[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Pewnie nie chce wyjaśniać swojemu klientowi, że nie udało mu się skłonić mnie do
współpracy - stwierdziła Lydia. - Mam nadzieję, że dziś w nocy ten facet go zwolni. I dobrze
mu tak.
- Wyczuwam ślady osobistej urazy, może nawet mściwości w twoim tonie - zauważył
Emmett.
- Owszem.
Ryan spokojnie mijał szerokie uliczce dzielnicy uniwersyteckiej, pięknie utrzymane
trawniki, domki i rezydencje o miłych dla oka, harmonijnych proporcjach, w końcu skręcił w
lewo w stronÄ™ Starych Dzielnic.
- Proszę, proszę - powiedziała Lydia.
- CzujÄ™ to samo, co ty.
Parę minut pózniej Ryan dojechał do Starych Dzielnic i sunął jeszcze wolniej
labiryntem wąskich uliczek pod wschodnimi murami Wymarłego Miasta. W tej okolicy
niektóre atrakcyjne dla turystów miejsca były całkiem niezle oświetlone, jednak reszta tonęła
w mroku.
Przecznicę od głównej drogi małe kręte uliczki i alejki oświetlała jedynie słaba, drżąca
poświata, sącząca się z okien tawern i klubów.
- Uważaj, tutaj łatwo go zgubić - ostrzegła Lydia. - Wielu z tych uliczek nawet nie ma
na mapie miasta.
- Nie zgubię go - zapewnił Emmett.
W jego głosie pojawił się jakiś nowy ton. Napięcie pozostało, ale teraz było coś
jeszcze. Jakby grozba. Lydia przypatrywała mu się ukradkiem. Choć w ciemności nie
widziała jego twarzy, wyczuwała drapieżne wyczekiwanie.
Przeszył ją dreszcz. To energia wyciekająca z Wymarłego Miasta, pomyślała.
Znajdowali się przecież bardzo blisko murów.
Wiedziała jedynie, że to, co czuje, nie ma nic wspólnego z zabłąkanymi w tej okolicy
impulsami energii psi. Jej zmysły, podrezonowane, wibrowały w odpowiedzi na pierwotną
moc rezonującą głęboko w Emmetcie. Moc jednocześnie bardzo męską i bardzo
niebezpieczną. To było tak, jakby przygotowywał się do walki wręcz. Bez sensu, pomyślała.
Przecież przyjechali tu tylko po to, żeby obserwować spotkanie Ryana z jego klientem.
Dlaczego Emmett promieniował tak intensywną energią?
Otworzyła usta, by zapytać go, czy coś jest nie tak, lecz w tej samej chwili dostrzegła,
że samochód Ryana zjeżdża na bok i parkuje przy krawężniku. Wytężyła wzrok i dostrzegła
słaby blask szyldu tawerny.
- O rany - mruknęła. - Chyba idzie do Zielonego Muru. Nic dziwnego, że próbował
wyperswadować swojemu klientowi to miejsce spotkania.
- To nie jest jakiÅ› ekskluzywny, modny lokal?
- Wręcz przeciwnie, najgorsza speluna. Zastanawiam się, z jakich nizin społecznych
musi być klient Ryana. Kelso miał sporo tupetu, zarzucając ci, że jesteś członkiem Gildii,
skoro jego klient umawia siÄ™ na spotkanie w takiej dziurze jak Zielony Mur.
- Miło wiedzieć, że oceniasz mnie odrobinę lepiej - odparł spokojnie Emmett.
Jak to dobrze, że nie widać mnie w tym głębokim mroku, pomyślała, kiedy poczuła, że
mocno się czerwieni. Obserwowała, jak Ryan wysiada z coastera, starannie go zamyka, a
potem nerwowo rozgląda się wokół.
- Nie podoba mu się tu - stwierdził Emmett, zatrzymując slidera przy krawężniku.
- I nic dziwnego. Ryan ruszył chodnikiem w stronę tawerny Zielony Mur. Kilka razy
się oglądał i zerkał na swój wóz.
- Boi się, że kiedy wróci, szyby będą stłuczone, a samochód okradziony - powiedziała
Lydia. Pomyślała, że slider jest jeszcze bardziej łakomym kąskiem dla ulicznych złodziei niż
coaster Ryana. - A jeśli ktoś obrabuje twoje auto, Emmett? Może powinniśmy zaparkować
gdzie indziej?
- Nie martw się o slidera. - Wysiadł i zatrzasnął drzwi. - Nie sądzę, żeby spadły na nas
jakieś kłopoty. Lydia bez przekonania wygramoliła się ze swego siedzenia i popatrzyła na
Emmetta, stojÄ…cego po drugiej stronie wozu.
- To jedno z najgorszych miejsc w Starych Dzielnicach.
- Samochodowi nic się nie stanie. - Emmett obszedł przód auta i wziął ją pod ramię. -
Jest ubezpieczony.
- Nawet jeśli, to kiedy wrócimy i przekonamy się, że slider został okradziony,
utkniemy tutaj. - Idąc, niespokojnie obejrzała się przez ramię, tak jak jeszcze przed chwilą
Ryan. Wychwyciła błysk zieleni.
Stanęła jak wryta, odwróciła się i wpatrzyła w zaparkowany samochód. Wokół tablicy
rejestracyjnej slidera unosiła się bardzo słaba, lecz nie do pomylenia z niczym innym
jaskrawozielona poświata. Emmett też się zatrzymał i jakby od niechcenia zerknął na
błyszczącą tablicę rejestracyjną.
- Mówiłem ci, jest ubezpieczony.
- O rany. No niezle. %7ładen włamywacz, który ma choć trochę oleju we łbie, nie tknie
wozu łowcy duchów, na tyle silnego, by pozostawić przy nim małego ducha. Jak to zrobiłeś?
- To nic wielkiego. Jest tu mnóstwo zabłąkanej energii psi. Tak dużo, że mogłem jej
trochę zakotwiczyć do samochodu.
Skoro Emmett potrafi przywołać choćby niewielkiego ducha i pozostawić go przy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]