[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To musi być dziedziczne. - Jennifer zamyśliła się. - Znałam kobietę
pochodzenia szkocko - irlandzkiego, którą łączyła telepatyczna więz z matką.
Pewnego dnia kobieta wsiadła do samolotu i przeleciała cztery tysiące kilometrów, bo
dzień wcześniej matka miała zawał. Nikt jej o tym nie zawiadomił. Ona po prostu to
wiedziała.
- Dziadek Bernardette uważał to za dar, natomiast ją te obrazy przerażają.
Zwłaszcza że widzi jedynie złe rzeczy.
- - Każdy kij ma dwa końce. Widząc, że dzieje się coś złego, czasem można
komuś pomóc...
- Pewnie tak. - Sarina westchnęła. - Szkoda tylko, że wizje Bernardette tak
bardzo wytrącają ją z równowagi. - Nagle zawahała się. - Czy Colby wspominał jakąś
kobietÄ™?
- Nie. - Jennifer roześmiała się cicho. - Co ci odbiło?
- Nic. Po prostu mam majaki i tyle. Dzięki za telefon, Jenny. Ucałuj ode mnie
Bernie i powiedz, że jutro osobiście dam jej całusa. Lekarz obiecał, że jeśli mój stan się
nie pogorszy, a na pewno się nie pogorszy, to jutro będę mogła wyjść ze szpitala.
- W porzÄ…dku. Zpij dobrze.
- Ty też.
Colby zjawił się w pracy z zastępczą protezą. Zepsutą wysłał do laboratorium z
prośbą o jak najszybszą naprawę. To była druga naprawa w ciągu zaledwie paru dni.
Zastanawiał się, ile jeszcze razy zepsuje mu się ten cud techniki.
Sarina kiepsko spała w nocy z soboty na niedzielę, a w niedzielę czuła się
paskudnie. Cały dzień dostawała antybiotyki i środki przeciwbólowe, które ją otępiały.
Na chwilę zasypiała, a potem budziła się i znów przeklinała w duchu Colby'ego.
Spędziła z nim cudowną noc, sądziła, że pierwszą z wielu. Ale on ją zdradził. Och,
jakże brutalna bywa rzeczywistość!
Ciekawa była, co sobie pomyślała ta nowa flama Colby'ego, kiedy otworzywszy
drzwi, zobaczyła obcą kobietę z ciastem bananowym w ręce. Czy urządziła mu dziką
awanturę? Oby tak. Jak to jest, że zaledwie parę dni po upojnej nocy facet zmienia
kochankę? Sarinie się to w głowie nie mieściło. No ale w sprawach męsko - damskich
144
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
nie miała wielkiego doświadczenia.
Przed oczami stanął jej miły, poczciwy Rodrigo, na którym zawsze mogły z
Bernardette polegać. Dlaczego nie wzbudzał w niej takich emocji jak Colby? Kiedy
pierwszy raz zobaczyła Colby'ego, serce od razu zabiło jej mocniej. Wciąż biło
szybciej, gdy pojawiał się na horyzoncie. Była zła na siebie. Powinna go nienawidzić,
zwłaszcza teraz.
Oczywiście miał rację: nie powinna wykonywać niebezpiecznej pracy. Została
ranna w trakcie pełnienia obowiązków służbowych. Równie dobrze kula mogła trafić
ją w serce. I co by się wtedy stało z Bernardette? Może Colby by się nią zaopiekował,
ale czy poradziłby sobie z siedmioletnią dziewczynką? Jako zastępca szefa ochrony
pracował od miesiąca, a widać było, że marzy mu się poprzednia praca.
Niewykluczone, że umieściłby dziecko w internacie, a sam wrócił do swych dawnych
zajęć.
