[ Pobierz całość w formacie PDF ]

21
Znalezliśmy się na ulicy prowadzącej do centrum Latynoskiego Harlemu. I wtedy nagle znów
poczułem ten niezrozumiały impuls, aby wysiąść z samochodu.
 Zaparkujmy gdzieś tutaj  powiedziałem do Milesa.
Zaparkowaliśmy na pierwszym wolnym miejscu, które się nam trafiło. Wysiadłem z
samochodu i zrobiłem kilka kroków. Przystanąłem w zakłopotaniu. Wewnętrzny mus zniknął.
Na stopniu przed domem siedziało kilku chłopców.
 Gdzie mieszka Luis Alvarez?  spytałem jednego z nich.
Chłopcy spojrzeli na mnie ponuro i nic nie odpowiedzieli. Ruszyłem bez celu dalej. Wtedy
dogonił mnie czarnoskóry chłopak.
 Szuka pan Luisa Alvareza?
 Tak.
Spojrzał na mnie dziwnie.
 Tego, który siedzi w więzieniu za tego kalekiego dzieciaka?
 Tak, znasz go?
Chłopak nadal uważnie mi się przyglądał.
 Czy to pana samochód?  zapytał.
Te jego pytania zaczynały mnie już męczyć.
 Tak, mój, a czemu pytasz?
Chłopak wzruszył ramionami.
 Człowieku, zaparkowałeś dokładnie przed jego domem.
Poczułem, że dostaję gęsiej skórki. Wskazałem stary czynszowy dom, przed którym
zaparkowałem.
 Tam mieszka?  zapytałem niemalże szeptem.
Chłopak skinął głową. Czasami miałem do Boga pretensje, czemu nie odpowiada na niektóre
modlitwy, ale jeszcze trudniej było mi uwierzyć w modlitwę wysłuchaną. Poprosiliśmy Boga,
by nas prowadził i oto postawił nas na progu domu Luisa Alvareza.
 Dzięki Ci, Panie  powiedziałem głośno.
 Co pan powiedział?
 Dziękuję  zwróciłem się do chłopca.  Naprawdę bardzo ci dziękuję.
Nazwisko Alvarez widniało na skrzynce listowej, którą zobaczyliśmy na obskurnej klatce
schodowej. Było to trzecie piętro. Wbiegłem schodami na górę. Korytarz trzeciego piętra był
ciemny i cuchnął uryną i kurzem. Zciany były wyłożone ciemnobrązową blachą imitującą
kafelki.
 Panie Alvarez?  zawołałem, kiedy już odnalazłem drzwi opatrzone tym nazwiskiem
wypisanym wyraznymi drukowanymi literami.
Z wnętrza mieszkania ktoś coś odkrzyknął po hiszpańsku. W nadziei, że było to zaproszenie
do wejścia do środka, otworzyłem drzwi i zajrzałem do wnętrza mieszkania. Na czerwonym
wyściełanym krześle siedział szczupły mężczyzna o ciemnej karnacji z różańcem w ręku.
Podniósł głowę znad różańca i jego twarz się rozjaśniła.
 To pan, Dawid  powiedział bardzo wolno.  Ten kaznodzieja. Gliny, oni pana wyrzucić.
 Tak  odpowiedziałem. Wszedłem do środka. Pan Alvarez wstał.
 Ja się modlę, żeby pan przyszedł  powiedział.  Pomoże pan mojemu chłopcu?
 Chciałbym, panie Alvarez, ale nie pozwalają mi się z Luisem spotkać. Muszę mieć pisemne
pozwolenie od pana i od innych rodziców.
 Ja dam.  Pan Alvarez wyjął z kuchennej szuflady ołówek i kartkę. Powoli napisał, że
wyraża zgodę, żebym zobaczył się z Luisem Alvarezem. Potem złożył papier i podał mi go.
 Czy zna pan nazwiska i adresy rodziców pozostałych chłopców?
 Nie  powiedział ojciec Luisa i lekko odwrócił głowę.  Widzisz, to jest ten problem. Nie
mam za blisko kontaktu z moim synem. Bóg, On cię tu przyprowadził, On zaprowadzi do
innych.
22
Tak więc, zaledwie kilka minut po tym jak całkiem na chybił trafił zaparkowaliśmy na jednej
z ulic Harlemu, miałem już pierwsze pisemne pozwolenie. Wyszedłem z mieszkania pana
Alvareza zastanawiając się, czy to możliwe, żeby Bóg skierował mój samochód pod właściwy
adres w odpowiedzi na tę jego ojcowską modlitwę. Mój umysł szukał innego wytłumaczenia.
Być może widziałem już ten adres gdzieś w gazecie i podświadomie go zapamiętałem.
Jednak kiedy schodząc po ciemnych schodach jeszcze nad tym rozmyślałem, wydarzyło się
coś nowego, i tego nie można było wyjaśnić podświadomym zapamiętywaniem. Na półpiętrze
prawie zderzyłem się z chłopcem w wieku około siedemnastu lat, który co sił w nogach biegł
po schodach na górę.
 Przepraszam  powiedziałem nie zatrzymując się.
Chłopak spojrzał na mnie, wymamrotał coś pod nosem i ruszył dalej, ale kiedy znalazłem się
bliżej światła, zatrzymał się i spojrzał na mnie jeszcze raz.
 Kaznodzieja? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl