[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Chyba lepiej, żebym nie jechał - powiedział. - Może uda mi się załatwić
wszystko przez telefon.
- Wiesz, że to niemożliwe - stwierdziła stanowczo Elizabeth. - Ruszaj! Nic
nam siÄ™ nie stanie.
Ale gdy odjeżdżał sprzed domu, ciągle się odwracał i spoglądał za siebie.
Patrzył na dom i nadal czuł, że dzieje się coś niedobrego.
Rozdział 5
Elizabeth trzymała dziecko - ślicznego noworodku ~- przytulała je delikatnie
do piersi. Siedziała na ganku w bujanym fotelu, ale nie był to ganek w domu
w Blackstone, ani, co dziwniejsze, dzień nie był tak zimny, jak powinien,
skoro od Bożego Narodzenia dzieliło ich tylko trzy tygodnie. Gdy letnia mgła
się uniosła, Elizabeth poznała, gdzie jest: znalazła się z powrotem w Port
Arbello, na ganku starego domu przy Conger's Point, i był śliczny, lipcowy
dzień. Od oceanu płynął chłodny wiatr i szum fal łamiących się u stóp i
urwiska kołysał jej dziecko do snu. Zaczęła cicho nucić - na tyle głośno, by
maleństwo ją usłyszało, ale nie za głośno, by go nie przebudzić.
Luli, luli, moje małe,
Wśród gałęzi spij.
Wietrzyk lekki dmie,
Ukołysze cię.
Słowa stopniowo przeszły w mruczenie, Elizabeth ogarnęła senność i
zaciążyły jej powieki. Ale gdy ostatnie dzwięki kołysanki zamarły na jej
ustach, kątem oka dostrzegła ruch.
Z zarośli w głębi ogrodu za rozległym trawnikiem wynurzyło się dziecko.
Megan.
Elizabeth już miała zawołać córkę, ale gdy dziewczynka podeszła bliżej,
poznała, że nie jest to pogodna, jasnowłosa Megan.
To była jej siostra.
Sara we własnej osobie!
Ale to niemożliwe, bo Sara wyglądała zupełnie tak samo, jak tego dnia, wiele
lat temu, gdy została zabrana do szpitala.
I gdy mała dziewczynka zbliżała się, idąc wolno przez trawnik prosto ku niej,
przerażona Elizabeth zadrżała na całym ciele.
Sara szła trzymając coś w ramionach. W tym momencie wyciągnęła
przedmiot do przodu, jakby podajÄ…c go siostrze, i Elizabeth natychmiast go
rozpoznała.
Ręka.
Ręka Jimmy'ego Tylera...
Elizabeth przejęta spojrzała na niemowlę.
Jej syn juz nie spał. Miał szeroko otwarte oczy i krzyczał, choć z ust nie
wydobywał się żaden dzwięk. Ale gorsze do niemego krzyku, gorsze od
przerażenia w oczach niemowlęcia było to, co zobaczyła: z jego lewego
ramienia, z miejsca po wyrwanej ręce, płynęła krew.
Elizabeth czuła, jak rośnie w niej krzyk, ale równocześnie straszliwy skurcz
zamknął jej gardło i wycie rozpaczy pozostało uwięzione w jej wnę-trzu,
wypełniając ją po brzegi, niemal rozrywając na strzępy. Wokół była krew i
Sara trzymając zakrwawioną kończynę, wyrwaną z ramienia dzie-cka,
podchodziła coraz bliżej.
Elizabeth chciała się odwrócić, ale nie mogła. Wreszcie zebrawszy wszelkie
siły zdołała podnieść się z fotela i...
Obudziła się raptownie. Przez ułamek sekundy widziała jeszcze przed oczami
ten straszliwy obraz. Serce biło jak oszalałe i z trudem łapała powietrze, ale
senna mara szybko zniknęła i ło-motanie w piersiach stopniowo ucichło, a
oddech wrócił do normy. Zdała sobie sprawę, że wcale nie jest w Port
Arbello.
Siedziała w swoim pokoju w Blackstone, było grudniowe popołudnie, a
dziecko spoczywało bezpieczne w jej łonie. A jednak, jakby z daleka,
dobiegały do niej słowa kołysanki, którą nuciła we śnie.
Kiedy konar ugnie siÄ™,
Kołyseczką rozkołysze
I maleństwo moje
Do nieba odejdzie.
Elizabeth wstała z szezlonga, na którym się zdrzemnęła, i wyszła na korytarz.
Wyrazniej słyszała piosenkę - śpiew dochodził z pokoju Megan. Przemierzyła
cicho szeroki korytarz, który prowadził przez całą długość pierwszego piętra,
zatrzymała się przed drzwiami sypialni córki i nasłuchiwała.
Do jej uszu nadal dobiegało ciche nucenie.
Sama też zaczęła nucić do taktu.
Uchyliła drzwi i zerknęła do środka.
Megan siedziała na łóżku.
Przytulała do siebie staroświecką lalkę.
Elizabeth szeroko otworzyła drzwi. Kołysanka zamarła na ustach Megan, gdy
patrzyła zmieszana na matkę. Natychmiast mocniej przycisnęła lalkę do
piersi.
Elizabeth podeszła do łóżka i stanęła nad córką.
- Przecież postanowiliśmy, że lalka zostanie w szafie, prawda?
- To wy tak postanowiliście, nie ja. - Megan pokręciła głową.
- Razem podjęliśmy tę decyzję - poprawiła matka. - Tatuś, mamusia i ty.
Dlatego znów schowam lalkę. Rozumiesz?
- Ale ja chcę ją mieć - upierała się dziewczynka. - Ja ją kocham!
Elizabeth stanowczym ruchem zabrała dziecku zabawkę.
- Megan, jeszcze nie wolno ci jej kochać, bo nie jest twoja. Może kiedyś będzie, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl