[ Pobierz całość w formacie PDF ]
językach, których nie potrafiła rozpoznać. Zarumieniona Grace odsunęła się od Maksy-
ma i zobaczyła wychylonych z okien pociągu ludzi, młodych i starych, rozpro-
mienionych na widok dwojga kochanków, którzy ewidentnie się połączyli.
Na twarzy Maksyma pojawił się łobuzerski uśmiech.
- Dzisiaj jest szósty stycznia - szepnął jej do ucha. - Wiesz, co to za dzień?
- Trzech Króli?
- Ale również Wigilia.
- Wigilia była wieki temu!
- Rosjanie obchodzą Boże Narodzenie siódmego stycznia. Jedno Boże Narodzenie
to za mało na tak długą, mrozną zimę. - Obrzucił psotnym spojrzeniem wiwatujących
pasażerów pociągu. - Dajmy więc naszej widowni jeszcze jeden gwiazdkowy prezent. -
Pogłaskał jej zimny policzek; zamarznięte łzy stopniały pod jego ciepłą dłonią. - Pokaż-
my im, jak wygląda prawdziwa miłość.
R
L
T
Tym razem był to tak długi, głęboki i prawdziwy pocałunek, że Grace nie słyszała
ani aplauzu pasażerów, ani gwizdu pociągu. Słyszała wyłącznie głośne bicie własnego
serca, które uderzało w tym samym rytmie co serce Maksyma.
Rok pózniej Grace zeszła po świątecznie udekorowanych schodach domu w
Devonshire, obładowała świątecznymi skarpetami.
Usłyszała jakiś hałas w pokoju na dole i zamarła. Jej bracia byli już zbyt duzi, by
wierzyć w Zwiętego Mikołaja, ale musiała teraz myśleć o maleńkim Siergieju. Wybuchła
śmiechem na myśl o tym, że czteromiesięczny syn mógłby ją przyłapać na podszywaniu
się pod Zwiętego Mikołaja.
Sama Grace dostała już od życia wszystko, czego pragnęła.
Wystarczyło rozejrzeć się po domu. W zeszłym roku, kiedy poczęli w nim Siergie-
ja, dwór był pusty i smutny. Ale przez ostatnie miesiące ciąży Grace konsultowała się z
dekoratorami, kupowała meble na całym świecie i udało jej się zmienić opuszczony bu-
dynek w wygodny, jasny dom. To samo zrobiła we wszystkich rezydencjach: w Mo-
skwie, Londynie, Los Angeles, Cap Ferrat i na Antiquie. Ale ten był jej ulubionym.
Tutaj znajdował się jej prawdziwy dom.
I tu zaczęła rodzić trzy tygodnie przed terminem, kiedy kończyła urządzanie poko-
ju dziecinnego. Zdrowy, ważący trzy kilogramy Siergiej przyszedł na świat w szpitalu w
sąsiedniej wiosce. Był w tym domu szczęśliwy, podobnie jak jego rodzice. Grace czuła,
że dom promienieje radością. Drewniana poręcz pod jej palcami była ciepła, kiedy scho-
dziła po schodach do salonu z wielkim kominkiem i ogromną choinką.
Stanęła jak wryta na widok nagiego do pasa Maksyma. Miał na sobie wyłącznie
spodnie od piżamy, którą kupiła mu kiedyś dla żartu. Piżama była jaskrawoczerwona ze
wzorem w renifery. Maksym chodził z ich maleńkim synkiem na rękach przed migającą
kolorowymi światełkami, wysoką choinką.
- Wreszcie zasnął - szepnął i pocałował synka w pokrytą puszkiem główkę. - Za-
niosę go do łóżeczka.
R
L
T
Grace kiwnęła głową i ze ściśniętym gardłem odprowadzała wzrokiem męża nio-
sącego w ramionach ich uśpione dziecko. Pytała się w duchu, czym sobie zasłużyła na
tyle szczęścia. Wszystkie jej marzenia się spełniły.
W prezencie gwiazdkowym Maksym przywiózł jej wczoraj swoim odrzutowcem
całą rodzinę z Kalifornii, by mogli uczestniczyć w pierwszych świętach ich dziecka.
Grace zawiesiła na obramowaniu kominka skarpety, pękające w szwach od słody-
czy, pomarańczy i drobnych upominków, po czym odsunęła się, by podziwiać efekt. Ki-
wnęła głową z zadowoleniem i wsunęła ostatni prezent do skarpety swojej matki. Zlubny
pierścionek od taty. Maksym odnalazł go dla niej w Moskwie dwa tygodnie temu. Grace
rozpłakała się z wdzięczności. Kiedy już go wycałowała, ofiarował jej jeszcze oprawny
w złoto dziesięciokaratowy brylant otoczony szafirami.
- Pasuje do twoich włosów i oczu - stwierdził z łobuzerskim uśmiechem. - Nie
możesz odmówić przyjęcia tego daru.
I nie odmówiła. Pasował wspaniale do obrączki, która tak wiele dla niej znaczyła.
Dostała ją od Maksyma przed rokiem, w dniu prawosławnej Wigilii. Była bardzo szczę-
śliwa i dumna, że została jego żoną.
I wreszcie znalazła idealny prezent, który mogła mu ofiarować w zamian. Naj-
wspanialszy prezent gwiazdkowy dla człowieka, który miał wszystko.
Uśmiechając się przez łzy, Grace ostrożnie wsunęła upominek do skarpety Mak-
syma. To było maleńkie zdjęcie Siergieja, które zrobiła poprzedniego wieczora, kiedy
mąż wybrał się do pobliskiej wsi po ostatnie zakupy. Na zdjęciu dziecko miało na sobie
koszulkÄ™ z napisem: ZostanÄ™ starszym bratem".
Grace westchnęła z wdzięcznością i wyjrzała przez wysokie okna na szerokie białe
pola, bardzo spokojne w tej cichej godzinie, zanim wstanie nowy dzień. Pierwsze różowe
promienie brzasku rozświetlały białe czapy śniegu na drzewach.
Usłyszała kroki męża na schodach i uświadomiła sobie, że nawet w czasie mrozów
w ich życiu zawsze będzie świeciło słońce.
R
L
T
[ Pobierz całość w formacie PDF ]