[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dobrze.
Donald Gordon kiwnął głową z aprobatą i przystąpił do działania.
- Jedno z państwa może usiąść w moim pokoju, a... Drzwi wiodące na
korytarz otworzyły się z głośnym trzaskiem i w progu pojawił się starszy
mężczyzna.
- To doktor McCann - oznajmił cicho Donald Gordon, potwierdzając
przypuszczenia Beth.
Dominik, który kiedyś poznał doktora McCanna, przywitał się z nim.
Beth natychmiast spostrzegła napięcie między dwoma lekarzami. Było tak silne,
że przez chwilę zastanawiała się, czy nie należy interweniować. W końcu
usłyszała cichy, pełen tłumionego gniewu głos doktora McCanna:
- Pańska obecność, doktorze Farquhar, jest zbędna. Potrafię sam
opanować sytuację na swoim oddziale.
- Niewątpliwie, ale w tym przypadku...
- O wszystkim zawiadomimy odpowiednie władze i zostaną
przedsięwzięte właściwe środki - mówił dalej doktor McCann, jakby nie słyszał
słów kolegi.
- Doskonale, ale jednak...
Doktor McCann nawet na niego nie spojrzał.
- Całkowicie panujemy nad sytuacją. Pańska obecność jest zbędna,
powtarzam.
- 93 -
S
R
Dominik pozostał niewzruszony. Było jasne, że doktor McCann znalazł
sobie godnego przeciwnika.
- Myli się pan, doktorze. Jeden z pacjentów wniósł skargę przeciwko
pielęgniarzowi i musimy tę sprawę rozpatrzyć. Musimy też dowiedzieć się,
dlaczego władze szpitalne zlekceważyły poprzednie skargi pacjenta i nie zrobiły
nic, żeby nie dopuścić do otwartego konfliktu.
Doktor McCann wyraznie zbladł i mocno zacisnął wąskie wargi, jakby się
bał, że wymknie mu się coś bardzo niestosownego.
- A zatem, bez względu na to, co pan o tym sądzi, nasza obecność jest
konieczna - podsumował Dominik.
Zamierzał natychmiast odbyć rozmowę z Malcolmem Patersonem i
McGregorem, a z innymi pacjentami porozmawiać następnego dnia. Poprosił
Beth, żeby mu towarzyszyła.
Malcolm Paterson wyglądał lepiej, niż się spodziewali. Miał co prawda
podbite oko i spuchniętą twarz, ale poruszał się dziarsko i był w niezłej formie.
W krótkich słowach zrelacjonował przebieg zdarzenia.
- Zapytał mnie, o czym z wami rozmawiałem. Powiedziałem, że to nie
jego sprawa. Zaczął nalegać, ale ja się uparłem. Potem pomyślałem sobie, że
właściwie dlaczego nie, powiem mu, niech wie. Powiedziałem, że wniosłem
przeciwko niemu formalną skargę i opowiedziałem, jak nas tu traktuje. Wtedy
się wściekł.
Malcolm spojrzał na Beth, jakby się zastanawiał, jakich słów użyć.
- Rzucił się na mnie i mi... dołożył. Przewrócił mnie na ziemię, usiadł na
mnie okrakiem i zaczął walić pięściami. Zbiegli się inni pacjenci i próbowali go
odciągnąć, ale nie było łatwo. Jak taki facet zwali się na człowieka, to się
poczuje!
Co do tego nie było wątpliwości. McGregor był dwa razy cięższy od
Malcolma. Relacja pielęgniarza w ogólnych zarysach przypominała relację
pacjenta. Rozbieżność dotyczyła meritum sprawy.
- 94 -
S
R
- Owszem, doszło do szamotaniny, ale ja nikogo nie zaatakowałem. To on
rzucił się na mnie i musiałem się bronić.
- Pan Paterson oświadczył, że siedział pan na nim i okładał go pięściami.
- Musiałem go obezwładnić, ale wcale go nie biłem.
Wszystko wskazywało na to, że trzeba będzie przeprowadzić drobiazgowe
śledztwo.
Kiedy tylko wyjechali za bramę, Dominik zwrócił się do Beth:
- Jakie są twoje pierwsze wrażenia?
- Sprowokował go.
- To jasne, ale to w niczym nie usprawiedliwia zachowania pielęgniarza.
- Ani przez chwilę tak nie myślałam. - Dlaczego on zawsze musi się
sprzeciwiać; zupełnie jakby z góry zakładał, że ona musi się mylić. - Po prostu
doszedł do wniosku, że tylko w ten sposób udowodni, że jego skargi są
uzasadnione.
- Może... - Skupił się na prowadzeniu samochodu i dopiero po chwili
odezwał się znowu: - Trochę mi żal tego McGregora.
- Chyba żartujesz! - Tego akurat spodziewała się najmniej.
- Spokojnie. Nie usprawiedliwiam jego zachowania, przemocy nie można
usprawiedliwić. Ale nie należy zapominać, że pracuje w bardzo trudnych
warunkach. Szpital jest biedny, personelu jest za mało. Przecież to
niedopuszczalne, żeby w nocy na oddziale zamkniętym był tylko jeden
pielęgniarz.
Musiała przyznać mu rację.
- Co w takim razie zrobimy?
- Sporządzimy dokładny raport i nadamy sprawie oficjalny bieg. To
wszystko, co możemy zrobić. Ale tym zajmiemy się po powrocie do Glasgow, a
teraz... teraz noc należy do nas.
Beth drgnęła. Co chciał przez to powiedzieć? Chyba nie myśli, że...
- 95 -
S
R
Reszta drogi upłynęła w milczeniu, a kiedy wreszcie znalezli się w hotelu,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]