[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Obrócił się.
- Co takiego?
- Niedostatek manganu - odparła. - Pierwiastek śladowy w biologii
medeańskiej, ale ważny dla życia, szczególnie dromidów i ich rozrodczości... i naj-
wyrazniej dla czegoś innego u ouranidów, skoro gromadzą go w takim stopniu.
Okazuje się, że brakuje go na Hansonii. Ouranidzi, udający się na zachód, by tam
umrzeć, znacznie zmniejszali jego zawartość w ekologii. Rozwiązanie jest proste.
Nie potrzebujemy zmieniać wiary ouranidów. Tymczasem możemy przygotować
koncentrat manganowy i dać go dromidom. Na dłuższą metę zaś można
wydobywać rudę manganu tam, gdzie jest jej dużo, i rozproszyć w postaci pyłu
po całej wyspie. Twoi przyjaciele będą żyli, Hugh.
Milczał przez jakiś czas. Potem... mógł ją tym zaskoczyć, ów syn górnika z
prowincji, powiedział:
- To wspaniale. Rozwiązanie techniczne. Ale gorycz nie zniknie w ciągu
jednego dnia. Nie będzie szybkiego happy endu. Może w ogóle go nie zobaczymy,
ty i ja. - Przyciągnął ją do siebie. - Ale, cholera jasna, spróbujmy!
34
Rozdział 2
POD POSTACI CIAAA
Moru wiedział, co to broń. W każdym razie rośli przybysze wielokrotnie
demonstrowali swoim przewodnikom, czego też owe przedmioty noszone przez
nich u pasa potrafią dokonać przy akompaniamencie błysku i wybuchu płomieni.
Nie zdawał sobie jednak sprawy, iż maleńkie aparaty pojawiające się w dłoniach
przybyszów, gdy mówili własnym językiem, to nadajniki. Zapewne myślał, że są
to fetysze.
Stąd też, gdy Moru zabił Donliego Sairna, stało się to na oczach żony
Donliego.
Był to przypadek. Z wyjątkiem umówionych okresów nadawania rano i wie-
czorem dwudziestoośmiogodzinnego dnia planety biolog Sairn, podobnie jak jego
towarzysze, łączył się tylko ze swym komputerem. Ponieważ jednak ożenił się
niedawno i młoda para była beznadziejnie szczęśliwa, Evalyth nastawiała
odbiornik na falę męża, kiedy tylko mogła oderwać się od własnych zajęć.
l nie był to jakiś wyjątkowy zbieg okoliczności, że w krytycznym momencie
również go podsłuchiwała": własne obowiązki nie absorbowały jej zanadto.
Jako militech wyprawy - a funkcję tę powierzono jej, ponieważ pochodziła z na
wpół barbarzyńskich regionów planety Kraken, gdzie przedstawiciele obu płci
mają równe szansę wyuczenia się sztuk wojennych przydatnych w prymitywnych
środowiskach - nadzorowała budowę osiedla, potem zaś zorganizowała rygory-
stycznie przestrzegany system wart. Jednakże mieszkańcy Lokonu byli tak
przyjaznie nastawieni do przybyszów, jak im na to pozwalała sytuacja, w której
każda ze stron niewiele wiedziała o drugiej. Instynkt i doświadczenie podpowia-
dały Evalyth, że rezerwa Lokończyków maskuje jedynie ich przestrach, podziw, a
może i tęskne nadzieje na przyjazń. Kapitan Jonafer zgadzał się z tą opinią.
Skoro więc stanowisko Evalyth okazało się w ten sposób ciepłą posadką, starała
się dowiedzieć jak najwięcej o pracy Donliego, by mu pomagać, kiedy wróci z
nizin.
Poza tym niedawne badanie lekarskie potwierdziło, że jest w ciąży. Nie powie
mu o tym, zadecydowała, jeszcze nie, przez te setki kilometrów, tylko dopiero
wtedy, gdy będą znów razem. Tymczasem zaś świadomość, ze razem poczęli nowe
życie, sprawiła, iż Donli stał się dla niej gwiazdą przewodnią.
W to popołudnie, gdy miał zginąć jej mąż, weszła do laboratorium
biologicznego pogwizdując. Na zewnątrz ostre światło słoneczne rzucało złotawe
błyski, odbijając się od pylistego gruntu, od ścian prefabrykatowych budynków
skupionych wokół lądowiska wahadłowca, który przetransportował ludzi i sprzęt
z orbity, po której krążył Nowy Zwit, od stojących śmigaczy i grawisani
używanych do celów komunikacyjnych na wyspie - jedynej nadającej się do
zamieszkania części tej planety - a także od mężczyzn i kobiet. Za palisadą zaś
wierzchołki drzew owocowych, prześwitujące ściany lepianek, szmer głosów i
szelest kroków, gorzki zapach palonego drewna - wszystko to zdradzało, że
między bazą i jeziorem Zelo rozciągało się kilkutysięczne miasto
35
Laboratorium biologiczne zajmowało więcej niż połowę baraku, w którym
mieszkali Sairnowie. Na wygody nie można było liczyć w sytuacji, gdy planety
należące ongiś do imperium galaktycznego odwiedzały jedynie statki nielicznych
ras walczących o powrót do cywilizacji. Evalyth jednak wystarczało, że był to ich
własny dom. Gdy spotkała Donliego na Krakenie, ujął ją przede wszystkim tą
wesołością, z jaką on, człowiek z Athei, o której powiadano, że zachowała lub
odzyskała prawie wszystkie udogodnienia, jakimi w czasach świetności dyspono-
wała Stara Ziemia, przystał na życie w jej ubogiej, smutnej ojczyznie.
Siła ciążenia wynosiła tu 0,77 G, mniej niż dwie trzecie tego, do czego
nawykła. Aatwo przeciskała się wśród kłębowiska aparatury i pojemników z
okazami. Evalyth była przystojną, dobrze zbudowaną młodą kobietą, może o zbyt
mocnej sylwetce jak na gusta większości mężczyzn spoza własnej rasy. Tak jak jej
rodacy miała jasne włosy, a nogi i przedramiona pokryte zawiłym tatuażem; tak
jak oni nosiła u pasa miotacz służący wielu już pokoleniom wojowników. Jednak
poza tym odrzuciła tradycyjny strój Krakeńczyków na rzecz prostych
kombinezonów stanowiących odzież członków wyprawy.
Jakże przyjemnie chłodne i ciemne było wnętrze baraku! Westchnęła z
rozkoszą, usiadła i włączyła odbiornik. Serce jej lekko drgnęło, gdy zaczął się
formować trójwymiarowy obraz i rozległ się głos Donliego:
- ... wydaje się, że to potomek koniczyny.
W powietrzu widniał obraz rośliny z potrójnymi zielonymi liśćmi, gęsto
rozsianej wśród miejscowej czerwonawej pseudotrawy. Obraz powiększał się, w
miarę jak Donli zbliżał nadajnik, aby komputer mógł zanotować wszystkie
szczegóły do pózniejszej analizy. Evalyth zmarszczyła czoło starając się
przypomnieć sobie, co... A, tak. Koniczyna to kolejna forma życia, którą, zanim
zapadła Długa Noc, człowiek przeniósł ze Starej Ziemi na więcej planet, niż
ktokolwiek obecnie pamiętał. Często Owe formy życia zmieniały się nie do
poznania; przez tysiące lat ewolucja przystosowała je do obcych warunków albo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]