Pamiętała, jak umiejętnie obezwładnił naćpanego chłopaka, który chciał
zastrzelić swoją ciotkę. Pamiętała, z jaką radością galopował na koniu. Miał w sobie
nieposkromioną siłę i energię. Był człowiekiem czynu, który nie potrafi długo usiedzieć
w miejscu. Większość ludzi związanych z wojskiem cechuje spokój, opanowanie,
zachowawczość. Colby stanowił ich przeciwieństwo, a jednak dobrze się czuł wśród
wojskowych, choć jeszcze lepiej wśród członków brygad antyterrorystycznych. Kiedyś
przeczytała, że ktoś, kto podaje prawidłowe odpowiedzi podczas testu
psychologicznego, nigdy nie trafi do jednostek specjalnych.
Zastanawiała się, dlaczego Colby zmienił pracę. Może przeszkadzała mu
surowa dyscyplina w wojsku i wolał przejść na wcześniejszą emeryturę. Nigdy nie
pytała, czym dokładnie się zajmował...
Oparta o poduszki, usiłowała skupić się na oglądaniu telewizji. Tęskniła za
córką i swym mieszkaniem. Psiakość, nie jest przyzwyczajona do takiej bezczynności.
W poniedziałek w południe Colby wszedł do pokoju w towarzystwie lekarza.
- Puszczam panią do domu - oznajmił lekarz. - Wypisałem dwie recepty, proszę
je odebrać od pielęgniarki. - Popatrzył na Sarinę znad oprawki okularów. - A idąc na
akcję, proszę nie łykać żadnych środków przeciwbólowych.
- Idąc na akcję, nigdy niczego nie łykam - rzekła zaskoczona.
- To dobrze, bardzo dobrze. Cóż, życzę szybkiego powrotu do zdrowia -
dodał, spoglądając z uśmiechem na Colby'ego, który z trudem zachowywał powagę. -
145
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
W razie czego proszę do mnie dzwonić.
Po jego wyjściu Sarina wstała z łóżka. Miała na sobie to samo ubranie, w
którym przywieziono ją do szpitala. Na rozdartym rękawie, przez który przeszła kula,
widniała plama krwi.
- Przepraszam. Powinienem był ci przywiezć coś na zmianę - zauważył Colby,
zerkajÄ…c na dziurawÄ… kurtkÄ™.
- Bez przesady. PrzebiorÄ™ siÄ™ w domu, zanim ruszymy po Bernardette.
- Moglibyśmy kupić po drodze coś do zjedzenia...
Sarina wzruszyła ramionami.
- Dobra.
- Chińszczyzna ci odpowiada?
Zaskoczona podniosła wzrok. Przed laty, kiedy się w sobie zakochiwali, często
zaglądali do knajpek prowadzonych przez Chińczyków. Oboje lubili chińską kuchnię.
- Chętnie. - Roześmiała się speszona. - Dawno nie jadłam chińszczyzny na
wynos.
- Ja też nie.
Podniósłszy torbę, Colby rozejrzał się po pokoju, sprawdzając, czy Sarina
niczego nie zapomniała, po czym skierowali się w stronę dyżurki pielęgniarek. Pięć
minut czekali, dopóki nie znaleziono recept, następne pięć minut czekali w aptece
nieopodal parkingu. Kiedy w końcu ruszyli w drogę, było już wczesne popołudnie.
Stanęli przy niedużej chińskiej knajpce. Colby sam wszedł do środka. Dla
Sariny kupił wieprzowinę w sosie słodko - kwaśnym, dla siebie kurczaka w sosie
sezamowym.
Kiedy usiadł z powrotem za kierownicą, zauważył, że Sarina przygląda się jego
protezie.
- Jest brzydsza od tamtej - powiedział - ale mniej się psuje. Najlepiej sprawdza
się zwykły hak, ale ludzie się go boją.
- Colby, czym się w wojsku zajmowałeś? W jakiej byłeś formacji? - zapytała
nagle.
Zesztywniał. Nie chciał odpowiadać na takie pytania. Nie teraz.
- Dlaczego milczysz? Pracowałeś w jakiejś tajnej komórce? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl