[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pierwsi do dzieła przystąpili sejsmolodzy. Mroznym powietrzem targnęły wybuchy
dynamitu, pod wypłowiały błękit nieba wystrzeliły gejzery śniegu i lodu. Na samej krawędzi
lądolodu dokonywano pomiarów grubości co kilkaset metrów, ale w miarę posuwania się w
głąb wyspy, w miarę jak narastał biały miąższ, odległość między sondażami sejsmicznymi
powiększyła się do piętnastu kilometrów.
Sejsmolodzy szli wiernie, ślad w ślad po linii wytyczonej przez geodetów, którzy od
poziomu morza prowadzili mozolnie niwelacjÄ™ i triangulacjÄ™ terenu, pozostawiajÄ…c za sobÄ… w
odstępach kilkunastu kilometrów aluminiowe łaty miernicze i wieżyczki punktów
astronomicznych.
Powoli, bardzo powoli zarysowywał się na mapie profil wyspy z zachodu na wschód.
Docierając wreszcie do Station Centrale ekipa geodetów potwierdziła barometryczne
pomiary swych poprzedników; stacja założona przez  Expćditions Polaires Franęaises" 
leżała na wysokości dwu tysięcy dziewięciuset dziewięćdziesięciu czterech metrów nad
poziomem morza.
W niewiele dni pózniej przybyła tam również grupa sejsmologów. Pogoda wciąż
dopisywała, napełniając serca co bardziej doświadczonych polarników niepokojem. Jak
ciężko przyjdzie płacić im za tę bezwietrzną sielankę, za tę nieobjętą wzrokiem przestrzeń
bieli, promieniującą ostrym światłem, za to czyste niebo, za tę błogosławioną ciszę w
naturze?
Nikt nie był w stanie zażegnać podświadomej obawy, toteż śpieszyli wszyscy. Polowa
wieża wiertnicza wystrzeliła w górę w rekordowym tempie. Kilka godzin zaledwie upłynęło,
a świder przebił pokłady śniegu i firnu, dowiercając się twardego krystalicznego podłoża, na
który opuszczono kilogramowy ładunek dynamitu. Pomiar ten miał wykazać grubość lodu
pod Station Centrale.
Na śniegu ułożono dwanaście geofonów-sejsmografów o uproszczonej konstrukcji,
połączonych kablem przez wzmacniacz z wielokanałowym oscylografem. W dwie sekundy
zaledwie od wybuchu fale sejsmiczne, jakie wywołał, po odbiciu, od skalistego podłoża
powróciły już do geofonów. Krzywe zarejestrowane przez oscylograf wykazały, że grubość
lodu pod stacją wynosi trzy tysiące sto pięćdziesiąt metrów. Wciśnięta potężnym ciężarem
milionów ton skała opadła więc o sto pięćdziesiąt sześć metrów poniżej poziomu morza.
Przed laty dwudziestu doktor Sorge w Eismitte podobnÄ… metodÄ…, powodujÄ…c detonacjÄ™
ładunków wagi siedemdziesięciu pięciu kilogramów dynamitu, otrzymał inny wynik: dwa
tysiące siedemset metrów. I obliczył, że skalne podłoże wznosi się około trzystu metrów nad
poziom morza. Biorąc jednak pod uwagę niedoskonałość ówczesnych przyrządów, wynik
jego pomiaru i tak zadziwia precyzjÄ….
Po krótkim, niemiłosiernie krótkim postoju na bieli śniegu za- kłębiły się opary
gryzących spalin, zachrzęściły gąsienice, jakby protestując przeciw temu pędowi, który gnał
niecierpliwego człowieka i nie dawał maszynom chwili wytchnienia. Ekipy pomiarowe
wyruszyły w dalszą drogę ku wschodnim brzegom wyspy, jakkolwiek w ludziach także rosła
tęsknota za snem, za zwolnieniem tempa. Wiedzieli jednak, że tam gdzie śnieg nigdy nie taje,
nie ma odpoczynku.
Do określania grubości pokrywy lodowej stosowali Francuzi także inną metodę 
grawimetrycznÄ…. Za pomocÄ… niewielkiego, bardzo precyzyjnego przyrzÄ…du, grawimetru,
ustawionego na powierzchni lodu, mierzyli siłę ciążenia, która  jak wiadomo  maleje w
miarę zwiększania się odległości między instrumentem a powierzchnią ziemi.
Metoda ta, znacznie prostsza i daleko mniej pracochłonna niż sejsmiczna, wymaga jednak
od czasu do czasu porównania wyników  kontroli wskazań grawimetru.
Pierwszy pełny przekrój sejsmiczno-grawimetryczny w poprzek całej wyspy, poczynając
od Port Victor do Cecilia Nunatak na wschodnim wybrzeżu, potwierdził pierwotne
przypuszczenia naukowców. Skaliste podłoże Grenlandii przybrało formę gigantycznej
niecki o nieforemnych brzegach  zachodnim znacznie niższym od wschodniego
-^wklęśniętej pośrodku do poziomu morza, gdzieniegdzie tylko potwornym ciężarem
wciśniętej poniżej tej linii.
 Nic o nas bez nas" -j-^; powtarzali ustawicznie glacjolodzy. I nie bez racji. To oni
umożliwili dokonanie pomiarów grubości lodu określając, z jaką szybkością rozchodzą się
fale sejsmiczne poprzez warstwy śniegu, firnu, młodego lodu i starego, sprasowanego.
Podczas prac swych stwierdzili, że średnia szybkość takiej fali w firnie wynosi tysiąc
dwieście metrów na sekundę, w lodzie stumetrowej grubości  około czterech, a w podłożu
skalistym przekracza sześć i pół tysiąca. Oni również kierowali pracami geodetów, którzy
poza wykonaniem profilu lądolodu sporządzali niwelację metodą siatki kwadratów,
niezbędną dla ustalenia, z jaką szybkością przesuwa się biały dziwny minerał i w jakim
kierunku.
Pracą mieli niełatwą na tej bezkresnej równinie, nużącej wzrok monotonią, bez brzegu
morskiego, bez pasm górskich, bez wzniesień.
 Trzeba być Eskimosem, żeby się tu rozeznać  wzdychali wytyczając metalowymi
Å‚atami wielkie czworoboki.
Pomiar długości każdego boku i zawartych pomiędzy nimi kątów należało powtarzać co
roku lub co parę lat, żeby uzyskać dokładny obraz powolnego, nieustannego ruchu białej
masy oraz określić ilość lodu  wypchniętego" do morza pod postacią ajsbergów.
Porównując w okolicy Camp IV wyniki pomiarów roku 1950 z poprzednimi mogli
przekonać się, że powierzchnia lądolodu spływa z północnego wschodu na południowy
zachód z szybkością ośmiu centymetrów na dobę, to jest prawie trzydziestu metrów rocznie.
Ile trudu, ile męki, ile odmrożeń kosztowała geodetów ta monotonna praca, wiedzą tylko
ci, którzy się z nią zetknęli. Podczas każdego pomiaru lunetę lub teodolit po ustawieniu na
statywie trzeba było wypoziomować, to znaczy dziesiątki razy dotykać gołą dłonią
metalowych śrub. Podczas lata dwadzieścia parę stopni mrozu nie było rzadkością, a wiatr?
Stanie bez ruchu, z okiem przywartym do okularu lunety, kiedy ostry podmuch napastował,
chłostał bezlitośnie, jakby chciał znieść z powierzchni lodu ten obcy okruch  wymagało
hartu i poś.więcenia.
Wiercąc mozolnie lód, pobierając próbki z różnych głębokości, wprowadzając do otworu
całe łańcuchy termistorów do pomiarów temperatur, także glacjolodzy pracowali w
niezwykle ciężkich warunkach. Specjalistom nie wystarczyło bowiem analizowanie rdzeni
wydobywanych świdrami z lodowego miąższu na powierzchnię. Zapragnęli  na własne oczy"
zobaczyć układ głęboko skrytych, sprasowanych stuleciami warstw. Wielkimi
mechanicznymi  łyżkami"  częścią sprzętu wiertniczego  drążyli więc w pancerzu
Grenlandii studnie głębokości ponad trzydzieści metrów, średnicy osiemdziesięciu
centymetrów i w ten wiejący mrozem dziewięciopiętrowy otwór opuszczali na blokach
człowieka uzbrojonego w młotek, szkło powiększające i górniczą lampę elektryczną na czole.
 ...Jakiś niewytłumaczalny, trudny do nazwania lęk targnął mną, kiedy schodziłem coraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl