[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ach, Urbanie... - wyszeptała cicho. - Przecież
powinieneś sam wiedzieć... Musisz jakoś to wszystko
naprawić...
Hell zbliżył się do niej.
- Miłe, drogie, głupie maleństwo - rzekł, gładząc lewą
ręką jej mokre włosy. Prawa bolała, jakby się w niej sto
diabłów rozpętało.
- O, tak... - szeptała Puk. - Tak... jeszcze... jeszcze
trochę... Przymknęła oczy i rozchyliła usta.
Gdy Hell spostrzegł wyraz jej twarzy, cofnął się i wrócił
na dawne miejsce: stanął oparty o krzesło. Ale Puk poszła za
nim.
- Słuchaj, Puk... - zaczął znów. - Jakoś dziś nie czuję się
dobrze. BÄ…dz grzeczna i wracaj do domu. Porozmawiamy
sobie jeszcze w dzień. Przyjedz do mnie jutro. Teraz
chciałbym się położyć spać...
- Tak, ty chcesz spać! I ja bym chciała spać... i ja bym
chciała, żeby mi sen wrócił - odrzekła Puk bardzo cicho, a w
słowach jej zadzwięczała tęsknota. - Ale w nocy jest mi
najgorzej. Jest mi tak, jak gdybym miała dzień i noc
głodować... To moje serce jest wygłodniałe i moje oczy, i
moje usta... wszystko we mnie jest głodne... głodne ciebie!...
Czasami mi się chce krzyczeć jak małemu dziecku... A
czasem chce mi siÄ™ biec, biec przed siebie, gdziekolwiek,
choćby na %7łelazny Ząb, czy na inny szczyt... Wiem najlepiej,
że tylko ty jeden możesz mi pomóc! A ty nic nie czujesz?
Owszem, Hell odczuwał - czuł tłumioną tkliwość i pełen
wdzięczności sentyment dla tej małej, roztęsknionej kobietki.
May... - pomyślał.
A May - wcielenie jasności i prostolinijności - była mu
czymś równie bliskim i pokrewnym, jak obcą i niezrozumiałą
była Puk. Przy tym zestawieniu przyjazne nastawienie do Puk
pierzchło.
- Nie możesz być taka przewrażliwiona, Puk, to
niezdrowo - powiedział srogo, zarówno po adresem Puk jak i
pod własnym.
Ramię piekło niemiłosiernie, złożył je na blacie stołu jak
obcy przedmiot. Czy mu się nie śniło coś nieprzyjemnego...
jakieś wióry, jakieś opiłki wszędzie kłujące? To niejasne
przypomnienie wykrzywiło mu usta.
- Więc po prostu odsyłasz mnie do domu? Czy ty nic do
mnie nie czujesz? Nie chcesz mi pomóc? - zapytała Puk
głębokim, rwącym się głosem. - Nie lubisz mnie?...
- Owszem, lubię cię, Puk. Ale bywa kilka gatunków
sympatii... Ty jesteś moją małą przyjaciółką z tamtego
brzegu...
- To bardzo zle! To bardzo brzydko z twojej strony,
wiesz!... Coś ty mi zrobił, mój Boże, coś ty ze mnie zrobił!...
Przychodzisz do nas, głaszczesz mnie, pieścisz, tyś mnie
całował przecież, Hell, często mnie całowałeś, a na mnie to
tak działało, jakbyś mnie nożem przeszywał...
Jak gdybyś mnie na dwie połowy przekroił. I odtąd ta
druga połowa rwie się do ciebie... Ostatnim razem, pamiętasz,
tam w spichrzu... Teraz będę jabłonką - pomyślałam sobie...
Nie śmiej się, Hell, to wcale nic śmieszne! Czułam się jak
jabłoń, wszystko we mnie było takie ociężałe, takie słodkie,
takie soczyste... nie umiem tego ładnie wypowiedzieć! Już
teraz nie potrafię się obyć bez ciebie, a ty mnie po prostu
odsyłasz do domu! Co to znaczy wszystko... jeżeli ty mnie nie
lubisz, jeżeli ty mnie nie... kochasz?...
Hell znów na długą chwilę zapadł się w jakąś ciemność, a
ręka mu pulsowała i drętwiała, łamana głuchym bólem. Jak po
omacku dobrnął do łóżka i przysiadł na jego krawędzi. Puk
poszła za nim, przywarła do niego, pochylając usta ku niemu
jak ku zródłu.
- Słuchaj... bądz dla mnie dobry!... - wyszeptała, idąc za
podszeptem niewiedzÄ…cej wiedzy.
I objęła go za szyję.
Hell doznał bólu, który wstrząsnął całym jego ciałem - od
mózgu aż do stóp. Poruszył się, rozprostował rękę i jęknął
cicho, a po chwili zaklÄ…Å‚.
Przez cale lato był grzeczny. Cierpiał głód, zimno,
niedostatek, troski i poniżenia rozmaitego typu. Ale gwizdał
na wszystko, śmiał się i trzymał fason. Przeżył wielką miłość,
która w gruncie rzeczy skończyła się zle.
Pewnie że Puk była bardziej wartościowa niż inne,
bardziej ponętna, bardziej oryginalna, zrobiła dla niego więcej
dobrego, niż ktokolwiek w Frauensee, kochała go głębiej,
mocniej, serdeczniej niż inne. Może to małe stworzonko z
tamtej strony jeziora było utkane z subtelniejszej i
szlachetniejszej materii, niż... nawet May. Ale z tego Hell nie
zdawał sobie sprawy, podobne spostrzeżenia nie pasowały do
jego nieskomplikowanej, na wskroÅ› normalnej psychiki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]