[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pracodawczyni. Z przykrością i wstydem wyszukiwała wciąż nowe roboty
dla Aleka, lecz tylko w ten sposób mogła się od niego odgrodzić.
Wreszcie Gregory przerwał ciszę, która trwała już od dłuższego czasu.
- Jestem taki... zmęczony. Chyba powinienem wracać do domu - oznajmił
ponuro. - Powiedz Alekowi...
- Masz na myśli dom twojej babci, a nie Kalifornię? - spytała Laurel. Nie
chciała jeszcze wzywać Aleka, bo przecież dopiero co odesłała go do
pracy.
- Miesiące spędzone w domu babci Callie były najpiękniejszymi
chwilami mojego dzieciństwa - odparł Gregory obojętnie. - Mama miała
zwyczaj wracać do Luizjany, gdy jej się nie wiodło, a na ogół zdarzało się
to wtedy, gdy miała kolejne dziecko. Kiedyś zostawiła nas u babci na całe
długie lato. Najlepiej byłoby, gdyby już więcej się nie pokazała.
- Chyba naprawdę tak nie myślisz?
84
- A niby dlaczego? - spytał i uśmiechnął się gorzko. - Gdyby po nas nie
wróciła, pewnie stałbym się zwykłym bucem z Południa, rozjeżdżałbym
się pikapem, a na tylnym siedzeniu miałbym puszki z piwem zamiast
prochów i teraz nie byłbym schorowanym ćpunem. A Alec... - Wciągnął
głęboko powietrze do płuc. - Proszę, zawołaj go.
Chciał, żeby to ona przywołała Aleka. Dlaczego? Może dlatego, że wtedy
Alec pomyślałby, iż Laurel robi to z własnej woli. Nie zorientowałby się,
że Gregory już dłużej nie ma siły tu siedzieć i rozpaczliwie potrzebuje jego
pomocy. Albo też Gregory chciał poniżyć Aleka, przyglądając się, jak
wykonuje jej polecenia... To smutne, pomyślała. Czyżby jedynym celem,
dla jakiego żył ten facet, było dokuczanie swojemu zdrowemu bratu?
Laurel wstała, podeszła do poręczy i czystym, jasnym głosem zawołała
Aleka.
Gdy ją usłyszał, spojrzał w górę znad rowu, który kopał. Jego czarne
oczy lśniły jak obsydian opromieniony światłem słońca. Uniósł pytająco
brwi.
- Wydaje mi się, że twój brat byłby ci wdzięczny, gdybyś mógł go już
odwiezć do domu.
Patrzył jej w oczy przez długie sekundy, a potem powoli skinął głową.
Mogło to oznaczać jedynie, że przyjął jej słowa do wiadomości, ale ona
przez chwilę poczuła się tak, jakby przebywała z tym mężczyzną w
prawdziwej wspólnocie. My oboje, pomyślała, dobrze się nawzajem
rozumiemy. Może nawet aż za dobrze.
Do jej uszu dobiegło dosadne przekleństwo Gregory ego, ale zupełnie się
nie przejęła jego humorami.
Jakiś czas po tym, jak Alec wrócił po odwiezieniu brata, usłyszała
85
odległy grzmot. Podniosła głowę znad katalogu. Właśnie czytała o
Monsieur Tillier, staroświeckiej odmianie czerwonych róż, którą
chciałaby zamówić do swojego ogrodu. Następny grzmot był dużo
głośniejszy. Przez koronkową firankę przebił się blask błyskawicy.
Doliczyła tylko do pięciu i znów rozległ się grzmot. Burza była blisko.
Czy Alec ciągle jeszcze pracuje w ogrodzie? Może powinien przeczekać
burzę na werandzie? Albo schować się w garażu?
Gdyby wiatr zanadto się wzmógł, powinna go zaprosić do środka,
ponieważ weranda dobrze chroniła przed niewielkim deszczem, lecz nie
przed ulewą. Garaż oczywiście był szczelny i absolutnie bezpieczny.
Gdyby tylko Alec miał dość rozumu, by tam pobiec...
Z drugiej strony, skoro wychował się w Kalifornii, może nie zdawać
sobie sprawy z siły luizjańskich póznowiosennych burz. Może nie
wiedzieć, jak szybko wiatr przechodzi niemal w huragan. Nerwowo
stukając długopisem w katalog, Laurel zastanawiała się, czy ma do niego
pójść.
Na miłość boską, przecież Alec jest dorosłym mężczyzną i potrafi o
siebie zadbać! Nie potrzebuje, by go niańczyła. A może jednak tak?
Czyż nie tego właśnie pragną młodzi mężczyzni, gdy szukają
towarzystwa starszej kobiety? Czysty freudyzm, pomyślała. Alec stracił
matkę jeszcze w dzieciństwie i musiał wziąć na siebie odpowiedzialność
za rodzeństwo, chociaż sam jeszcze powinien być otoczony serdeczną
opieką rodziców.
Tak... A może to ona czuła do niego słabość, bo stanowił dla niej
namiastkę syna i córki, których odebrała jej teściowa... lub może wpadła w
jakąś inną psychologiczną pułapkę? To również miało sens.
86
Słyszała, jak pierwsze krople szeleszczą w liściach magnolii rosnącej pod
[ Pobierz całość w formacie PDF ]