[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Wciągnij go głębiej.
 Kto to?
 Jakiś chłopiec.
 SkÄ…d on tutaj?
 Nie zadawaj głupich pytań.
 Co z nim zrobisz?
 Zobaczymy.
Dwoje silnych ramion postawiło go na nogi. Nic nie widział, tylko na twarzy czuł gorący oddech
prowadzącego go człowieka. Po kamiennych, częściowo zasypanych gruzem i żwirem stopniach
schodzili coraz niżej i niżej, jakby opuszczali się na dno nie kończącej się groty. Wreszcie stopnie
skończyły się. W ręku prowadzącego błysnęła elektryczna latarka. Ostre światło chlusnęło
Paragonowi w oczy i oślepiło go zupełnie. Spoza kłującego słupa światła odezwał się głos:
 Co ty tu robisz?
Pytanie było tak oczywiste, a jednocześnie tak zaskakujące, że Paragon zupełnie zbaraniał. Nie
silił się nawet na odpowiedz. Stał skulony i odwracał głowę, chroniąc oślepłe od blasku oczy.
Spodziewał się, że za chwilę zaczną go grzmocić. Przedłużające się milczenie uwięzło w
narastajÄ…cej ciszy.
 No, mów  usłyszał ostry głos. Ten głos wyrwał go z odrętwienia.
 Tam na dziedzińcu milicja  wybąkał.  Chciałem was ostrzec.
Z boku błysnęła druga latarka i naraz zrobiło się jasno.
Zwiatło odbite od ociekających wodą murów rozpłynęło się, wydobywając z mroku dwie
postacie. Ich wydłużone cienie zachwiały się na ścianach.
Człowiek, trzymający go mocno za ramię, odsunął się o pół kroku, chcąc lepiej przyjrzeć się jego
twarzy.
 Kto ty właściwie jesteś?
 Ja?  wybełkotał chłopiec.  Paragon!
To jedno słowo rozładowało napięcie. Człowiek z latarką puścił chłopca i roześmiał się
nieoczekiwanie.
 Paragon? Jaki paragon?
 Tak mnie chłopcy nazywają  wyjaśnił Maniuś pospiesznie. Dopiero teraz odważył się
podnieść głowę i spojrzeć na tajemniczych przeciwników. Z ulgą zobaczył dwie młode, ogorzałe
twarze.
 Chciałeś nas ostrzec, powiadasz?
 Legalnie  odparł już spokojniej Paragon.  Komendant posterunku był u dziadka. Na
własne oczy widziałem.
Na schodach prowadzących do niszy zadudniły kroki. Wkrótce o ściany obiło się światło latarek,
a za chwilę z głębokiego mroku wyłoniła się postać brodacza. Antoniusz, ujrzawszy Paragona, stanął
jak wryty. Jego duże, niebieskie oczy napełniło zdumienie.
 Znam skądś ptaszka  powiedział wpatrując się badawczo w chłopca.
Paragon skinął głową.
 Tak, mieliśmy przyjemność...
 To ty wczoraj zerwałeś mi przewód?
 Miałem przyjemność zerwać... ale to nie moja wina. Potknąłem się i...
 Dobra, dobra  Antoniusz pokiwał z powątpiewaniem głową  o tym pózniej
porozmawiamy.  Naraz zwrócił się do dwóch studentów.  Zjeżdżamy, bo milicja przyszła.
 Nakryli kogoś?  zapytał student z latarką.
 Nie. Ale trzeba likwidować interes.
 A co z nim?  wskazał ruchem głowy na Paragona.
 Zabieramy go z sobÄ….
Wiadomość tę dzielny detektyw przyjął ze spokojem. Był niezwykle ciekawy, dokąd go
zaprowadzą i co z nim zrobią. Teraz już nie obawiał się studentów. A zresztą nowa przygoda była tak
nęcąca, że nie należało zbytnio zastanawiać się nad chwilowym położeniem.
 Mogłoby być gorzej, niż jest  pomyślał.  Chyba nie zrobią ze mnie marmolady. Jestem
chwilowo zakładnikiem, a zakładnikom nie dzieje się krzywda .
