[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sympatyczna.
Lazz był zdziwiony, że Brandt protestował przeciwko tytułowaniu go.
- Nie ma takiej potrzeby. - Machnął ręką. - W tej chwili jestem tutaj
prywatnie i nie przepadam za tytułami, podobnie jak mój dziadek.
Dziecko wyglądające mniej więcej na roczne, raczkując po pokoju,
zbliżyło się do nich i Ariana machinalnie wzięła je na ręce. Gdy już uściskała
śmiejącego się malucha, promieniejąc, rozejrzała się wokół.
- A kim jest ten dzidziuś? - zapytała rozbawiona.
- Thomas Gordon - odpowiedziała Miri. - Ma imię po dziadku.
- Mam nadzieję, że nasz przyjazd nie przysporzył wam kłopotu -
powiedział Lazz, zaskoczony tak miłym przyjęciem. - Jesteśmy wdzięczni, że
udostępniacie nam swój drewniany domek w górach.
- Ależ skąd - odparł Brandt. - Nie ma żadnego problemu. To idealne
miejsce na podróż poślubną. Oryginalna chata spaliła się kilka lat temu. W jej
miejsce postawiliśmy niewielki domek. Obawiam się jedynie, że może się dla
was okazać odrobinę za mały.
S
R
Ariana spojrzała szybko na Lazza. Ciekawe, co Brandt rozumie przez
określenie za mały".
- Jestem pewna, że będzie w sam raz.
- Mam mnóstwo wspomnień związanych z tym miejscem. Miri i ja... -
Urwał z uśmiechem i objął swoją żonę. Ona również promiennie się
uśmiechnęła. - Cóż, powiem tylko, że nasz pobyt tam zmienił nasze życie. A
teraz chciałbym chwilkę pogadać z Lazzem o szczegółach technicznych, jeśli
nie macie, drogie panie, nic przeciwko temu. - Brandt pocałował żonę w czoło
i oddalił się z Lazzem do swojego gabinetu.
Gdy wrócili, Ariana wiedziała już, co się wydarzyło w królewskiej
rodzinie przez ostatnie lata.
- Jak tylko wypoczniecie i odświeżycie się w naszych pokojach
gościnnych, poślę po helikopter.
Ariana zesztywniała.
- Do domku nie można dojechać samochodem?
- Tylko terenowym, i to z trudnością. Czy to stanowi problem?
- Skądże - wtrącił Lazz, a Ariana starała się nadrabiać miną. - Trudno
sobie wyobrazić lepszy sposób na spędzenie miesiąca miodowego.
- To prawda - poparła go Ariana, siląc się na entuzjastyczny uśmiech. -
Odświeżymy się w domku. Pojedziemy już, żeby zdążyć, zanim się ściemni. -
Zwróciła się z uśmiechem do królewskiej pary. - Wspaniale było zobaczyć was
po tylu latach. - Uklękła przy Thomasie i zmierzwiła mu kruczoczarne
kędziorki. - Miło było cię poznać, książę.
- Przecież do zmierzchu jeszcze daleko... - Brandt urwał, gdy żona
spojrzała na niego porozumiewawczo. - Ach tak. Jasne. Nieomalże
zapomniałem, że pewnie nie możecie się już doczekać, żeby zostać sami. -
Brandt uśmiechnął się domyślnie.
S
R
Tolken odprowadził ich na plac, na którym czekał helikopter.
- Państwa bagaże są już zapakowane. - Podał im skórzaną torbę. - Tutaj
są dwie komórki z numerami alarmowymi oraz wszystko, co potrzebne do
chaty. W domu znajduje się żywność oraz wszelkie potrzebne rzeczy na co
najmniej tydzień. Proszę dzwonić, gdybyście czegokolwiek potrzebowali.
Lazz uścisnął mu dłoń.
- Dziękuję. Jeśli nie będziemy się odzywać, widzimy się za tydzień.
Tolken posadził Arianę na miejsce i zapiął jej pas.
Kilka minut pózniej helikopter wzniósł się nad ziemię. Mogli z lotu ptaka
zobaczyć pałac wraz z przynależącymi do niego posiadłościami. Potem
skierowali się na północ. Góry prezentowały się niezwykle malowniczo.
Pokryte były gęstą, wysoką trawą w kolorze soczystej zieleni kontrastującej
ciekawie z fioletem wrzosowisk. Z góry widać było korony rozłożystych drzew
- buków, dębów, olszyny. Po jakimś czasie, za wysokimi wzniesieniami
górskimi, pośród pagórków zobaczyli błyszczące szmaragdowe jezioro z oka-
lającym je jasnym piaskiem. Pilot powiedział im, że piasek został tu zwieziony
znad morza. Nad tym jeziorkiem stał uroczy, drewniany domek. Jak
natychmiast zauważyła Ariana, domek faktycznie był bardzo mały.
Gdy wylądowali, pilot pomógł im wynieść bagaże.
- Mogę coś jeszcze dla państwa zrobić?
- Sądzę, że z resztą już sobie poradzimy - powiedział Lazz.
- Agregat prądotwórczy jest tam. - Pilot wskazał Lazzowi tyły domu,
które graniczyły z gęstym lasem iglastym. - Sprzęt do łowienia ryb jest w
hangarze na łódz przy jeziorze.
- Brzmi wspaniale.
Pilot uniósł palce do swojej służbowej czapki, salutując im żartobliwie.
- Miłego pobytu. Jeśli będziecie czegoś potrzebować, wystarczy
S
R
zadzwonić. Jestem o dwadzieścia minut drogi stąd.
Lazz zaczął wnosić bagaże do środka, podczas gdy Ariana patrzyła, jak
za horyzontem znika ich jedyna komunikacja ze światem. Westchnęła i poszła
w kierunku domu. Gdy stanęła w progu, czekając, aż oślepione przejrzystym
powietrzem dnia oczy przyzwyczają się do półmroku domku, potrząsnęła
głową z niedowierzaniem.
- Zadzwoń po niego - powiedziała po włosku. - Nie ma mowy, żebym tu
została.
S
R
ROZDZIAA CZWARTY
Od: Lazzaro_Dante@DantesJewelry.com
Dnia: 5 sierpnia 2008, 09:54
Do: Bambolina@fornitore.it
Temat: Kontrakt małżeński, warunki przedmałżeńskie... Dodatek
Sądzę, że się oszukujesz, jeśli myślisz, że któreś z nas wytrzyma bez
seksu całe trzy miesiące. Osobna sypialnia nie musi być oddzielnym
warunkiem. To oczywiste. Tymczasem mój kolejny warunek jest następujący:
Warunek 3: Publiczne okazywanie uczuć może się okazać niezbędne, by
podtrzymać wizerunek normalnego" małżeństwa.
L.
Od: Bambolina@fornitore.it
Dnia: 5 sierpnia 2008, 19:06
Do: Lazzaro_Dante@DantesJewelry.com
Temat: Odp: Kontrakt małżeński, warunki przedmałżeńskie... Dodatek
Pozwól, że Cię zapewnię, że ja się nie oszukuję. Traktuję seks bardzo
poważnie. Mój pierwszy warunek jest nadal w mocy. Capito?
Jeśli chodzi o warunek 3... Jakiego rodzaju okazywanie uczuć masz na
myśli? Mam nieodparte przeczucie, że Twoja wizja normalnego" małżeństwa
różni się od mojej.
Ciao!
Ariana
S
R
Lazz założył ręce na klatce piersiowej.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]