[ Pobierz całość w formacie PDF ]

także szczęśliwą, rozpromienioną, naiwną dziewczyną sprzed odzyskania pamięci.
Czasami tego żałowała. Tęskniła za tamtą optymistką - za dziewczyną, jaką była
przy Talosie. Tęskniła za miłością do niego; tęskniła nawet za nienawiścią.
Ale to już się skończyło.
Azy napłynęły jej do oczu, zmieniając wiosenny pejzaż wokół niej w impresjoni-
styczny obraz.
- Przepraszam - wyszeptała, kładąc dłoń na nagrobku matki. - Nie udało mi się na
nim zemścić.
R
L
T
Uklękła i otrzepała szary posążek anioła z ziemi. Położyła przy nim połowę sto-
krotek.
- Urodzę lada dzień, a kazałam mu przyrzec, że będzie się trzymał od nas z daleka -
roześmiała się gorzko. - Chyba nie przypuszczałam, że dotrzyma słowa. Może jednak nie
jest skończonym kłamcą. - Otarła łzy, które zostawiły chłodne ślady na jej policzkach. -
Co mam zrobić?
Grób matki milczał. Eve słyszała jedynie szum wiatru w drzewach. Spojrzała na
napis na nagrobku.
 Ukochana żona" - głosił. Zerknęła na stojący obok nagrobek ojczyma.  Kochający
mąż".
Jej ojczym był zakochany w Bonnie od dzieciństwa. Choć pózniej poznała w Bo-
stonie przystojnego Amerykanina, który zupełnie zawrócił jej w głowie, John wciąż ją
kochał. Tak bardzo, że po śmierci Huntera bez wahania ożenił się z nią i zaadoptował
Eve.
Tyle że matka do końca życia nie przestała kochać Daltona - który zresztą nigdy
nie był jej tak samo bezgranicznie oddany.
Czy wszystkie związki tak wyglądały? Jedna osoba daje, a druga bierze?
Nie! Nagle ścisnęło jej się gardło. Wzajemne miłość i pożądanie były możliwe.
Czuła to przy Talosie.
Przez całe dorosłe życie była skoncentrowana na niewłaściwych rzeczach. Knuła
zemstę. Odsunęła się od kochającego ojczyma, spędzała czas z ludzmi, na których jej nie
zależało, poznawała tajniki mody i flirtu. I co jej z tego przyszło? Co pozostało po
zmarnowanej młodości?
Jedynie groby ludzi, którzy ją kochali. Trochę pieniędzy, których nie zarobiła. Ma-
jące urodzić się niedługo dziecko, które nie pozna swojego ojca. Puste łóżko i samotność
zimowymi nocami.
- Przepraszam, John. - Pochyliła głowę przed grobem ojca, kładąc na nim resztę
stokrotek. - Powinnam była przyjechać do domu na święta. Na każde święta. Wybacz mi.
Zpiew rudzika z rosnącego nieopodal drzewa niespodziewanie dodał jej otuchy.
Wstała, rozcierając obolałe plecy i brzuch.
R
L
T
- Postaram się przyjść niedługo - powiedziała. - Dam wam znać, jak sobie radzimy.
I z ostatnią cichą modlitwą na ustach ruszyła w stronę domu.
Domu? Spojrzała na rezydencję Craigów oddzielonej od cmentarza pagórkiem. To
określenie nie pasowało do niej. Jedynym miejscem, o którym myślała jako o domu, była
stara posiadłość jej rodziny w Massachusetts.
A przynajmniej tak było, dopóki pewnej nocy nie przyśniła jej się pewna willa na
prywatnej wyspie na Morzu Zródziemnym, we wszystkich odcieniach bieli i błękitu...
Wzięła głęboki oddech.
Sama już nie wiedziała, kim tak naprawdę jest. Nie wiedziała, w co ma wierzyć.
Tęskniła za swą dawną ufnością.
Tęskniła za nim...
Dziecko dało jej mocnego kopniaka w odpowiedzi na emocje, które ją ogarnęły.
Otarła łzy. Najwyrazniej Talos nie tęsknił. W przeciwnym razie pojechałby za nią, nie
zważając na obietnicę. Nie opuściłby żony, szukając jakiegoś głupiego dowodu, kiedy
ich dziecko miało urodzić się lada chwila!
Poczuła gwałtowny ból. Stękając, przemierzyła podjazd i weszła po schodkach do
bocznego wejścia.
- Czy to pani, panno Craig? - zawołała gospodyni z kuchni.
 Panno Craig" - jak gdyby nigdy nie wyszła za mąż. Jak gdyby dotrzymała słowa i
rozwiodła się z nim. Choć sama nalegała, by w domu używano jej panieńskiego nazwi-
ska, ściskało jej się gardło za każdym razem, gdy je słyszała.
