[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i pójść do latryny. Właśnie tam został zamordowany. Nad pisuarem.
Powiedział pan garotą? Domowej roboty czy robioną fabrycznie?
Wyglądała na kupioną w sklepie. Dwa drewniane uchwyty połączone drutem.
Kto go znalazł?
Reporter Associated Press o nazwisku Wolf.
Przez chwilę przyglądałem się żandarmom, a potem powiedziałem:
Sierżancie, proszę wyjść!
I sierżant polecenie wykonał. Wtedy dopiero wstałem. Przeszedłem się wokół biurka, a
potem oparłem o nie. Należało wznowić kontakt z kapitanem Wolkowitzem.
Czy pan zawiadomił redakcję Heralda w Waszyngtonie? spytałem już w miarę
spokojnym i przyjaznym tonem.
Tak jest, sir. Byli bardzo tym przygnębieni.
Czy wie pan, co Berkowitz tutaj robił?
Powiedziano mi, że pracował nad historią o bombardowaniach.
Pracował także nad historią o moim śledztwie.
Wolkowitz podrapał się w głowę i rzekł:
Ci z Heralda powiedzieli mi, że wczoraj pół godziny przed północą przysłał im jakiś
tekst, ale nie chcieli powiedzieć o czym.
Tu sprawa stawała się delikatna. Winienem dać odczuć, że chętnie dzielę się informacjami,
jednocześnie nie ujawniając nic istotnego. Rzekłem więc:
Przyszedł tu wczoraj, żeby przeprowadzić ze mną wywiad. Odniosłem wrażenie, że
miał wśród nas swojego informatora i szykował się na rozrobienie dużej sprawy. Był
wyraznie podekscytowany, jakby trafił na coś sensacyjnego.
A czego chciał od pana?
Sądzę, że była to jedynie wizyta kurtuazyjna. Chciał usłyszeć ode mnie potwierdzenie
swoich odkryć.
Nie dał panu wskazówek co do swojego zródła informacji?
Zrobiłem zniesmaczoną minę.
Powiedział, że nigdy jeszcze nie ujawnił żadnego ze swoich zródeł. Wydawał się z tego
bardzo dumny.
Czy to był wasz jedyny kontakt?
Nie. Jakiś czas temu zadzwonił do mnie w Waszyngtonie.
O co mu chodziło?
Nie wiem. Odłożyłem słuchawkę, zanim do tego doszedł. Myślę, że chciał uzyskać ode
mnie tajne informacje. I prawdę mówiąc, wydało mi się to oburzające. Jak dotąd udawało
mi się nie kłamać, nie ujawniając jednocześnie słowa prawdy. Lecz jeśli ta rozmowa miałaby
trwać dłużej, to w końcu wielki kapitan zadałby pytanie lub dwa, na których bym się potknął.
Powiedziałem więc szybko:
A więc& Zaraz, zaraz, jak pan ma na imię?
Paul. Ale przyjaciele mówią do mnie Wolky.
Uśmiechnąłem się do niego ciepło, jakbym już należał do grona tych przyjaciół.
Okay, Wolky. Po pierwsze, przepraszam za mój wybuch. Rozumiesz, ostatnio żyłem w
wielkim napięciu. Przyjechałem tu prowadzić śledztwo, jak wiesz, i nikt z tutejszych nie był
specjalnie dobrze do mnie nastawiony.
Rozumiem odparł Wolky. Nie miałem cienia wątpliwości, że tak rzeczywiście było.
Jak już wspominałem, prawnicy nie cieszyli się w wojsku sympatią, a żandarmeria wojskowa
była traktowana jeszcze gorzej.
No cóż westchnąłem. Spodziewam się, że w związku z tą sprawą sprowadzisz
tutaj wydział kryminalny, czy tak?
Już tu lecą z Heidelbergu.
To dobrze. Nie sądzę, żeby istniało jakieś powiązanie między morderstwem Berkowitza
a moim śledztwem, ale wolę zachować ostrożność. Kiedy tu przylecą, chciałbym się z nimi
spotkać. Chcę być informowany o wszystkim, czego się dowiecie o tym zabójstwie.
Myśli pan, że takie powiązanie mogłoby istnieć?
Wolky, Berkowitz mógł zostać zamordowany z miliona powodów. Facet żył z pisania
tekstów szkalujących wojsko. Nienawidzą go niemal wszyscy, którzy kiedyś nosili mundur.
Wolkowitz słuchał z uwagą. Miły chłopak, ale nawet przy silnym wietrze nie poleci.