Czarny młodzieniec, uczesany na jeża, poprowadził ich krętymi korytarzami. Jasny język latarki
lizał lśniące od wilgoci mury, wskazywał im drogę. Dno korytarzy zasłane było kamieniami i zalane
wodą. Co chwila ktoś potykał się w ciemności i przeklinał soczyście. Woda chlupotała pod
trampkami. Zionęło wilgocią i piwnicznym chłodem. Wkrótce jednak wydostali się do wielkiej,
podziemnej sali, podpartej kilkoma smukłymi kolumnami, zamkniętej kamiennym sklepieniem. Stąd
po stopniach zaczęli piąć się w górę.
Naraz prowadzący ich student zatrzymał się. Zgasił latarkę. Z góry powiało cieplejszym
powietrzem. Student wyszeptał:
 Jesteśmy na górze!
6
Paragon rozejrzał się. Nie mógł zrozumieć, gdzie się znajdują. Ponad nimi czarną przewieszką
wisiały wysokie mury. Pod nimi, jak groty wbite w ziemię, sterczały ostre czuby świerków. Od lasu
szedł przyjemny powiew, niosący zapach igliwia i żywicy, a nad lasem, na czystym przepastnym
niebie, migotała rozsypka gwiazd.
Stromym zboczem zeszli w dół i zagłębili się w cichy i mroczny las. Dopiero gdy leśnymi
ścieżkami zaczęli okrążać zamkowe wzgórze, Paragon zorientował się, że wyszli z drugiej strony
murów.
Wkrótce stanęli na polanie przed namiotami. W ciemności snuły się cienie. Słychać było ciche
rozmowy, szepty i śmiechy. Nastrój był pełen radosnego podniecenia.
 Czy Ewa z chłopcami już wróciła?  zapytał brodacz, zbliżając się do namiotów.
 Jestem, jestem  odpowiedział z mroku kobiecy głos.  Nie nakryli was?
 Nie, wszystko się udało  odparł wesoło brodacz.
Paragon przypuszczał, że o nim zapomniano.
Mylił się jednak, bo Antoniusz w tym momencie uchylił płachty namiotu i zwrócił się do czarnego
studenta:
 Dawaj tego małego.
W namiocie paliła się benzynowa lampa. W jej jasnym blasku widać było kilka składanych łóżek
z pneumatycznymi materacami, zbity z desek stolik, na nim stos książek i papierów, maszyna do
pisania, odłamki kamieni, a obok niższy stolik, na którym umieszczono jakąś nieznaną aparaturę
radiowÄ….
Maniuś wszedł do namiotu z hardą miną i podniesioną głową. Nie miał zamiaru kajać się ani
prosić o przebaczenie. Podpora Klubu Młodych Detektywów godnie reprezentowała swych kolegów.
Brodacz usiadł na łóżku, uważnie przyjrzał się chłopcu. Napotkał nieustępliwe spojrzenie. Zanim
zdążył zadać pierwsze pytanie, Paragon rzekł spokojnie:
 Nie bójcie się, ja nikomu nie powiem.
To nieoczekiwane oświadczenie zaskoczyło obecnych w namiocie. Antoniusz uniósł dłoń do
rudawej brody. Miął w palcach szczeciniaste włosy.
 A co ty w ogóle wiesz?  zapytał, nie ukrywając zdumienia.
 Detalicznie wszystko.
Brodacz zmarszczył czoło.
 To ty dzisiaj znowu zerwałeś przewód?
 Nie.
 W takim razie, jeżeli wiesz wszystko, to powiedz nam, kto to zrobił.
 W celach doświadczalnych, panie szefie  palnął Maniuś, mrużąc porozumiewawczo oko.
 Ale kto?
 To tajemnica. W każdym razie możecie być spokojni. To się już nie powtórzy. Myśmy tylko
chcieli wiedzieć, jak to jest z tym nowoczesnym elektrotechnicznym straszeniem.
Na pełnych, ładnie wykrojonych wargach brodacza pojawił się przelotny uśmieszek.
 Kto ty właściwie jesteś?
 Mówiłem, panie szefie... Paragon.
Brodacz pokiwał głową.
Czarny student, uczesany na jeża, roześmiał się głośno. Potem wyjaśnił:
 Tak go koledzy nazywajÄ….
Brodacz pokiwał głową.
 Paragon... oryginalne. Ale czego ty właściwie od nas chcesz? Dlaczego stale tutaj się
plączesz? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl