[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jak chrząstka pęka, a potem płonie. Chłodna krew chlusnęła na
wargi.
- Coś ty sobie myślał, Andy? Że możesz zrobić coś takiego
mnie?
206-
Ledwie zdołałem napełnić płuca powietrzem, gdy Orson zadał
potężny cios w brzuch, tuż poniżej pępka. Skuliłem się, a wtedy
on kopnął mnie kolanem w twarz, a ja upadłem na podłogę.
W mgnieniu oka znalazł się na mnie; jego palce wbijały się
w brzuch pod żołądkiem, gdzie moje dłonie wciąż pozostawały
zaciśnięte na glocku. Ostre, brutalne ukłucie przebiło koszulę na
plecach. Jęknąłem.
- Tak, lubisz to, prawda? Mam zamiar robić ci to raz po raz.
- Uderzył mnie igłą. Poczułem, jak się we mnie wbija. - Musisz
się poddać - oznajmił - a ja zamierzam spędzić weekend, zabija-
jąc cię. Coś ty sobie myślał, Andy? No co?
Trzymałem się myśli, że powinienem przynajmniej starać się
z nim walczyć, ale gdybym się poruszył, mógłby wyszarpnąć mi
broń z dłoni.
Twarda kość grzmociła mnie w tył głowy, a to bolało jak dia-
bli. Poczułem, jak igła wysuwa się i wbija na nowo.
- Ach, szlag by to - mruknął. Ponownie uderzył mnie w tył
głowy, lecz cios nie był już tak silny. -Ach, wal się, Andy. - Osu-
nął się na podłogę, podpierając się na rękach i kolanach; usiłował
zachować przytomność. - Trzymaj się - mamrotał. - Nie. Nie.
Wyszarpnąwszy sobie igłę z pleców, wstałem i przeszedłem
do otwartych drzwi sypialni. Miałem opuchniętą twarz i nie wi-
działem zbyt wyraźnie lewym okiem. Jednak adrenalina stłumiła
ból, nawet ten z głębokich mikroskopijnych dziurek na plecach.
Pod roboczym kombinezonem strużki krwi spływały mi po no-
gach. Orson przewrócił się na bok na podłodze.
- Nie. - Westchnął sennie; język zaczynał mu się plątać.
-Andy. Nie rób czegoś... - Zamknął oczy i znieruchomiał.
Rozległo się pukanie do frontowych drzwi. Ująłem pistolet
za lufę i okładałem czoło Orsona, aż zobaczyłem krew. Potem
wybiegłem na korytarz i popędziłem na dół po schodach.
- Walter? - wrzasnąłem przez drzwi.
207-
- To ja - odpowiedział, a ja wpuściłem go do środka. Noc-
ny chłód promieniował z jego ubrania. - Gdzie twój bra... Och,
Boże, twoja twarz...
- Nic mi nie jest. Chodź - poleciłem, ruszając po schodach.
- Załóż lateksowe rękawiczki. On jest na górze.
Rozdział 26
Gdy Walter zawlókł Orsona - ubranego tylko w bokserki - po
schodach na dół i tam zawinął go w kwiecisty perski dywan, ja
ponownie przeczesałem każdy zakamarek sypialni brata. Szuka-
jąc pod łóżkiem, natknąłem się na pudełko z kasetami oraz jesz-
cze dwie taśmy wideo, ale na tym moje odkrycia się zakończyły.
Kolejne staranne przeglądanie garderoby nie wykazało niczego
nietypowego. W pokoju gościnnym niczego nie znalazłem i za-
nim przystąpiłem do powtórnego przetrząsania pracowni, byłem
wściekły.
- Widzisz? - powiedziałem, zostawiając za sobą korytarz na
piętrze i unosząc nad głową pudełko po butach. - To wszystko,
co trzyma w całym domu, a co mogłoby komuś wskazać, kim
jest naprawdę.
Walter, w roboczym kombinezonie takim samym jak mój, sie-
dział na Orsonie, teraz zawiniętym w dywan niczym w kokon. [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl