[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przykurczonych kolanach, szukajÄ…c luki w obronie przeciwnika.
Pierwszy zaatakował Czarny Rycerz. Cios odrzucił Rodeza w tył, ale on szybko
odzyskał równowagę. Cisnął tarczę na ziemię, chwycił rękojeść miecza oburącz i niemal
z nadludzką siłą machnął ostrzem w bok.
Nieznajomy odskoczył, ale nie dość wcześnie. Miecz ciął w przestrzeń między
metalowymi ogniwami pod jego lewym ramieniem.
Leonor skrzywiła się. Cięcie musiało zaboleć, bo nieznajomy się skulił, ale nie
wydał żadnego dzwięku. Usunął się na bok i sam ruszył do natarcia z mieczem w obu
dłoniach.
Teraz żaden z walczących nie miał tarczy. Pojedynek nie mógł potrwać długo.
Leonor nie mogła oderwać wzroku od zmagających się rycerzy.
Czarny Rycerz obracał w powietrzu mieczem tak szybko, że ten ruch wywoływał
głośny świst. Koniec miecza przeciął kolczugę nad piersią szpitalnika, który zaczął chra-
pliwie i nierówno oddychać.
Leonor wbiła paznokcie w zaciśnięte dłonie. Rodez słabł.
Ale nie zanadto. Był silnym, doświadczonym wojownikiem. Pokonać go nie było
łatwo. A cóż dopiero zabić... Leonor od początku turnieju nie spotkała nikogo, kto
mógłby być do tego zdolny. Teraz też zebrał siły, odparował uderzenie przeciwnika i
zręcznie usunął się z zasięgu jego broni.
Obaj walczący byli zmęczeni. Ciężko oddychali. Powietrze ze świstem wydoby-
wało się z ich metalowych hełmów. W szczelinie hełmu Bernarda Leonor dostrzegła
zimny błysk jego oczu i jej samej zrobiło się zimno.
R
L
T
Nagle Czarny Rycerz uniósł miecz w górę, strącając Rodezowi hełm z głowy.
Rodez upadł na plecy, hełm potoczył się po ziemi. Czarny Rycerz stanął nad nim okra-
kiem i skierował koniec miecza ku jego szyi.
- Poddaj się - zażądał.
- Nigdy! - krzyknÄ…Å‚ de Rodez.
Uderzył płazem miecza w tył kolana stojącego nad nim Czarnego Rycerza. Ten
stracił równowagę.
- Rodez nie szanuje żadnych zasad, oprócz własnych - rzucił zniecierpliwiony hra-
bia Roger.
Rodez wykorzystał sytuację, kopnął przeciwnika w krocze, a gdy ten zwinął się z
bólu, zerwał się na nogi.
W zgromadzonym tłumie zawrzało jak w gniezdzie rozdrażnionych os.
- Walczcie po rycersku! - krzyknÄ…Å‚ ktoÅ›.
Nieznajomy rycerz zdążył ochłonąć. Teraz obaj okrążali pole, pozorując ataki,
wykonując uniki, niekiedy trafiając przeciwnika końcem miecza. Obaj krwawili i ciężko
dyszeli.
W pewnej chwili Rodezowi udało się powalić Czarnego Rycerza na kolana. W na-
stępnej sekundzie miecz Rodeza zadzwonił o hełm Czarnego Rycerza. Rycerz padł na
twarz, jego hełm uderzył o ziemię. Rodez uniósł miecz w obu dłoniach i wymierzył go
pionowo w dół, w nieosłonięty kark leżącego.
Leonor krzyknęła z niedowierzania. Wprawdzie była to walka na śmierć i życie,
ale czy jej przebieg musiał urągać wszelkim zasadom honoru? Zrobiło się jej niedobrze,
czuła, że za chwilę zwymiotuje.
Szpitalnik opuścił miecz. Tłum zawył.
R
L
T
Rozdział dwudziesty trzeci
Na trybunie rozległy się wiwaty. Leonor ośmieliła się spojrzeć na plac turniejowy.
Czarny Rycerz w ostatniej chwili sturlał się na bok. Pochwycił miecz i uniósł nieosłonię-
tą hełmem głowę.
Reynaud!
Oczy Leonor zaszły mgłą. To chyba sen.
Reynaud wstał, słaniając się.
- Templariuszu - chrapliwie odezwał się Bernard z Rodez - znowu się spotykamy.
Aby oszczędzać siły, Reynaud nie odpowiedział. Bacznie obserwował krążącego
wokół siebie szpitalnika. Wypatrywał momentu jego słabości lub fałszywego kroku.
Rodez był masywny jak odyniec, ale i zwinny. Jego czujne oczy nie pomijały niczego.
Każdy ruch Reynauda był dostrzeżony, oceniony i wywoływał stosowną reakcję. Rey-
naud zauważył jednak pewną arogancję Rodeza. Ten pyszałek zwykł zwyciężać.
Dostrzegł lukę w obronnej postawie Rodeza, jego ostrze błysnęło w powietrzu.
Rodez wykonał obrót i miecz ześlizgnął się po jego pokrytym kolczugą ramieniu. Teraz
on uzyskał dostęp do niechronionej lewej strony Reynauda, jednakże ten zdołał na czas
odskoczyć na bezpieczną odległość.
- Nikt mnie jeszcze nie przechytrzył, templariuszu! - wrzasnął ze złością Rodez. -
Nikt!
Reynaud roześmiał mu się w twarz.
- To się okaże.
Uderzył lekko końcem miecza w czubek łokcia Rodeza. Była to sprawdzona
sztuczka stosowana przez Saracenów. W mimowolnym odruchu joannita otworzył palce i
miecz wypadł mu z dłoni na ziemię.
Reynaud schylił się, by go podnieść. Przez widownię przeleciał okrzyk zdziwienia.
Reynaud obserwował przeciwnika i czekał. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl