[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bukinistach nad Sekwaną, szczęśliwa, że ciągle tam są, i wtedy godzę się
ze wszystkimi rozczarowaniami, jakich doznałam.
W wieku siedemnastu lat Anna była grzeczną dziewczyną, porządną,
zrównoważoną, nosiła dobrze skrojone spodnie i buty z zaokrąglonymi
noskami. Jedyną fantazją, na jaką sobie pozwalała, były kolorowe szale,
które przywoziłam jej z podróży. Ja w wieku siedemnastu lat byłam
nieśmiała, ale chciałam jak najwięcej zobaczyć. Największy smutek
ogarniał mnie, kiedy patrzyłam na mapę półkul ziemskich i wyliczałam
kraje, do których nigdy nie pojadę. Kto jezdzi na Kamczatkę, na wyspę
Clipperton czy nad Anadyr? Nie przypominam już sobie, co nosiłam, ale
na pewno nie buty z zaokrÄ…glonymi noskami. W wieku siedemnastu lat nie
miałam najmniejszej trudności, by opuścić rodziców, i sądzę, że Anna w
tym wieku także by nie miała. Kiedy nagle to sobie uświadamiam, że i
ona, i ja bez trudu potrafimy opuścić rodziców, nie posiadam się ze
zdumienia. Tak właśnie jest, kiedy spędza się czas na porównywaniu,
rozważaniu, Anna w wieku siedemnastu lat, ja w wieku siedemnastu lat, ja
dziesięcioletnia, Anna dziesięcioletnia, oto co się dzieje, szukam czegoś,
co nas łączy, z czego możemy być dumne, na przykład to, że Anna i ja
robimy w ten sam sposób ryż po indyjsku, że zasypiamy z dłońmi lekko
zwiniętymi, jakbyśmy nie chciały wypuścić jakiejś tajemnicy, że
szerokim, pewnym gestem odrzucamy na ramiÄ™ szal, to takie drobne
szczegóły, które łączą matkę i córkę, córkę i matkę, a pośród drobnych
radości umieszczam jeszcze tę: obojętność w stosunku do rodziców.
Tak, miałam w sobie tę obojętność. Do tego stopnia zresztą, że nigdy
nie powróciłam na Mauritius. Często miałam taką chęć, przebywałam
bardzo blisko, na przykład na Reunion, i wieczorami myślałam, że mój
kraj jest tuż obok i jeśli stanę na czubkach palców w ciemną noc,
prawdziwą wyspową noc, dojrzę światła na południowym zachodzie. Na
przykład Morne. Kiedy umarli moi rodzice, nawet się nie ruszyłam,
wydawało mi się to niestosowne, nie chciałam stanąć twarzą w twarz z
rodziną, ja, samotna matka, uciekłam, zamknęłam się w moim nowym
kraju, bogatym kraju, rozwiniętym, gdzie mogłam sama dla siebie mieć
dzieci i chodzić z wysoko podniesioną głową. I nagle mam do siebie
pretensje, wyrzucam to sobie. Ale wiem, dobrze wiem, że to nie odruch
miłości dziecka wobec rodziców, przypływ żalu, który nadejdzie dopiero
po latach, ale obawa, że Anna zrobi mi to samo w odpowiedzi na to, co ja
zrobiłam. Jak lustro odzwierciedli moje tchórzostwo, każe mi za to
zapłacić, poczuć to, co czuli moi rodzice. Pocę się, gorąco mi, myślę, że
jeśli Anna nie przyjedzie na mój pogrzeb, po raz kolejny będzie to mój
błąd i że w pełni na to zasłużyłam.
Bardzo kocham moją córkę, nie chciałabym, żeby odeszła, wolę, żeby
była ze mną, żeby płakała po mojej śmierci, żeby cierpiała, mówiła o mnie
ze łzami w oczach jeszcze długo po mojej śmierci, żeby mnie żałowała i
otwierała moje książki z westchnieniem bólu. Jestem wcieleniem egoizmu,
ale wcale się tym nie przejmuję. Jestem jej matką, na litość boską. Jest mi
to winna, musi odczuwać po mnie żal. Bo jeśli nie, to co? Przyniesie jej to
ulgę, będzie zobojętniała jak ja kiedyś? Więc naprawdę wszystko
zmarnowałam?
Opowiedz, mamo, jak tam jest?
Anna wyrywa mnie z moich ponurych myśli jasnym poważnym
głosem. Grzebię w talerzu jak dziecko, rozgniatam pulpeta, mieszam go z
sosem na papkę, na którą mam jeszcze mniejszą ochotę. Mówię, że nie
mam wiele do opowiadania, że moi rodzice nie żyją, brat mieszka gdzieś
w Kalifornii i że nie pamiętam już jego twarzy. Na tym miałam skończyć,
kiedy przypomniałam sobie o kwiatach. Mówię do Anny, że w moim kraju
rosną najpiękniejsze kwiaty na ziemi. Nie są pielęgnowane, sadzone, po
prostu wyrastają tam, gdzie im się podoba. Pachną jak świt, słońce, noc
czy istnieje jakiś sztuczny zapach, który zdoła uwiecznić te wonie? Kwiaty
odcinają się na błękitnym niebie, są ogromne jak hibiskusy, delikatne jak
migdałowce, zmienne jak królewskie gujawy nad ranem, na zawsze
złączone jak kwiaty szafranu. Dodaję jeszcze, że ogrody wersalskie to
małe piwo w porównaniu z tym wszystkim, i wtedy Anna i Yves
wybuchają śmiechem.
Patrzę na nich, myślę, że w tej chwili mnie lubią, mam ochotę wziąć ich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]