[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Oswald ruszył za Burgessem i odepchnął go na bok, rzucając się pędem na korytarz. Leslie pobiegł za
nim co sił w nogach. Córki Bubba chichotały.
W otwartych drzwiach stanÄ…Å‚ lokaj.
- Przybyli pierwsi goście, proszę pana.
Nagle dziewczęta zerwały się i pobiegły, szczebiocząc jak kłótliwe sójki, każda zdeterminowana złowić
największy łup spośród mężczyzn, którzy odważą się uczestniczyć w przyjęciu.
Bubb i Nora, ignorując lana, wstali i rozprostowali ubrania. Polowanie na dobrą partie już ich nie do-
tyczyło, lecz mieli role do odegrania. Musieli powitać gości i rozpraszać najmniejszy nawet niepokój,
którego mógłby doświadczyć samotny mężczyzna na myśl o stanięciu twarzą w twarz ze słynnymi ko-
bietami z rodziny FairchiIdów. .
Biedni miłośnicy przyjęć. Nie mieli żadnych szans. lan wiedział z doświadczenia, że Fairchildowie są
niczym innym jak plemieniem ludożerców. l miał zamiar udowodnić sobie, że jest prawdziwym Fairchiidem.
ROZDZIAA 9
Mary nie lubiła być noszona. Sebastian czuł przez całą drogę, że trzyma się sztywno, jakby była królową,
a on lektykÄ….
Nie dbał o to. Nie dbał o to, co lubi i nie dbał o to, jakie gierki panna Fairchild prowadzi, by osłodzić
sobie ciężkie doświadczenie bycia niesioną przez mężczyznę, którego nie powinna zdradzić.
Popatrzył na nią. Drżała z wysiłku, by pozostać nieporuszoną, lecz jej wstrzemięzliwa postawa nie budziła
w nim zainteresowania w przeciwieństwie gołej skóry, którą odsłaniała obnażająca ramiona suknia. Owinęła
ramiona wokól jego szyi, nie zdając sobie sprawy, że ten gest ściska jej piersi pod wycięciem sukni i ukazuje
mu ich zarys.
Do diabła! Mogłaby uznać fakt, że ten widok jest tylko jego przywilejem, i że ma prawo nosić ją, kiedy i
dokąd zechce. A to, że jest dziedziczką i że ma przystojnego kuzyna, który obrzuca ją komplementami, nie
oznacza, że może uciekać od obowiązków, które jest mu winna.
I jego chrzestnej matce, oczywiście.
Spojrzał za siebie. Lady Valery szła za nimi długim korytarzem we wschodnim skrzydle na czele procesji
pokojówek i lokajów uginających się pod ich bagażami. Gospodyni Fairchiidów" pani Baggott, wskazywała
drogÄ™.
- To tutaj, panno Fairchild - pani Baggott szeroko otworzyła drzwi i wpuściła Sebastiana. - Mam nadzieję,
że sypialnia spotka się z pani uznaniem.
- Jest ślicznie, pani Baggott - pogodnie odpowiedziała Mary.
Baggott. To było to! Sebastian był pewny, że to było jakoś na "b".
Mary wyraznie się rozluzniła, kiedy położył ją na łóżku. Pewnie dlatego, że myśli, iż się od niego
uwolniła. Zabawna gąska, pomyślał Sebastian. Nie uwolni się od niego, dopóki on tak nie zdecyduje.
Fairchildowie byli przynajmniej na tyle rozsądni, żeby umieścić Mary w luksusowej sypialni. Sterty ko-
ców na leżały dużym łóżku. Przyjemnie będzie się w nie wtulić w nocy. Zasłony naokoło łóżka ukryją go
przed natrętami, gdyby chciał sobie dogodzić porannym baraszkowaniem. Przycisnął ręką materac. Był
dobrze wypchany piórami, będą więc mogli z Mary rnieć każde swoją stronę lub tulić się do siebie, jeśli
przyjdzie im na to ochota.
- Podoba mi się ta duża szafa i stolik przy łóżku odezwała się Mary. - I jakież to ogromne lustro!
Dla niego te meble nie były szczególnie istotne, ale powiedział:
- Sypialnia jest do przyjęcia.
Założyłby się, że jest też oddzielona od jego sypialni kilometrami korytarzy i tuzinami strażników
udających służących.
Pani Baggott podeszła do łóżka i odepchnąwszy Sebastiana łokciem rozłożyła poduszki, by podpierały
ramiona Mary.
- Wiem, że jest pani chora, panno Fairchiid. Przygotowałam lekki posiłek, który podamy pani tutaj, a jutro
będzie pani mogła uczestniczyć w przyjęciu.
Mary położyła dłoń na ruchliwych palcach pani Baggott.
- Nie chciałabym sprawiać pani kłopotu.
Pani Baggott zatrzymała się w nakrywaniu Mary narzutą i spojrzała na dłoń Mary na swojej.
- To żaden kłopot, panienko. To mój obowiązek.
- Jestem przekonana, że ma pani wiele obowiązków w czasie takiego przyjęcia - uśmiechnęła się do niej
Mary. - Ilu gości się pani spodziewa?
Pani Baggott wyraznie nie wiedziała, co począć z poświęcaną jej uwagą. Jej dłoń pozostawała w dłoni
Mary, a gospodyni przestępowała z nogi na nogę.
- Jesteśmy przygotowani na sześćdziesięciu gości.
- Ze służącymi to prawdopodobnie około dwustu osób do zakwaterowania i nakarmienia. - Mary po-
trząsnęła głową. - Och, bardzo wiele pracy!
- Nigdy nie wykręcałam się od moich obowiązków ani nie narzekałam na ich ilość - zaprotestowała pani
Baggott.
Mary natychmiast puściła jej dłoń. - A ja nigdy bym czegoś takiego nie sugerowała. Fairchildowie mają
szczęście, że pani u nich pracuje.
- Dziękuję, panno FairchiId. - Gospodyni patrzyła na Mary, a na jej poważnej, przyjaznej twarzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]