziałem ją. Dostała lanie.
- Panie Innes, Cal, muszę się dostać do szpitala.
Patrzę na George'a i widzę, że na mnie spogląda. Błagalnie. Wstaję, biorę
kij i rzucam na tylne siedzenie.
- Nie mogę tego zrobić, George.
- Przynajmniej tyle możesz. Kurde, złamałeś mi nogę.
- Nawet nie wiesz, jak byłem bliski, żeby cię zabić, niewdzięczny
gnoju! %7łałuję, że ci nie złamałem szczęki.
- Musisz mnie zabrać do szpitala.
- Nigdzie ciÄ™ nie zabiorÄ™.
- Wszystko ci powiedziałem.
- Nie powiedziałeś mi, gdzie on jest.
- Wszystko ci powiedziałem.
- Myślisz, że wrócił do tamtego mieszkania?
- Nie wiem.
- Co powiedział wtedy w nocy, jak mnie zostawiliście?
Głowa George'a kręci się, jakbyśmy już to przerabiali, a on wciąż nie mógł
zrozumieć, o co mi chodzi.
- Powiedział, że wszystko skończone. %7łe ty już nie będziesz sprawiał
kłopotów i że Alison będzie zadowolona.
- Czyli wrócił do mieszkania - stwierdzam.
- Mówię ci, że nie wiem.
Idę w stronę George'a, który drgnął i próbuje się cofnąć. Aapię go za
kołnierzyk, mocno chwytam i ciągnę. Pakuję na tył samochodu, popycham
na miejsce za siedzeniem kierowcy i sam siadam za kierownicÄ….
Poprawiam wsteczne lusterko, żeby go lepiej widzieć.
- CoÅ› ci powiem, George. Jak znajdÄ™ Stokesa, podrzucÄ™ siÄ™ do szpitala.
Zbiera pełne usta śliny i celuje we mnie. Kiedy dolatuje, czuję ogień na
policzku. Pochylam się nad siedzeniem i walę go otwartą dłonią. Szarpie
się do tyłu, twarz mu czerwienieje.
- Nie baw się ze mną w gangstera, chłopie. Bo cię wykończę.
205
Powrót do Benton to mordęga. Czuję się, jakbym miał ołów w ramionach,
wzrok mi się rozjeżdża. Niedobrze mi na widok tych samych ulic, tych
samych sponiewieranych twarzy na rogu. Pociągam łyk wódki, żeby
rozgrzać krew, i każę George'owi się zamknąć. Marudzi, że mu
niewygodnie z tyłu. Mówię, że musi się zadowolić tym, co ma. Jak życie
cuchnie, to trzeba zatkać nos. Przynajmniej miałem dość przyzwoitości,
żeby obiecać mu szpital. To więcej niż on zrobił dla mnie.
- Stary, dlaczego ja? - pyta.
- Dlaczego ty co?
- Dlaczego przyszedłeś po mnie? - Milknie. - No wiesz, po ostatniej
nocy...
- To wystarczająco dobry powód.
- Ale nie jedyny, co nie? Przecież nie chodziło ci tylko o to, żeby mi
spuścić wpierdol.
- Tylko ciebie mogłem szybko znalezć.
- Ach - sapie. - Nie musiałeś brać ze sobą kija.
SpoglÄ…dam na niego we wstecznym lusterku.
- Kurde, a co innego miałem zrobić? Zasłużyłeś sobie.
Milknie. Próbuje się ruszyć, ale znowu opada na siedzenie. Opiera się
o szybę i gapi w sufit samochodu. Na twarzy ma błoto, krew zakrzepła mu
na górnej wardze. Ociera usta wierzchem ręki i przygląda sie jej, żeby
sprawdzić, czy wciąż krwawi. Co jakiś czas zerka na coś na podłodze.
Obserwuję go. Wiem, o czym myśli. Gdyby tylko udało mu się dosięgnąć
kija, zaraz by mi przyłożył w łeb i się uwolnił. Aapię jego spojrzenie.
- Na twoim miejscu bym się nie trudził, Gorge. Pomyśl o tym w ten
sposób: jak walniesz mnie kijem, to pewnie stracę przytomność. Jak stracę
przytomność, to stracę też kontrolę nad samochodem. - Wciskam gaz.
Silnik ryczy, a pęd wbija mnie w fotel. - Ajak stracę kontrolę nad
samochodem, zostanie z nas tylko poskręcana kupa metalu i kości.
- Nie chciałem...
- Oczywiście, że chciałeś. Gdybym był na twoim miejscu, też bym o [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl