[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wstrzymał ją ruchem ręki.
76
NIESPOKOJNY
DUCH
Ja to zrobię
powiedział, pragnąc jakoś wyładować
energię którą go napełniła bliskość Rebeki.
Upewniwszy się, że wszystko zostało bezpiecznie ułożone
zapytał
-Wiedziałaś, że masz tu walizkę?
-Tak. Dziś wieczorem muszę pojechać do Nowego Jor
ku.
Nie rozgłaszaj tego, ale mam umówione spotkania
z przedstawicielami spółki zainteresowanej przebudową tego
starego magazynu, a poza tym powinnam- zrobić świąteczne
zakupy.
Raleigh bardzo się przejął tą wiadomością. A więc miała
zamiar wyjechać. Jak długo. nie będzie jej widział? myślał,
zamykając
bagażnik.
Kiedy wrócisz? - spytał i odwrócił się od Rebeki by nie
spostrzegła
że przeżywa jej wyjazd.
- W sobotę po. południu. Będziesz za mną tęsknić?
Aż za bardzo, pomyślał. Nawet boję się do tego przyznać.
Sam nie rozumiem, jak,do tego doszło. Spojrzał na Rebekę i
z lekkim westchnieniem wsunął ręce do kieszeni.
- Powiedzmy, że przyzwyczaiłem się mieć cię na oku.
Brzmi to tak jakbym stwarzała potencjalnie niebezpie¬
czną sytuację - zauważyła z uśmiechem.
Poszli ulicą ku miejskiemu rynkowi. Hanlon nie zdążył
zareagować na to, co powiedziała, bp. zbliżyli się właśnie
do przystrojonego kolorowymi ozdobami, wysokiego świer¬
ka. Rebece udzielił się świąteczny nastrój.
- Wystarczy jedno udekorowane drzewko, a całe miasto
nabiera niezwykłego uroku - zauważyła i zwolniła kroku,
a potem zatrzymała się, by przepuścić hałaśliwą gromadkę
nastolatków. Dotknęła świerka i rzekła:
77
NIESPOKOJNY
DUCH
- Niezależnie od tego, gdzie jestem, w Boże Narodzenie
wracam myślami do Follett River. Wzruszam się, gdy słyszę
kolędy. Chyba jestem bardzo staroświecka.
Profesor Hanlpn także uległ świątecznemu nastrojowi.
- Chyba skorzystam z twojej rady i w przyszłą sobotę
ubiorę choinkę - rzekł. - Może chciałabyś mi pomóc?
- Zapraszasz mnie na randkę? - zapytała, drżąc z emocji.
Cokolwiek jej odpowie, nie będzie już odwrotu. Raleigh
pojął, że staje twarzą w twarz z nieuniknionym. Oczywiście
mógł dodać, że zaprosi również Penny, by obie dziewczyny
mogły spbie porozmawiać. Tak byłoby najbezpieczniej. Spo
jrzał na Rebekę i postanowił grać w otwarte karty. Niebie
skie oczy tej dziewczyny wpatrywały się weń z taką niecier
pliwością.
- Tak, zapraszam cię na randkę - przyznał, a w tym sa¬
mym momencie rozbłysły na choince nowe światła i rozległa
się melodia „Jingle Bells".
- To dla nas te specjalne efekty - zażartowała Rebeka, gdy
oboje spojrzeli ku drzewku, a potem roześmieli się serdecznie.
-
Skoro podjąłeś tak trudną decyzję, jakże mogłabym ci
odmówić - dodała.
78
ROZDZIAŁ
SZÓSTY
Rebeka zdenerwowała sie, gdy w Nowym Jorku zaczął
padać gęsty śnieg. Liczyła minuty do spotkania z Raleighem
i wcale nie pragnęła, by zadymka zniweczyła jej plany. Już
sobie wyobrażała zasypane śniegiem tory na szlaku prowa¬
dzącym do Follett River. Odetchnęła głęboko i ścisnęła moc¬
niej uchwyt torby podróżnej. Nie chodzi to, że wierzyła w złe
znaki, lecz była przekonana, że im wcześniej znajdzie się na
dworcu, tym szybciej się uspokoi.
Zawieja stawała się coraz większa i już nie widać było
choinek po drugiej stronie ulicy. Wokół unosiły się na wietrze
wielkie płatki śniegu, które błyskawicznie pokrywały głowy
ludzi spieszących po zakupy. Z przepraszającym uśmiechem
na twarzy Rebeka przepychała się przez tłum. Dzięki Bogu
sama wczoraj zdążyła się uporać z kupieniem prezentów.
W zasięgu wzroku nie było żadnej taksówki.
Po piętnastu denerwujących minutach oczekiwania ode¬
pchnęła rękę zirytowanego biznesmena,
który zamierzał
wsiąść do zatrzymanego przez nią auta.
- Proszę nawet o tym nie myśleć. Jestem z Jersey - ostrzeg¬
ła, zajmując miejsce w samochodzie i zatrzaskując drzwi.
Niestety, w ciągu kolejnych dziesięciu minut daleko nie
ujechała, gdyż taksówka utknęła w korku. Rebeka spojrzała
na zegarek i popukała w szkiełko. Przecież muszę zdążyć na
NIESPOKOJNY DUCH
ten pociąg, pomyslała. Wierciła, się na siedzeniu, oddychała
gwałtownie i pocierała czoło. Właściwie dlaczego się tak de
nerwuję, zadała sobie w końcu pytanie. Przecież Raleigh nie
odwoła randki, nawet jeśli przyjadę późniejszym pociągiem.
A może jednak się rozmyśli?
Sięgnęła do portmonetki, by przygotować pieniądze, i rzu¬
ciła je na przednie siedzenie.
- Proszę wybaczyć — rzekła do kierowcy. - Chyba na
osiołku szybciej dotarłabym na dworzec niż tą taksówką.
- Nie mogę łamać przepisów - odezwał się szofer. - Na¬
prawdę pani tego chce?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]