[ Pobierz całość w formacie PDF ]

obecności. Nigdy jeszcze nie widziała na jego twarzy takiej
tęsknoty. Ani takiego bólu. Pociemniałymi oczami patrzył na
to, co utracił, i nie mówił ani słowa.
Właśnie to milczenie, to jego znieruchomienie ugodziło
Zoe w samo serce. Nie! Omal nie krzyknęła i gwałtownie
zamrugała oczami. Nie chciała widzieć jego cierpienia ani
czuć go jak własnego. To, co kiedyś ich łączyło, dawno
zniknęło i nic tego nie wróci. Współczuje mu - takich
problemów nie życzyłaby najgorszemu wrogowi - ale nie
będzie cierpieć razem z nim. Nie może.
Bo jeśli choć na moment straci czujność i pozwoli sobie
na jakiekolwiek uczucia do niego, choćby nawet współczucie,
przepadnie z kretesem.
Z trudem oderwała od niego wzrok i spojrzała na padok.
Dżokej powoli objeżdżał teraz teren dokoła, najwyrazniej
studzÄ…c konia przed odprowadzeniem go do stajni. Trener
szedł obok i chyba omawiał z nim wyniki treningu.
- Czy któryś z nich był tu tamtego dnia? Jej pytanie nie od
razu do niego dotarło.
- Możliwe. Hawkins zdaje się miał mieć pózniej gonitwę,
ale nie jestem pewien co do Beckera. Nie pamiętam, żebym go
widział, ale ten facet ma dużą stajnię. Dwa czy trzy jego konie
biegajÄ… co weekend.
- Chodzmy zobaczyć, co wiedzą.
Jake ani drgnÄ…Å‚.
- Tracisz czas, Zoe. Ci dwaj sÄ… w tym interesie od lat i
wiedzą, co robić, by nie wpaść w tarapaty. Nawet jeśli
zorientowali się tamtego dnia, że dzieje się coś podejrzanego,
siedzieli jak myszy pod miotłą, żeby nikt ich nie zauważył.
- Nie można prowadzić śledztwa, z góry zakładając, kto
może być świadkiem, a kto nie. - Zoe aż uniosła brodę. - A
teraz wybacz, ale muszę zadać parę pytań.
Nie oglądając się, czy idzie za nią, ruszyła w stronę
mężczyzn, którzy już zbliżali się do stajni. Pogrążeni w
rozmowie, zauważyli ją dopiero, kiedy stanęła przed nimi z
przyjaznym uśmiechem.
- Przepraszam, panowie, że przeszkadzam, ale
chciałabym was prosić o pomoc.
Tom Becker, starszy z nich, uniósł brew.
- Z przyjemnością - odparł, nie wyjmując z ust ogryzka
cygara. - Ale jeśli mogę spytać, jak się pani tu dostała? Tor
jest zamknięty do weekendu i tylko uprawnieni mają tu wstęp.
- Mam przepustkę. - Zoe wyjęła ją z kieszeni i pomachała
im przed nosem. - W biurze toru kazali mi ją zawiesić na szyi,
ale nie przypuszczałam, że ktokolwiek będzie chciał ją
zobaczyć, jak już przejdę przez bramkę. Nazywam się Zoe
Murdock - powiedziała i wyciągnęła rękę. - Jestem
prywatnym detektywem...
Nie pozwolili jej dokończyć. Becker puścił jej rękę, jakby
parzyła, a Hawkins nawet nie wyciągnął swojej.
- Przepraszam panią, ale jesteśmy zajęci - mruknął tylko i
ruszył ku stajni.
- Chwileczkę! - próbowała ich zatrzymać Zoe. - To nie
tak...
- Ona pracuje dla mnie - rzekł cicho Jake, który
błyskawicznie, prawie bezszelestnie stanął u jej boku. -
Byłbym wdzięczny, gdybyście poświęcili jej trochę czasu.
Zaskoczeni, obaj mężczyzni zatrzymali się i przez chwilę,
która wydawała się wiecznością, po prostu na niego patrzyli.
Kiedy już myślał, że odwrócą się i odejdą bez słowa, Tom
Becker wypluł z ust cygaro, uśmiechnął się i poklepał go po
ramieniu.
- No to trzeba było mówić od razu, chłopie. Gdzieś ty się
podziewał? Dawno już nie widziałem tu twojej mordy.
Jake roześmiał się z wyrazną ulgą.
- Nie chciałem wam narobić kłopotu, więc uznałem, że
lepiej przez jakiś czas się tu nie pokazywać.
- Ku... - zaczął Hawkins, ale w porę przypomniał sobie o
obecności Zoe. - Masz prawo tu być, jak każdy inny. Wszyscy
wiedzą, że cię wrobiono.
Zoe omal nie podskoczyła z radości. Czyżby już
pierwszego dnia śledztwa znalezli coś rewelacyjnego?
- Chce pan powiedzieć, że widział Lincolna z tym
dopingiem? - spytała podniecona. - Albo słyszał jego
rozmowę z Jakiem? Potrzebny nam jest choć jeden świadek...
Nie dokończyła zdania, kiedy uśmiech zniknął z twarzy
mężczyzny.
- %7łałuję, ale dowiedziałem się o tym już po wszystkim. -
Spojrzał na Jake'a i bezradnie wzruszył ramionami. - Przykro
mi, stary.
- Mnie też - dodał Becker. - Mój koń akurat biegł, kiedy
zrobili ci to świństwo, więc byłem na torze. Ale od razu
wiedziałem, że to kłamstwo. I wszyscy inni też. Tylko
cholerny pech, że nikt nic nie widział.
Nie było żadnych wątpliwości co do ich uczciwości i
szczerości. Jake spojrzał na Zoe, jakby chciał powiedzieć:  A
nie mówiłem?", a potem, choć z trudem, uśmiechnął się do
kolegów.
- Dzięki za poparcie, chłopaki. Jak byście coś słyszeli,
dajcie mi znać.
Obiecując, że będą mieli oczy i uszy otwarte, mężczyzni
zniknęli w stajni, a Jake i Zoe zostali z tym, z czym przyszli.
Czyli z niczym.
- No, dobra, miałeś rację - mruknęła Zoe. - Oni nic nie
widzieli. Musimy więc szukać dalej, aż znajdziemy kogoś, kto
widział.
- Jak sobie życzysz, Sherlocku. Ja ci tylko pomagam.
Po upływie godziny Zoe wiedziała już, co to naprawdę jest
frustracja. Wypytywała każdą napotkaną osobę i to tylko
dzięki obecności Jake'a. Na niewiele się to zdało. Nikt nie
widział Lincolna w stajni w dniu, kiedy Jake utracił swą
reputację. Nikt nie słyszał ich kłótni. A nawet jeśli słyszał, to
trzymał język za zębami.
Zoe wepchnęła ręce w kieszenie i patrzyła na puste
trybuny. Trudno jej było przyznać się do porażki. Czasami
jednak lepiej się wycofać i przygotować do walki następnego
dnia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl