[ Pobierz całość w formacie PDF ]
człowiek ponownych narodzin. Dobrymi uczynkami nie wykupi ich sobie, wiedz bowiem, że
niechętne zgromadzenie jest jak uschnięte drzewo figowe w winnicy u Pana. Zaprawdę
powiadam ci, że człowiek, który narodził się ponownie, opływa miodem i manną, a biedni
błogosławią jego imię i zgromadzenie go wielbi, albowiem po owocach poznaje się drzewo. I
dobre drzewo przynosi zgromadzeniu dobry owoc, a uschnięte drzewo wycina się i ciska w
ogień piekielny. Dlatego powiadam ci, ponownie narodzony, porzuć pieniądze swoje, i porzuć
bydło swoje, i porzuć majątek swój, który jest zwykły proch i pył, a kupisz za tę cenę jabłko
życia w winnicy zgromadzenia, które upodobał sobie Pan. Prędzej bowiem przejdzie wielbłąd
przez ucho igielne, nizli bogaty wejdzie do królestwa niebieskiego! .
Kokki umilkł i powiódł dokoła spojrzeniem, jak gdyby czekał na oklaski. Staliśmy w
osobliwej ciszy, wreszcie Palmu wyjął książkę z ręki detektywa i zerknął na kartę tytułową.
- Napisał Per Gamaliel Mustapaa, pasterz Zgromadzenia Betlejem, najmniejszy z
maluczkich u Pana - odczytał zdumiewająco grubiańskim tonem. - A zatem, jeśli dobrze
zrozumiałem, jak coś masz, człowieku, to czym prędzej oddaj to na tacę Zgromadzenia
Betlejem, nad którą pieczę sprawuje pan kaznodzieja Per Gamaliel Mustapaa.
- To straszny człowiek - wyszeptała panna Skrof z obrzydzeniem. - Ciotka nigdy nie
wierzyła, że... - urwała w pół zdania.
Na stole piętrzyła się cała sterta nabożnej lektury autorstwa P. G. Mustapaa.
- Czy pani wie, panno Skrof, z jakiego powodu pani ciotka zmieniła testament na
niekorzyść Zgromadzenia Betlejem? - zagadnął od niechcenia Palmu.
Dziewczyna pokręciła przecząco głową.
- Nie wiedziałam nawet, że ciotka postanowiła zmienić testament - zapewniła go. -
Dopiero dziś pan mecenas Lanne wspomniał mi o tym. I nadal nie mogę pojąć... Ciotka nigdy
mi nie mówiła o... Bardzo się za to martwiła o moją duszę. Musiałam chodzić do tego
zgromadzenia, ale potem już więcej nie mogłam... - Zaczęła powoli pąsowieć, więc odwróciła
wzrok. - Wolałabym o tym nie mówić - wyszeptała. - To takie... takie wstrętne!
- Nooo... - powiedział przeciągle komisarz. - Jest pani wreszcie, jakkolwiek by na to
patrzeć, dziewczyną nowoczesną, panno Skrof. Proszę zacisnąć zęby i śmiało mówić, a
będziemy mieli z głowy i tę sprawę. Bo widzi pani, chętnie dowiedziałbym się czegoś więcej
o tym tajemniczym panu...
Dziewczynie nagle zaświtała chyba jakaś myśl, bo szybko uniosła wzrok.
- Pan myśli, że to on? - Przygryzła wargę i zamilkła, ale miałem wrażenie, że spadł jej
z serca najcięższy z najcięższych kamieni.
- Pan kaznodzieja był tu wczoraj po południu i pani ciotka wygnała go za drzwi -
powiedział Palmu zupełnie beznamiętnie. - Wczoraj pani Skrof odwołała również korzystny
dla jego Zgromadzenia Betlejem testament.
- Więc dobrze, powiem panu! - wykrzyknęła niemal dziewczyna. - Powiem chętnie,
jeżeli to tylko panu w czymś pomoże. Ciotka dowiedziała się o tym... o tym zgromadzeniu
dopiero dwa lata temu. Zabierała mnie ze sobą na te ich spotkania. Było to oczywiście
okropnie dla mnie nudne i wolałabym w tym czasie pójść do kinoteatru. Ale ciotka nie chciała
o tym słyszeć. Na filmy chodziłam więc wyłącznie... wyłącznie potajemnie. I... i od samego
początku czułam wstręt do tego kaznodziei. On był taki... tak się wdzięczył. Aż dosłownie...
dosłownie kapało z niego, kiedy... kiedy chodził między kobietami jak... jak jakiś kogut. Ale
ciotka była ślepa i uwielbiała go wprost bezgranicznie. W końcu weszła w skład zarządu
zgromadzenia. I wtedy... wtedy zaczęły się posty, ćwiczenia duchowe i objawienia we śnie.
Niekiedy już myślałam, że ona zupełnie... zupełnie traci rozum. Ostatnio zaczęła zażywać
środki nasenne...
- A skoro o tym mowa... Wie pani może, kto jej polecił pantofon? - zagadnął Palmu,
jak gdyby pytał o rzecz najzwyklejszą na świecie.
Zdało mi się, że dziewczyna zadrżała. W każdym razie na moment się zawahała i
Palmu na pewno to spostrzegł.
- Nie wiem - powiedziała w końcu ściszonym głosem. - Przedwczoraj dała mi po
prostu receptę i przyniosłam ten lek z apteki, kiedy wyszłam z Baronem na spacer. To była
taka mała szklana fiolka.
- No, to tylko drobiazg - uspokoił ją Palmu. - Proszę mi wybaczyć, że przerwałem. Ale
musi chyba być jakaś poważniejsza przyczyna pani obrzydzenia do pana kaznodziei?
- Tak. Bo ciotka chciała, żebym chodziła do niego na... na katechezę - odrzekła
dziewczyna i znów spłonęła na twarzy. - Oczywiście chodziłam już na religię w czasach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]