[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mieszkańcy Diaspar obrzucali jego i towarzyszącą mu świtę. Obmyślał
argumenty, jakimi będzie się może musiał posłużyć, i układał w głowie
najodpowiedniejszÄ… historiÄ™, jakÄ… opowie Radzie. Od czasu do czasu
uświadamiał sobie, że nie jest w najmniejszym stopniu przestraszony i czuje
siÄ™ panem sytuacji.
Czekali w holu tylko kilka minut, ale to wystarczyło, aby Alvin zauważył, że
chociaż nie odczuwa lęku, to nogi ma jak z waty. Pomyślał sobie, co też
teraz porabia Hilvar i czy spotkają się kiedyś znowu. To spotkanie stało się
dlań nagle bardzo ważną sprawą.
Rozsunęły się wielkie drzwi i wszedł za Jeserakiem do Sali Rady. Wokół
stołu w kształcie półksiężyca siedziało już jej dwudziestu członków i Alvin
poczuł miłe zaskoczenie, nie widząc pustych miejsc. Chyba po raz pierwszy
od wielu wieków Rada zebrała się w komplecie. Rzadkie jej spotkania były li
tylko formalnością, gdyż wszystkie zwykłe sprawy załatwiano za
pośrednictwem rozmów wizjofonowych i, jeśli zachodziła tego konieczność,
poprzez spotkania PrzewodniczÄ…cego z Centralnym Komputerem.
Alvin znał z widzenia większość członków Rady. Podobnie jak Jeserac nie
sprawiali wrażenia wrogo doń nastawionych, tylko zaciekawionych. Mimo
wszystko byli światłymi ludzmi. Mogło ich irytować, iż ktoś dowiódł im, że
się mylą, ale Alvin nie przypuszczał, aby odnosili się doń z uprzedzeniem.
Wysłuchają go spokojnie, a co sobie pomyślą, nie było ważne. Jego sędzią
nie będzie teraz Rada. Będzie nim Centralny Komputer.
Rozdział 16
Nie było żadnych formalności. Przewodniczący ogłosił otwarcie posiedzenia i
zwrócił się do Alvina:
 Alvinie  powiedział uprzejmie  chcielibyśmy usłyszeć, co się
wydarzyło od chwili twojego zniknięcia dziesięć dni temu.
Użycie przez Przewodniczącego słowa "zniknięcie" było bardzo znaczące.
Nawet teraz Rada nie przyjmowała do wiadomości, że Alvin naprawdę
wydostał się poza mury Diaspar. Alvin był ciekaw, czy wiedzą, że w mieście
są obcy, ale raczej w to wątpił. Okazywaliby wtedy większe zaniepokojenie.
Ze szczegółami i bez żadnego dramatyzowania opowiedział swoją historię; i
tak była na tyle dziwna i niewiarygodna dla ich uszu, że nie potrzebowała
upiększeń. Pominął milczeniem tylko jeden epizod; nie wyjawił sposobu, w
jaki uciekł z Lys. Było więcej niż prawdopodobne, że znowu będzie musiał
skorzystać z tej samej metody.
Fascynująca był zmiana, jaka podczas jego narracji zachodziła w
nastawieniu Rady. Z poczÄ…tku byli sceptyczni, nieskorzy do odrzucenia
wszystkiego, w co do tej pory wierzyli. Kiedy Alvin mówił o swej pasji
poznania świata leżącego poza granicami miasta i o swej pewności, że taki
świat istnieje, patrzyli nań jak na jakąś obcą i niepojętą istotę. Był nią
zresztą w ich mniemaniu. Ale w końcu zmuszeni byli przyznać mu rację i
uznać swoją omyłkę. W miarę, jak Alvin ciągnął swą opowieść, wszelkie
wątpliwości, jakie dotąd żywili, powoli znikały. To, co mówił, mogło im się
nie podobać, ale nie mogli zaprzeczyć oczywistej prawdzie. Jeśli mieliby ku
temu skłonność, wystarczyło spojrzeć na milczącego towarzysza Alvina.
Tylko jeden aspekt jego opowieści wywołał wśród nich oburzenie  ale nie
było ono skierowane przeciwko niemu. Pomruk niezadowolenia rozszedł się
po sali, gdy Alvin wspomniał o niechęci Lys do nawiązania kontaktu z
Diaspar, o jej przyczynach i o krokach, jakie podejmowała Seranis, aby
takim kontaktom zapobiec. Miasto było dumne ze swej kultury i zdrowego
rozsądku. To, że ktokolwiek śmiał uważać ich za coś gorszego, wykraczało
poza granice tolerancji Rady.
Do perswazji przystąpił Alvin dopiero wtedy, gdy skończył opowiadać swoje
przygody. Musiał jakoś przekonać tych ludzi do prawd, których nauczył się
w Lys, ale jak mógł wytłumaczyć im coś, czego nigdy nie widzieli ani nie
potrafili sobie wyobrazić?
 To chyba wielka tragedia  powiedział  że dwa ocalałe odłamy rasy
ludzkiej pozostawały w separacji przez tak ogromny okres. Może pewnego
dnia dowiemy się, jak do tego doszło, ale teraz najważniejsze, to naprawić
błąd i nie dopuścić, aby doszło do niego ponownie. Kiedy przebywałem w
Lys, protestowałem przeciw ich poglądowi, jakoby byli lepsi od nas: mogą
nas wiele nauczyć, ale my również możemy dużo nauczyć ich. Jeśli
będziemy tkwić we wzajemnym przekonaniu, że nie możemy nic skorzystać
na takim kontakcie, to czyż nie jest oczywiste, że się mylimy?
Spojrzał wyczekująco po twarzach członków Rady i malujące się na nich
skupienie zachęciło go do kontynuowania mowy.
 Nasi przodkowie  ciągnął  zbudowali imperium, które sięgnęło
gwiazd. Ludzie podróżowali między wszystkimi tymi światami bez żadnych
ograniczeń, a teraz ich potomkowie boją się wychylić nosa poza bramy
swego miasta. Mam wam powiedzieć dlaczego?  przerwał; w wielkiej sali
nikt nawet nie drgnął.  Dlatego, że się boimy  boimy czegoś, co
wydarzyło się u zarania dziejów.
W Lys powiedziano mi prawdę, chociaż domyślałem się jej już wcześniej. Czy
zawsze musimy ukrywać się w Diaspar jak tchórze, wmawiając sobie, że nic
poza nim nie istnieje, bo miliardy lat temu Najezdzcy zepchnęli nas z
powrotem na ZiemiÄ™?
Zarzucił im skrywany skrzętnie strach  strach, którego nigdy nie
podzielał, którego siły nigdy nie mógł w pełni pojąć. Teraz niech robią z nim,
co chcą: przedstawił im prawdę, taką jak ją widział.
Przewodniczący spojrzał nań ponuro.
 Czy masz coś jeszcze do dodania, zanim naradzimy się, co czynić? 
spytał.
 Tylko jedną prośbę. Chciałbym zabrać tego robota do Centralnego
Komputera.
 Ale po co? Wiesz przecież, że Komputer orientuje się już, co zaszło w tej
sali.
 Ale mimo to chcę do niego pójść  odparł grzecznie, ale stanowczo Alvin.
 Proszę o pozwolenie zarówno Rady, jak i Komputera.
Zanim Przewodniczący zdążył odpowiedzieć, salę wypełnił czysty, spokojny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl