[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dwoje, bardzo siebie spragnieni. I nagle coś poszło nie tak. Zaczęła krzyczeć
na Brandona, była bliska histerii. On zaś wykazał się wielką cierpliwością,
lecz do czasu. Nie wybuchł, tak jak dzisiaj, tylko stał się przerażająco
zdystansowany i chłodny. Gdyby miała wybierać, wolałaby tę zapalczywą
gwałtowność niż lodowatą pogardę.
Miała przed oczami tamtą scenę. Bliskość Brandona roznamiętniła ją i
rozpaliła... i nagle, nie wiadomo dlaczego, zaczęła krzyczeć, by nie ważył się
jej dotknąć. Wywrzeszczała, że już sama ta myśl jest dla niej nie do
zniesienia. Brand potraktował to serio i odszedł. Przepełniły ją rozpacz, żal i
wyrzuty sumienia, a nade wszystko obłędna miłość do niego.
Nazajutrz rano poszła go poszukać, lecz było za pózno. Brand
wyprowadził się z hotelu i wyjechał z Kalifornii. Zostawił ją bez słowa i nie.
odezwał się przez pięć lat. Za to gazety rozpisywały się o nich. Na przyjęciach
czy w restauracjach słyszała urywane szepty, w prasie nie ustawały
komentarze i spekulacje na temat ich rozstania, nie brakowało też doniesień o
kolejnych miłosnych podbojach Brandona.
Postanowiła wymazać go z pamięci. Pozostawił po sobie pustkę, którą
wypełniała pracą i muzyką. Doszła do siebie, zbudowała swoje własne życie. I
nie chciała tego zmieniać. Lepiej działać samodzielnie i liczyć na siebie.
Zdanie się na Brandona okazało się ryzykowne. I być może to się nie
zmieniło...
Potrząsnęła głową. Brandon miał rację: powinni skoncentrować się na
tym, co jest teraz. MajÄ… pracÄ™ do wykonania, muzykÄ™ do napisania.
Odetchnęła głęboko, po czym ruszyła do kuchni, by pomóc mu robić kawę.
97
R
L
T
ROZDZIAA DZIEWITY
Kornwalijski krajobraz oczarował ją. Stało się dla niej jasne, dlaczego w
tej właśnie bajecznej krainie król Artur zbudował swój zamek. Wyobrażała
sobie dawne bitwy, błysk broni, szczęk mieczów, tętent galopujących wierz-
chowców.
Nadchodząca wiosna już dawała o sobie znać. Widać ją było w zieleni
ożywających wrzosowisk, gdzieniegdzie przetykanych różowymi kwiatkami.
Siąpiący deszczyk potęgował to romantyczne wrażenie. Mijali domy, a raczej
proste chaty, otoczone sennymi ogrodami. W zielonej trawie żółciły się
pierwsze żonkile, przyciągały wzrok niebieskie hiacynty. Brand kierował się
na południe, w stronę klifowego wybrzeża. Celem ich podróży był przylądek
Land's End.
Zatrzymali się na wiejskie śniadanie. Zjedli jajka na bekonie i owsiane
ciasteczka, po czym znów ruszyli w drogę. Brand zadbał, by samochód czekał
na nich na lotnisku.
Jak wygląda twój dom? zapytała, szukając w torebce czegoś do
upięcia włosów. Nigdy mi o nim nie opowiadałeś.
Cierpliwości, zaraz sama go zobaczysz. Już jesteśmy blisko.
Znalazła dwie kolorowe gumki.
Próbujesz być tajemniczy? A może wolisz nie zdradzać, że dach
przecieka?
Może i przecieka, choć nie przypominam sobie, by mi się lało na
głowę. Państwo Pengalleyowie nigdy by do czegoś takiego nie dopuścili.
Pengalleyowie? Zaczęła zaplatać warkocze.
98
R
L
T
Mieszkają w pobliżu i opiekują się domem, a kiedy przyjeżdżam,
korzystam z ich usług. Ona dogląda wszystkiego i gotuje, on robi drobne
naprawy.
Pengalleyowie mruknęła w zadumie.
Prawdziwi Kornwalijczycy, z krwi i kości.
Już wiem! Odwróciła się do niego z uśmiechem. Ona jest
niewysoka i raczej krągła, nie tęga, ale mocnej budowy. Z ciemnymi włosami
upiętymi z tyłu, z surową miną. On szczuplejszy od żony, lekko siwiejący,
pociąga sobie ukradkiem, gdy myśli, że ona tego nie widzi.
Bardzo trafny opis zdumiał się. Jak na to wpadłaś?
Po prostu nie mogą być inni. Wzruszyła ramionami. Chyba że te
gotyckie powieści, których się naczytałam, bezczelnie kłamią. Masz
sąsiadów?
W pobliżu nikt nie mieszka. Między innymi to mnie skłoniło, by kupić
ten dom.
Taki jesteś nietowarzyski? spytała z uśmiechem.
To instynkt samozachowawczy. Czasami muszę pobyć sam, bo inaczej
zwariuję. Potem, kiedy już naładuję akumulatory, znów chętnie wracam do
ludzi. Gdy poczuł na sobie jej uważne spojrzenie, uśmiechnął się.
Mówiłem ci, że złagodniałem.
Owszem, mówiłeś. Zaczęła zakładać gumkę na koniec drugiego
warkocza. Złagodniałeś, lecz to nie przeszkodziło ci sporo zdziałać.
Wydałeś kilka albumów, w zeszłym roku nawet podwójny, do tego prawie
wszystkie utwory są twego autorstwa, a te, które napisałeś dla Cala Ripleya,
są najlepsze z całej jego płyty.
Tak uważasz?
99
R
L
T
Przecież dobrze wiesz, że tak jest powiedziała, kończąc zawiązywać
warkocz.
Pochwał nigdy dosyć, kochanie.
Swoją porcję już dostałeś. Przerzuciła warkocze na plecy. Jedno,
co mnie zaskakuje, że jak na kogoś, kto stracił werwę, jesteś bardzo
produktywny.
Większość rzeczy zrobiłem tutaj albo w drugim moim domu, w
Irlandii. Więcej tutaj, bo jestem dalej od rodziny, więc mam spokój.
Myślałam, że nadal mieszkasz w Londynie.
Generalnie tak, ale gdy mam coś szczególnego do zrobienia albo chcę
pobyć sam, przyjeżdżam tutaj. W Londynie też mam rodzinę.
Aha. Popatrzyła na mglisty widok za oknem. Czyli duża rodzina
ma swoje minusy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]