[ Pobierz całość w formacie PDF ]
którego używaliśmy zamiast klaksonu. Umarłego mogło to na nogi postawić, no
i w końcu brania otworzyła się powoli. Zignorowałem fakt, że zamknęła się, led-
wie przez nią przejechaliśmy, a przed nami widniała druga, zamknięta na głucho,
i zająłem się korkiem. Wystrzelił z ładnym hukiem, toteż wszyscy zajęliśmy się
napełnianiem pustych kielichów. Wybiegających z odwachu żołnierzy zignorowa-
liśmy. Kątem oka dostrzegłem Angelinę szturchańcem dodającą Flavii odwagi,
gdy do okna od mojej strony przez tłum wybałuszających oczy żołnierzy prze-
pchnÄ…Å‚ siÄ™ oficer.
Dokumenty! warknÄ…Å‚ obcesowo.
Więcej kultury, kmiocie, gdy się zwracasz do szlachetnie urodzonych
zmroziłem go gestykulując kielichem i rozlewając w koło jego zawartość.
Otwórz bramę i znikaj.
Dokumenty, poproszę odezwał się już znacznie grzeczniej i nagle wy-
bałuszył oczy dostrzegłszy Flavię.
Zanim zdążył wrzasnąć (najwidoczniej była od dawna poszukiwana i jej ry-
sopis zdążył dotrzeć także do armii), cisnąłem mu w otwarte usta szampana wraz
z kielichem.
Okna! rozkazałem. Gaz!
48
Szyby zatrzasnęły się z cichym szczękiem, a z umieszczonych w karoserii
dysz trysnęły strugi gazu usypiającego. Oficer zwalił się na ziemię natychmiast,
a w ślad za nim kolejno osuwali się podwładni. Przestałem podziwiać widoki
i zająłem się umieszczonym pod maską laserem. Spomiędzy ozdobnej osłony
chłodnicy wystrzeliła igła rubinowego światła, która wśród całkowitej ciszy trafiła
w stalowe wrota. Te zadymiły z wolna i niechętnie zaczęły się topić, ale tylko
w miejscu, gdzie dotykał ich promień.
Kiepsko raczej zauważyła Angelina.
Są za grube wyjaśniłem. James, bierz się do roboty! Wal w zwień-
czenie. . .
Długa maska wozu rozsunęła się na boki ukazując szarą lufę bezodrzutowego
działa kaliber sto pięć milimetrów. Huknęło ogłuszająco nawet w izolowanym
wnętrzu wozu, gdyż dzwięk odbił się od ścian wartowni i przeciwpancerne pociski
jeden po drugim łupnęły w stal bramy. Miałem wrażenie, że siedzę pod czaszą
gigantycznego dzwonu, w który regularnie wali stalowym prętem jakiś maniak.
Na szczęście wrota nie wytrzymały i przy akompaniamencie łoskotu i sypiącego
się gruzu runęły z trzaskiem na zewnątrz.
Odskoczyłem odruchowo, gdy w szybę tuż przy twarzy trafiła seria z karabi-
nu maszynowego. Pociski z pistoletów maszynowych tłukły o burty i dach, gdyż
nowi żołnierze strzelając z biodra wypadali z różnych wejść do budynków, które
nas otaczały. I walili się na ziemię, ledwie weszli w strefę działania gazu.
Wynosimy się! wrzasnąłem, ledwie słysząc własny głos w tym hała-
sie. Czekaj!
Jeden z nowo przybyłych dotarł aż do samochodu, gdzie opadł na zamykającą
się maskę, by po niej spłynąć przed koła. Niestety, w trakcie tej gimnastyki jego
dłoń z bronią zaklinowała obie nie domknięte połowy. Diabli wiedzieli, co mo-
głoby się stać, gdybyśmy tak pojechali. Może nic (poza naturalnie przejechaniem
delikwenta), a może wiele. Wolałem nie ryzykować. Wyskoczyłem na zewnątrz
odruchowo ktoś musiał i potykając się o śpiących podbiegłem do przodu
wozu. Gwałtownym szarpnięciem uwolniłem dłoń i kolbę blokującą maskę, która
zamknęła się z trzaskiem, i odciągnąłem ofiarę na bok. Skoro i tak już musiałem
wyjść, to mogłem przy okazji uratować go od śmierci, która ani nam, ani nikomu
nie była na nic potrzebna.
Gdy wskakiwałem do wnętrza ruszającego samochodu, dostrzegłem kolejne-
go wybiegającego z odwachu ten był cwańszy i nałożył maskę przeciwgazową.
Uniósł broń i coś mnie kopnęło w ramię okręcając równocześnie wokół. Poczu-
łem, że padam i potem obrazy nieco mi się zamgliły i przemieszały. Próbowałem
wstać, ale mi się to nie udało.
Leżałem tuż przy drzwiach stojącego wozu, a nade mną stał James z bro-
nią w ręku. Wystrzelił dwukrotnie, złapał mnie wpół i prawie wrzucił do środka.
Chciałem zobaczyć, co się dzieje, ale moje oczy czemuś nie chciały się otwo-
49
rzyć. . . na zewnątrz coś łupnęło, wóz zatrząsł się na jakichś wybojach, a potem
ktoś zgasił światło.
* * *
Pierwszą rzeczą jaką dostrzegłem otwierając oczy, była twarz Angeliny, co
zawsze było miłym widokiem, ale teraz szczególnie mnie ucieszyło. Chciałem
coś powiedzieć, jednak chwycił mnie wściekły kaszel. Podała mi szklankę z wodą,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]