[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- W takim razie nie możesz wygrać.
88
- Ja wcale nie chcę wygrać! Po prostu nie chcę, żeby oni przegrali...
- Z tobą faktycznie jest coś nie w porządku... Jak ktoś może żyć, cały czas spodziewając się
przegranej?
- Trzeba sobie jakoś radzić... świat jest pełen takich jak ty, ludzi, dla których liczy się tylko
wygrana... - Ze zdziwieniem stwierdził, że zaczyna być zły, co mu się naprawdę rzadko zdarzało. -
Takich jak ja jest mniej, może dlatego jest nam przyjemniej, choć na pewno nie łatwiej! Próbowali
ci się poddać. Próbowali z tobą rozmawiać, a ty nawet o tym nie wiedziałaś, bo cię to nie
obchodziło. Tylko ty zdołałaś tak się wciągnąć w grę, że mogliśmy się porozumieć. Ale tylko
dlatego, że za wszelką cenę chciałaś wygrać! Znacznie lepiej niż ja nadawałabyś się do roli
zbawcy, ale nawet nie wiedziałaś, że taka rola istnieje! Pytałaś dlaczego ja? Bo ja w
przeciwieństwie do wszystkich pozostałych słuchałem. Przez ostatni tydzień ratuję ich noc w noc,
i to też jest reguła. To tacy jak ja, nie za cwani i nie wybitnie inteligentni, odwalają zawsze
najgorszÄ… robotÄ™. A tacy jak ty siÄ™ temu przyglÄ…dajÄ…! W tej telewizyjnej wojnie jest tak samo.
Zdecydowałaś się pomóc Kapitan, bo jesteś przekonana, że ona jest taka jak ty. Powiem ci coś:
gówno mnie to obchodzi! Zrobiłem, co mogłem, i będę to robił do końca. I pewnie mi się nie uda,
jak zwykle zresztą. Scree-Wee wrócą do normalnej przestrzeni gry, gracze ich znajdą i będzie to
samo, co z Kosmicznymi Najezdzcami! A ja będę tam noc w noc. I noc w noc będę to bezsilnie
obserwował!
Kirsty słuchała tego wybuchu z rozdziawionymi ustami.
Zanim wpadła jej do nich mucha, rozległo się pukanie do drzwi. A zaraz potem drzwi - i
było to bardzo szybkie zaraz - otworzyły się i stanęła w nich szeroko uśmiechnięta matka Kirsty. Z
tacÄ….
- Jestem pewna, że lubicie herbatę - oznajmiła - i...
- Tak, mamo - wykrztusiła Kirsty.
- ...i ciasteczka. Już wiesz, jak się nazywa twój przyjaciel?
- John Maxwell - przedstawił się Johnny.
- A jak ci mówią koledzy? - Matka Kirsty nie zrażała się łatwo.
- Czasami mówią mi Rubber - odparł z kamiennym spokojem Johnny, zaprawiony już w
podobnych pogawędkach.
- Doprawdy? A dlaczegóż to?
- Rozmawiamy, mamo! - wtrąciła z naciskiem Kirsty.
89
Johnny zdziwił się, że wykrzyknik nie spadł z łomotem na podłogę.
- Za chwilę w telewizji będzie Dallas, ale chyba nie będziecie oglądać? - Coś z tego
wykrzyknika musiało dotrzeć do rodzicielki. - To ja obejrzę w kuchni...
- Mhm - przytaknęła wymownie Kirsty. - Dziękujemy!
- Hmm... aha!... - przyznała jej matka i wyszła.
- Ona tak już ma - powiedziała usprawiedliwiająco Kirsty, oddychając z ulgą. - Jak się
wyszło za mąż w wieku dwudziestu lat, to nic dziwnego. Całkowity brak ambicji!
Johnny dyplomatycznie milczał, wiedząc z doświadczenia, że to najrozsądniejsze, co
można w podobnych wypadkach zrobić.
Kirsty odchrząknęła - po raz pierwszy, odkąd się poznali, widać było, że nie czuje się
pewnie.
- Cóż... hmm... no... i tak nie zdołamy pokonać wszystkich graczy, jeśli ScreeWee wrócą
tam, gdzie mówisz - podsumowała w końcu w miarę zbornie.
- Zgadza siÄ™. Nie starczy nam rakiet.
- A nie możemy wyśnić więcej?
- Próbowałem, nie da się. Latasz myśliwcem, który znasz z gry, a ten ma tylko sześć rakiet
i ileś tam pocisków do działka oraz lasery. I więcej w żaden sposób nie przybędzie. Więcej walki
nie chcÄ™.
- Hmm... ciekawy problem... - mruknęła i widząc jego minę, dodała czym prędzej: -
Przepraszam.
Sigourney! - Johnny jęknął w duchu. Bigmac wyobrażał sobie, że jest twardzielem, a ta tu,
że rozstrzeliwuje obcych, ratując świat... a jego coraz bardziej bolała głowa i coś mu dzwoniło w
uszach.
- Dobrze się czujesz? - Twarz Kirsty podpłynęła bliżej.
Zamrugał gwałtownie, ale to nic nie zmieniło. -Jesteś chory! I wyglądasz jak śmierć na
urlopie... Kiedy jadłeś ostatni raz?
- Nie pamiętani... pewnie wczoraj w nocy...
- A śniadanie? A obiad? -Tego... no... dużo myślałem.
- Może lepiej wypij tę herbatę i zjedz ciastka!... Feee! Kiedy się ostatni raz kąpałeś?
- Trudno powiedzieć...
- Cholera! %7Å‚eby ciÄ™...
90
- Słuchaj! - Faktycznie nie czuł się najlepiej, a to, na co wpadł, było ważne. - Słuchaj!
Możemy wyśnić drogę do środka.
- O czym ty mówisz...? Lepiej siadaj, bo zaczynasz się chwiać!
- Możemy wyśnić, że jesteśmy na pokładzie ich flagowca!
- Ależ oboje nie wiemy, jak on wygląda od środka!
- No to co? Od czego wyobraznia? Zdecydujemy, jak ma wyglądać, i tak będzie wyglądał!
- Niech będzie -jęknęła. - To jak on ma wyglądać?
- Nie wiem... Jak statek kosmiczny: korytarze, kabiny, śruby, przewody, hydrauliczne
drzwi i różnobarwne przyciski, jasnobłękitne światło... co, mało seriali oglądałaś?
- Mhm... Tb tak według ciebie wygląda wnętrze statku kosmicznego? - Przyjrzała mu się
niezbyt uprzejmie, ale już się do tego przyzwyczaił: z zasady tak patrzyła, widocznie u niej było to
normalne spojrzenie.
Cóż, ten typ tak ma. I nie podlega gwarancji ani wymianie.
- Kiedy pójdziemy spać... to znaczy kiedy ja będę szedł spać, spróbuję się obudzić
wewnątrz - oznajmił.
- Jak?
- Skąd mam wiedzieć? Pewnie będę się skupiał...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]