[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oszklonÄ… werandÄ™.
Drzwi były szeroko otwarte i wiele osób wyszło do pięknie zadbanego ogrodu, oświetlonego
kolorowymi lampami zawieszonymi na drzewach.
- Chodzmy na zewnątrz. Pokażesz mi ogród - poprosił
Luka.
Zgodziła się. Chciała jak najszybciej zakończyć to spotkanie. Szli wzdłuż drzew i krzewów. Rebeka
opowiadała o mijanych roślinach i przemyślnej kompozycji ogrodu. W
końcu Luka zatrzymał się wśród drzew.
- Możemy już przestać bawić się w uprzejmą konwersację
- powiedział.
- Naprawdę powinnam wracać...
- Jeszcze nie. - Wyciągnął dłoń, żeby ją zatrzymać, ale cofnęła się, nim zdążył jej dotknąć. - Myślałaś
kiedyś, że jeszcze się spotkamy?
- Nigdy - przyznała cicho.
- Słusznie. Wszystko było przeciwko nam.
- Od początku byliśmy bez szans.
Podszedł bliżej i spojrzał na nią w świetle księżyca.
- Zmieniłaś się, ale tylko odrobinę.
- Za to ty zupełnie się zmieniłeś. Potarł bliznę na twarzy.
- O tym mówisz?
- Nie. Po prostu wszystko w tobie jest inne.
- Jestem starszy o piętnaście lat. W tym czasie wiele się wydarzyło. W twoim życiu pewnie też.
- Tak. - Starała się mówić jak najmniej o sobie. Zdała sobie sprawę, że obecność Luki bardzo ją
niepokoi.
- Zmieniłaś nazwisko, czyli jesteś mężatką. Ale twój partner nie nazywa się Hanley.
- Byłam. Rozwiodłam się z Saulem Hanleyem.
- Długo byliście małżeństwem?
- Sześć lat
- Ojciec go zaakceptował?
- Już nie żył, gdy brałam ślub. Przez ostatnie lata jego życia rzadko go widywałam. Nie mieliśmy
sobie nic do powiedzenia. Nie potrafił spojrzeć mi w oczy.
- Nie dziwiÄ™ siÄ™.
- A co u ciebie? - spytała Rebeka, bo rozmowa zeszła na grząski grunt - W domu na pewno czeka
żona.
- Skąd ta pewność?
- Każdy człowiek sukcesu potrzebuje żony, żeby wydawała przyjęcia.
- Nie wydaję przyjęć. Drusilla przepadała za nimi, więc zorganizowaliśmy je kilka razy. Teraz
jesteśmy już po rozwodzie.
- Z powodu przyjęć? - zażartowała.
- Nie - stwierdził obcesowo. - Były inne przyczyny.
- Przepraszam. Nie chciałam być ciekawska.
- Nic nie szkodzi. Opowiedz coś więcej o sobie.
- Sprzedałam posiadłość i zaczęłam podróżować. Gdy wreszcie wróciłam, zajęłam się tłumaczeniem
książek. W ten sposób poznałam Saula. Jest wydawcą.
- Dlaczego rozwiodłaś się z nim?
- Decyzja była wspólna - powiedziała po chwili. - Nie pasowaliśmy do siebie.
Zcieżka zaprowadziła ich z powrotem przed dom.
- Powinniśmy tam wrócić - stwierdziła.
- Najpierw chciałbym coś powiedzieć.
- Tak?
Wyraznie był zakłopotany.
- Chciałbym znów spotkać się z tobą.
- Nie, Luka - odpowiedziała szybko. - To nie ma sensu.
- Oczywiście, że ma. Wszystko stało się zbyt gwałtownie.
Nie mieliśmy nawet możliwości, żeby się pożegnać. Potem przeżyliśmy lata, nie wiedząc nic o sobie.
Wiele chciałbym ci wyjaśnić. Mam prawo do tego.
- Nie mów do mnie w ten sposób - powiedziała z urazą.
- Jaki sposób? - spytał szczerze zdziwiony.
- Stawiasz żądania, mówisz, do czego masz prawo. Nie jesteś na spotkaniu zarządu.
- Chcę, żebyś coś zrozumiała.
Czy naprawdę sądzi, że jakieś wytłumaczenia cokolwiek zmienią? - pomyślała.
- Luka, jeśli chodzi o pieniądze, nie musisz nic mówić.
Jestem pewna, że zrobiłeś z nich dobry użytek. Wypada tylko pogratulować.
Zrobił dziwną minę.
- Właśnie się zastanawiałem, czy ojciec powiedział ci o pieniądzach.
- Powiedział. Oczywiście - stwierdziła, z bólem przyjmując fakt, że Luka może o tym mówić bez
emocji.
- To wszystko, co masz do powiedzenia? Becky, po tylu latach nie chcesz mnie o nic zapytać?
- Wtedy byłam dziewczyną, która miała mnóstwo pytań, a ty byłeś chłopakiem, który mógł na nie
odpowiedzieć.
- Nie miałem innego celu niż twoje szczęście. Już zapomniałaś?
- Nie, ale teraz jest za pózno. Jesteśmy innymi ludzmi.
Ostatni raz widzieliśmy się piętnaście lat temu na dzień przed naszym ślubem. Wtedy wtargnął mój
ojciec. Naprawdę cieszę się, że osiągnąłeś sukces w życiu...
Patrzył na nią zaskoczony.
- Co powiedziałaś?
- %7Å‚e cieszÄ™ siÄ™...
- Nie, przedtem, o naszym ostatnim spotkaniu.
- Dzień przed ślubem. Naszym niedoszłym ślubem.
- Naprawdę nie pamiętasz? Cóż, nie ma się co dziwić.
Jednak w takim razie tym bardziej powinniśmy się spotkać.
Uwierz mi, wcale nie zakończyliśmy naszych spraw i najwyższy czas to zrobić.
Wzruszyła lekko ramionami. Nie chciała mieć do czynienia z kimś, kto miał na imię Luka i z wyglądu
trochę przypominał tamtego Lukę, lecz poza tym nie miał z nim nic wspólnego. Luka był czuły i
łagodny, natomiast ten obcy mężczyzna wydawał polecenia nawet wtedy, gdy próbował się
zaprzyjaznić. Jeśli Luka zmienił się w kogoś takiego, ona nie miała zamiaru go znać.
- Przykro mi - powiedziała chłodno. - Nie widzę sensu w dalszych spotkaniach.
- Ale ja widzę - stwierdził stanowczo. Policzyła do dziesięciu, a potem powiedziała:
- By doszło do spotkania, obie strony muszą tego chcieć.
Tak się jednak składa, że ja nie chcę.
- Oni nie będą zadowoleni, jeśli zle mnie potraktujesz. -
Wskazał ruchem głowy na dom.
Pomyślała, że doskonale zdawał sobie sprawę, jakie zadanie jej wyznaczono.
- Oni potrafią prowadzić interesy bez mojej pomocy -
oświadczyła chłodno i ruszyła przed siebie.
- Wyjdziesz za Danversa Jordana? - zawołał za nią.
Odwróciła się.
- Słucham? - syknęła ostrzegawczo.
- Chcę wiedzieć.
- A ja nie chcę odpowiadać. Dobranoc, panie Montese.
Weszła do środka, Luka tuż za nią. Wyglądało to całkiem zwyczajnie. Jednak przez resztę wieczoru
nie próbował z nią rozmawiać, co przyjęła z ulgą.
Dopiero przy pożegnaniu przytrzymał jej dłoń nieco zbyt długo.
- Do zobaczenia.
- Nie sądzę - odpowiedziała twardo i dobitnie, by nie było żadnych wątpliwości.
W drodze powrotnej do domu Danvers powiedział:
- Kochanie, Montese jest tobą zachwycony. Bardzo cię wychwalał.
- Szkoda, że nie mogę zrewanżować się tym samym -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]