Oczywiście, że istniały powiązania między śmiercią Berkowitza a moim śledztwem. Byłem
tego pewien. Garota nie jest bronią dla amatorów. Trzeba podkraść się do kogoś z tylu i
szybko narzucić mu drut na szyję jak lasso. Niemal w tej samej chwili trzeba błyskawicznie
pociągnąć uchwyty w przeciwnych kierunkach. Niewprawny zabójca może zarzucić ofierze
drut na nos lub zaczepić go o brodę. Ofierze może się też udać wsunąć rękę do pętli.
Zwykli żołnierze nie rozróżniają prawie słowa garota od karotka. Natomiast w rzeczy
samej broń ta jest jedną z ulubionych w oddziałach Sił Specjalnych, które czasem muszą
zabijać bezszelestnie. Ktokolwiek zabił Jeremy ego Berkowitza, wybrał tę broń
nieprzypadkowo. Zamierzał zostawić ślad.
* * *
Poprosiłem Delberta i Morrow, żeby przyszli do mojego biura w południe. Pierwszy zjawił
się Delbert, potem Lisa Morrow z wyjątkowo dużą dawką współczucia w oczach.
Masz kłopoty? spytała.
Nie, żadnych kłopotów zapewniłem ją. %7łandarmeria dowiedziała się, że jestem
najinteligentniejszym facetem w tej okolicy i wpadli, by się dowiedzieć, co sądzę o
zabójstwie dziennikarza.
Twarz Delberta wyrażała najwyższe wzburzenie, chyba z tego powodu, że żandarmeria nie
wpadła na rozmowę do niego. To przecież on uczęszczał do Yale. Lisa Morrow z kolei
posłała mi spojrzenie, jakim wszystkie matki świata darzą swoje niegrzeczne trzylatki.
Mam dla was wspaniałą wiadomość powiedziałem, żeby zmienić temat. Ze
względu na niezwykłe postępy naszego śledztwa postanowiono, że będzie ono trwało krócej.
Ile? spytała Morrow.
Cztery dni, zaczynajÄ…c od jutra.
O rany, to faktycznie krótko zdziwił się Delbert, powtarzając rzecz oczywistą.
Gdybyśmy mieli wydać werdykt dziś, to jak by on brzmiał? spytałem.
Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, a potem powiedzieli niemal jednocześnie:
Brak podstaw do oskarżenia.
W porządku. Brak podstaw, ponieważ uważacie, że są niewinni, czy dlatego, że
dowody sÄ… niewystarczajÄ…ce?
To pierwsze odparł Delbert.
To pierwsze powtórzyła jak echo Morrow. A ty jak sądzisz?
Gdybym musiał dziś głosować, opowiedziałbym się przeciw oskarżeniu, ponieważ brak
jest wystarczających dowodów. Sądzę też, że nasz zespół miał za mało czasu na podjęcie
właściwej decyzji.
Wszyscy troje wiedzieliśmy, że po takim orzeczeniu całe śledztwo zostałoby
unieważnione.
Mamy cztery dni na zmianę naszego zdania lub twojego. Co mogłoby spowodować
zmianę twojej decyzji? spytała Morrow.
Musiałbym uzyskać mocne dowody na to, że Sanchez i jego ludzie nie kłamią.
Nie ma co liczyć na takie dowody odparła Morrow z przykrością. Tych
dziewięciu ludzi to jedyni żyjący świadkowie.
Twarz Delberta nagle dziwnie się zmieniła.
A może oprócz żyjących świadków istnieje jeszcze inna alternatywa powiedział.
Agencja Bezpieczeństwa Narodowego lub ktoś inny muszą mieć jakieś satelity krążące w
rejonie Kosowa. Osobiście nigdy nie widziałem zdjęć satelitarnych, ale słyszałem, że można z
nich odczytać napis na monecie dziesięciocentowej.
Powinienem się teraz kopnąć w kostkę. Kto jak nie facet, który spędził pięć lat przy
supertajnych operacjach, gdzie zdjęć satelitarnych używało się tyle co papieru toaletowego,
powinien był wpaść na ten pomysł?
Delbert, jesteś geniuszem oświadczyłem pompatycznie. Masz absolutną rację.
Spojrzałem na zegarek. Clapper powinien być już w biurze. Wykręciłem numer i
czekałem. Sekretarka odebrała dopiero po trzecim dzwonku. Połączyła mnie natychmiast.
Usłyszałem w słuchawce:
Halo, Sean.
Witam, generale. Przyjemny dzień?
Nie miałem przyjemnego dnia, odkąd podjąłem się tej roboty. Słyszał pan o zabitym
reporterze?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]