- To ja.
Uśmiechnięta gospodyni o pulchnych policzkach zjawiła się w holu z plikiem li-
stów.
- Tak jak pani prosiła, porządkowałam rzeczy pani ojczyma. O mało nie wyrzuci-
łam tej koperty do kosza, ale zauważyłam, że jest na niej pani imię.
- Proszę mi to zostawić - wysapała.
Wzięła kopertę do ręki i usiadła na drewnianym krześle w jadalni, obawiając się, że
jeśli usadowi się na miękkiej kanapie, nie uda jej się pózniej wstać.
R
L
T
To musi być fałszywy alarm, pomyślała. Skurcze Braxtona Hicksa. Ale chwilę
pózniej, gdy oparła się na krześle, znów przeszył ją rozdzierający ból.
Wzięła kilka głębokich wdechów - tak, jak uczono ją w szkole rodzenia - starając
się opanować gwałtowny lęk. Każdy nerw w jej ciele mówił jej, że to już czas. Zaczynała
rodzić.
Tak bardzo nie chciała przeżywać tego sama. Wbrew wszystkiemu żywiła nadzie-
ję, że Talos do niej przyjedzie.
Ale dlaczego miałby to zrobić - po wszystkim, co powiedziała? Choć był gotów
wybaczyć jej czerwcową zdradę, ona nawet przez chwilę nie wzięła pod uwagę możli-
wości, że mówił prawdę o jej ojcu. Jej ojcu...
Spojrzała na kopertę z pismem ojczyma. Rozerwała ją.
Droga Evie,
znalazłem ten list wśród rzeczy twojej mamy po jej śmierci. Nie wiem, czy powin-
naś go przeczytać. Czasami lepiej jest nie znać prawdy. Pozwolę, by los zdecydował za
mnie. Twoja mama zawsze cię kochała; ja też. Niech Cię Bóg błogosławi.
W środku znajdowała się mniejsza koperta. Eve usiadła prosto i zignorowała ko-
lejny bolesny skurcz, widząc wyblakłe pismo ojca. List był datowany na przeddzień
ujawnienia malwersacji ojca.
Bonnie,
nie mogę dłużej kłamać. Odchodzę. Moja sekretarka pragnie przygody tak samo
jak ja - tak jak ty niegdyś pragnęłaś. Ale nie martw się. Ty i mała poradzicie sobie. Udało
mi się zdobyć trochę pieniędzy - premię, którą powinni byli mi wypłacać przez te wszyst-
kie lata. Zostawiłem ci połowę.
Dalton
Z głośnym jęknięciem, Eve przycisnęła list do piersi. Przypomniała sobie ostatnią
rozmowÄ™ z Talosem.
R
L
T
Nigdy nie wyjawiłeś, skąd miałeś informacje o jego oszustwie.
Dałem słowo, że tego nie zrobię.
A więc to jej matka zdradziła ojca! Ale kilka miesięcy pózniej bezwzględność jej
zemsty przytłoczyła ją.
Choć Eve nie zdawała sobie z tego sprawy, poszła w ślady matki. Wyrzekła się
miłości dla tej zimnej satysfakcji, jaką dawał odwet.
Boże, co też ona zrobiła?
Z gardła wyrwał jej się krzyk, gdy poczuła kolejny skurcz. Tym razem - wyjątko-
wo bolesny.
- Panno Craig? - Gospodyni pojawiła się przy niej w mgnieniu oka.
- Nazywam się Xenakis - jęknęła Eve, wstając z krzesła. - Chcę mojego męża.
ProszÄ™, niech pani go wezwie!
- Poród już się zaczął? Dzwonię po lekarza... Wezwę samochód...
- Nie - wysapała Eve, kładąc dłonie na brzuchu. - Nigdzie nie jedziemy, dopóki on
siÄ™ nie pojawi!
Rozejrzała się po eleganckiej, zimnej, przestronnej rezydencji. Nie chciała dłużej
być kobietą zwróconą ku przeszłości, jak jej matka. Chciała przyszłości. Chciała, by jej
dziecko dorastało w szczęściu i bezpieczeństwie, w domu pełnym życia, kolorów, rado-
ści. Chciała, by Talos był jego ojcem. I jej mężem.
Chciała go kochać. I mogła.
- Proszę dać mi telefon - wydusiła.
- Niech pani siedzi - poleciła gospodyni i pobiegła do telefonu. Wykręciła numer,
który dała jej Eve, rozmawiała chwilę i odłożyła słuchawkę. - Jego asystentka twierdzi, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl