[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyspy Reunion. Kapadulos prosiło przekazanie dyktowanego tekstu pod wskazanym adresem w
Londynie. Nadawał z toalety swego asystenta. Tam zaskoczył go wróg. Zdrowo musiał go
ogłuszyć, a potem zawlókł i utopił w wannie...
Zabójstwo zdziwiło w równym stopniu naukowców, jak nadzór. Początkowo nie wiedziano
nawet kogo zabito i dlaczego. Kiedy zaczęła już działać cała aparatura podglądowa, system
Silvestriego donosił o kompletnym chaosie wśród nadzorców. O zaskoczeniu współpracujących z
nimi informatorów. Pózniej przyszedł rozkaz z Centrali.  Nie zajmować się sprawą!"
Czyli?
We wspólnocie krył się ktoś ze specjalnym zadaniem. Ktoś, kto otrzymał sygnał z zewnątrz,
że przerwana została bariera komunikacyjna. Ktoś, kto wytropił nadającego i nie zawahał się przed
morderstwem.
Walka stoczona została w mroku, wśród odgłosów cichnącej burzy. Kamery szpiegowskie
nie zanotowały wyglądu oprawcy Kapadulosa. Alarm włączył się z opóznieniem.
Jedno wydawało się bezsporne. Służby specjalne nie rozszyfrowały tekstu apelu. Nie
zdemaskowały Denninghama. Nie rozgryziono siatki ani jej komputerowej tajemnicy. A może
czekano, aż doświadczenia Virena zostaną ukończone?
Spośród licznych programów realizowanych w Ogrodzie Nauk, sześć mogło mieć
praktyczne znaczenie militarne (siódmym był nie znany mocodawcom projekt Virena). Niektóre z
nich wyszły poza stadium hipotez. Choćby ów gaz paraliżujący, działający dopiero w zetknięciu ze
specyficznym potem czarnoskórych, czy też antyradarowe powłoki dla łodzi podwodnych,
upodabniające je wobec czujników przeciwnika do wielkich waleni czy olbrzymich rekinów.
Promienie kappa wymyślone zostały teoretycznie -w ośrodku, nawet przy doskonałych
blokadach informatycznych, niemożliwe było sporządzenie prototypu, toteż co pewien czas
bombardowano Virena pytaniami:
Czy to będzie działać?
Musi - odpowiadał burkliwy Skandynaw.
Schemat prototypu był już na ukończeniu. Wynalazca utrzymywał, że nawet niewielki
zespół zakładów specjalistycznych może sporządzić emitor w ciągu paru tygodni. Zaś kappit -
substancja stanowiąca podstawę reakcji - jest do uzyskania w każdym lepiej zaopatrzonym
laboratorium chemicznym.
Dlaczego zatem nie odkryto jej do tej pory?
Bo nikt jej nic szukał!
Zjawienie się Zieglera, a zwłaszcza nawiązanie kontaktu, uradowało spiskowców. Długo
czekali na sygnał, że Denningham otrzymał rzucony w eter komunikat. Teraz, gdy Roy potwierdził
przyjęcie oferty, pozostawał już tylko jeden problem: jak przekazać wiadomość, że istnieje już
schemat prototypu, a pózniej jak wyrwać z pułapki odseparowanego ośrodka przygotowaną
dokumentacjÄ™.
Ale poza tymi ważnymi kwestiami nad konspiracją ciążyło inne podstawowe pytanie,
pętające ręce i podające w wątpliwość powodzenie akcji. Kto jest zdrajcą?
Nic był to raczej nikt z głównych spiskowców. Przecież gdyby nadzór wiedział o
podkomputerowej łączności, niewątpliwie by ją udaremnił, albo przynajmniej postarał się
zlikwidować Silvestriego... Chyba żeby sam Silvestri? Nie, to wyglądało zbyt nieprawdopodobnie.
Ale cóż było tu prawdopodobnego? Założyciele Ogrodu znali się na subtelnościach psychologii.
Może uznali, że konspiracja to jeszcze jeden ze środków stymulacji naukowej wydajności. Chociaż
z. drugiej strony tworzyła ona dla nich olbrzymie ryzyko.
Tu w mózgu Zieglera odzywał się sceptyk. Jakie ryzyko, skoro główny aranżer łączności
miałby być, według tej wersji, człowiekiem Centrali?... Mimo wszystko Roy wierzył Silvestriemu.
Przy okazji podziwiał go. Cwany Włoch łączył zręczność z ostrożnością. Nawet po paru dniach nie
wtajemniczył' Zieglera w całość spraw organizacyjnych. Nowy uczestnik sprzysiężenia nie poznał
nazwisk żadnego z członków spisku poza Silvestrim i Virenem. Kim byli pozostali? Czy byli to
najbliżsi kumple Silvestriego - Lamais, Kornacki, Landley, może ktoś ze starszych, Van Burren,
Owsiejenko, Pak Dang? Wszyscy bez wyjÄ…tku zachowywali siÄ™ normalnie - pracowali jak roboty,
bawili się do upadłego, grali w kasynie, rozkoszowali  rozkoszami".
Tak upłynęły trzy dni. W tym czasie Ziegler zagrał parę razy w kasynie i korzystając ze
wskazówek Silvestriego zgarnął kilka tłustych wygranych. Bez większych ograniczeń mógł więc
cieszyć się względami boskiej Tamary. Przedpołudniami, w trakcie krótkich seansów
komputerowych, przekazał Silvestriemu wszystkie posiadane informacje, umówiony kontakt z
Denninghamem i nadzieję, że właśnie jemu przypadnie w udziale przeniesienie komunikatu.
- NIE DASZ RADY - padła odpowiedz.
- Rezygnujemy więc z przestania wiadomości?
- NIC SI NIE BÓJ, KTOZ TO ZROBI!
Tego wieczora wyszedł z salonów wcześniej niż zwykle. Towarzyszyła mu Tamara. Czuł
radosne podniecenie, mimo że miało to być już trzecie spotkanie. Nie, to co odczuwał nie było
miłością - Tamara, luksusowa kochanka do wynajęcia, poruszała wyłącznie sfery rozkoszy, a
przecież trudno pomniejszyć rolę satysfakcji. Z Tamarą, tkliwą, erotycznie perfekcjonalną, czuł się
innym człowiekiem. Znikały wszystkie kompleksy absolwenta z Princeton - był przy niej wielki jak
Karol i genialny jak Napoleon. Sposób, w jaki mówiła o swoich innych kochankach, o swej
burzliwej drodze dwudziestojednolatki z ormiańskiego getta w jakiejś tureckiej dziurze do salonów
Ogrodu - podniecał go. Gardził dziewczyną, a zarazem ją wielbił. Sam akt niósł w sobie upodlenie
a jednocześnie apogeum. A jeśli czegokolwiek żałował, to jedynie tego. że demiurgiem romansu są
nie jego osobiste wartości, tylko cwaniacko zdobyta kupka sztonów decydelowych.
Apartament zastali pusty. Dass, całe przedpołudnie kruszący w magazynie minerały,
jeszcze nie powrócił. W biegu zrzucali skąpe szaty i wesoło spletli się pod prysznicem. Całował i
kochał ją zmoczoną jak spaniel na deszczu, roześmianą, witalną jak wiosna...
I nagle rozległ się ostry, świdrujący dzwięk. Roy poczuł, jak Tamara sztywnieje w jego
ramionach. Dzwięk powtórzył się.
- Co to? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl