[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Podinspektor Krupitrzak myślał bardzo krótko.
Jeśli nie ma pani nic przeciwko temu, z przyjemnością sam złożę pani wizytę.
Powiedzmy, dziś o piątej? Ale rozmowę, rozumie pani, będziemy nagrywać.
Jak dla mnie, może pan ją nawet ryć w marmurze. Proszę uprzejmie, będę zachwy-
cona!
Odłożyłam słuchawkę i zastanowiłam się. Nawet latanie do drzwi było dla mnie
uciążliwe, przedpokój miałam dosyć długi.. Kogo by tu...
147
Martusia powiedziałam w telefon. Rzucaj wszystko i przyjeżdżaj o wpół do
piątej. Potem musisz udawać, że cię wcale nie ma.
Bo co? zainteresowała się Martusia wręcz zachłannie.
Odbędzie się zasadnicza pogawędka z glinami. Prawdziwy podinspektor przyje-
dzie i chyba odwalimy wszystko do końca, potem nam zostanie wyłącznie nasza praca
twórcza. Uważam, że powinnaś podsłuchiwać, co dwa uszy, to nie jedno.
Masz na myśli dwoma rękami, dwoma paniami...?
Skąd, to forma dla debili. Dwoje uszu! Jeśli nie wiedzą, że istnieją dwie ręce i dwie
panie, to jak mogą dojść do dwojga uszu? Takie wyszukane komplikacje gramatyczne
przestały być dostępne dla obecnego pokolenia. Podsłuchuj, czym chcesz, choćby dwo-
ma nogami, ale uważam, że nam się przyda bezgranicznie! Naprawdę całą resztę napi-
szemy śpiewająco!
%7łeby jeszcze śpiewająco podpisać kosztorys... wymamrotała jakoś pod nosem
Martusia. A choćby mruczando... Jasne, oczywiście, że przyjadę! Masz jakiś fartuch
kuchenny?
Mam kilka. Bo co?
Będę udawała pomoc domową! Niedorozwiniętą! Może być?
Pochwaliłam pomysł i zajęłam się pracą zawodową, bo w obliczu nieruchawości była
mi najłatwiej dostępna i czas przy niej szybko leciał.
Martusia przeszła wszystko, co mogłam sobie wyobrazić.
Przyjechawszy odpowiednio wcześnie, w kwadrans odwaliła całą metamorfozę.
Fartuch wybrała sobie najobszerniejszy ze wszystkiego, co posiadałam i czego nigdy nie
używałam, a tego rodzaju prezenty praktyczne dostawałam od najwcześniejszej mło-
dości, więc pole do działania miała ogromne. Co prawda, przy poszukiwaniu fartu-
chów wyleciały z szafy wszystkie ręczniki i chustki do nosa, ale jej skłonności porząd-
kowe pozwoliły bez trudu pozbyć się góry szmat przed szafą. Jak je upchnęła w środku,
było nie do pojęcia, a jednak jej wyszło. Następnie zmazała z twarzy cały makijaż i na
jego miejscu zrobiła coś trupiego, co nawet pasowało do jej postury. Gdyby była gru-
ba, niezle wyszłaby czerwoność, niestety, figura modelki wymagała jakichś innych efek-
tów, zielonkawa bladość uczyniła z niej żonę alkoholika i znękaną matkę dziewięcior-
ga dzieci, ponadto włosy ulizała sobie białkiem jajka, nie posiadałam bowiem lakieru.
Jajko zgodziłam się poświęcić bez żalu. Sińce pod oczami wyszły jej wprost znakomicie.
Takiej pomocy domowej, przysięgam na kolanach, nie zatrudniłabym za skarby świata,
w obawie, że mi przy byle wysiłku zwyczajnym trupem padnie.
Ledwo zdążyłam zrobić jej pamiątkową podobiznę, zadzwonił do drzwi pan podin-
spektor.
Musiała ta Martusia wywierać naprawdę znakomite wrażenie, bo nie zwrócił na nią
najmniejszej uwagi.
148
Jako człowiek rozsądny, nie żądał ode mnie zaświadczenia lekarskiego, chociaż naj-
zdrowsza osoba świata może sobie dla kamuflażu owinąć nogę bandażem elastycznym.
Widocznie wlokła się za mną opinia z dawnych lat, że kocham policję, niegdyś milicję,
i chętnie służę wszelkimi wyjaśnieniami, zarazem piekąc przy ich ogniu swoją własną
pieczeń. Musiał zapewne nie mieć nic także przeciwko mojej pieczeni.
Ta pani rozmowa z rzekomym podinspektorem narobiła dużo złego rzekł na
wstępie takim tonem, jakby spełniał tylko jakiś obowiązek, sam nie mając do mnie o to
najmniejszej pretensji. Ale trudno, przepadło. Co pani wie o pierwszym mężu pani
Larsen?
Ustrzelił mnie rzetelnie.
Proszę Marty! zawołałam słabym głosem w stronę kuchni. Niech mi tu
Marta poda piwo! Ja spod takiego ciosu na sucho nie wyjdÄ™... Pan woli kawÄ™ czy her-
batÄ™?
Nic, dziękuję, ja jestem na służbie.
Zawracanie głowy. Gdybym zeznawała u was, nawet najprzerazliwiej służbowo,
dalibyście mi coś do picia. Poza tym nagrywa pan, więc w razie czego będzie wiadomo,
kto pana otruł.
KawÄ™ w takim razie...
Idealnie głupkowata sługa podała napoje niczym kelner u Ritza. Nie wiem, jakim cu-
dem nie pękła, bo przecież śmiać się nie miała prawa.
Nie kazałam panu majorowi powtarzać pytania.
Pierwszego męża Anity znałam, proszę pana, z widzenia. I ze słyszenia. Anitę po-
znałam pózniej, już w Danii, i nie miałam pojęcia, że to właśnie ona była pierwszą żoną
Jasia Szczepińskiego. W tych najdawniejszych czasach wiosennej młodości wiedziałam,
że był gachem jednej mojej koleżanki ze szkoły, niewiernym w dodatku, ona przez nie-
go bardzo rozpaczała i były jakieś awantury. Potem się nasze drogi rozeszły, ale z kolei
[ Pobierz całość w formacie PDF ]