[ Pobierz całość w formacie PDF ]
początkowo wydają się być zupełnie nieświadome, że dosłownie powstały z substancji źródła. Tak
więc mniej rozwinięte stworzenia wydają się nie rozumieć, że bać się Boga znaczy tyle samo, co bać
się samego siebie. Jednak ewolucję istot czujących ostatecznie określa się w kategoriach ich
zdolności do odkrywania związku między pierwotnym źródłem Boga a własną jaźnią. Kiedy to
następuje, motywem przewodnim staje się miłość. Można kochać samego siebie i wszystkich
pozostałych, ponieważ wszystko inne utkane jest z tego samego materiału. W jakiś sposób, miłość
jest motywem Boga, klejem, który spaja wszechświat. Ale tylko wysoko rozwinięte istoty zdają sobie
sprawę z pełnego zasięgu rzeczywistości.
Nie twierdzę, że wiem, dlaczego miłość jest spoiwem wszechświata. O miłości jesteśmy skłonni
myśleć jak o uczuciu bzdurnym. Z moich sesji SRV, dotyczących wysoko rozwiniętych istot, wynika, że
ludzkie pojęcie miłości jest bardzo prymitywne, ale naprawdę nie znam żadnego innego słowa, które
mogłoby oddać to, co odczuwam. Cokolwiek oznacza miłość dla tych rozwiniętych istot, nie jest ona
bzdurna. Idzie w parze z jasnym myśleniem i efektywnymi czynami. Można im tylko pozazdrościć
wspaniałego życia.
Ponieważ miłość jest przyjemna, uważam, że mamy dużo szczęścia. Z moim ograniczonym
rozumieniem egzystencji, nie widzę żadnego logicznego powodu, dla którego Bóg nie miałby
odczuwać innych emocji – nawet nienawiści – jako uniwersalnej stałej, poza tym, że mogłoby się to
skończyć samozagładą istnienia. Jestem pewien, że istnieje ważny powód dominacji miłości. Po
prostu go nie znam. Ale mam pewną wskazówkę.
Wydaje się, że Bóg doświadcza istnienia poprzez swoją kreację. Ponieważ wszystko powstaje z
substancji Boga, nasze uczucia i doświadczenia są jego udziałem. W jakimś prymitywnym sensie,
jesteśmy niczym komórki w nieskończenie wielkim ciele, a owo nieskończenie wielkie ciało
doświadcza wszystkich aspektów istnienia każdej komórki. Miłość jest przewodnim motywem
wszechświata, ponieważ dla Boga jest naturalną rzeczą kochać samego siebie (cokolwiek to znaczy),
nie na zły, lecz zdrowy, konstruktywny i ekspansywny sposób.
Proszę zauważyć, że w trakcie mojej sesji Szarzy okazali się wysoko rozwiniętymi istotami,
przepełnionymi uczuciem miłości, co było dla mnie nieco przytłaczające. Ale zwróćcie, proszę, uwagę,
że Szarzy nie rozpłynęli się na powrót w swoim źródle ani nie przestali istnieć, kiedy zdali sobie
sprawę, iż stanowią część większej istoty. Stali się raczej podobni Bogu w jego najskrytszej natu-rae i
nadal przejawiali się we wszechświecie jako oddzielne jego fragmenty.
Wnioskuję z tego, że Bóg nie nosi się z zamiarem zniszczenia różnorodności, naturalnej przy jego
rozległej jaźni. Wydaje się raczej, że plan Boga zakłada dalszą ekspansję wszechświata, pełnego
małych oczyszczonych cząstek Boga.
Co więcej, proces ewolucyjny może nie mieć końca. Dlaczego miałby się skończyć? Jeżeli
wszystko stanowi cząstkową manifestację Boga, czemu Bóg miałby chcieć przerwać ekspansję
własnego istnienia? Czyż nie ma większego sensu stwierdzenie, że będzie On chciał wzrastać w swej
różnorodności przez cala wieczność?
Są to jedynie spekulacje. Ale opierając się na wszystkich swoich obserwacjach SRV, nie
dostrzegam we wszechświecie niczego, co miałoby wskazywać, iż Bóg planuje zakończyć swą
działalność. Ostatecznie najbardziej rozwinięte istoty wiedziałyby coś na ten temat. Doprowadziłoby to
[ Pobierz całość w formacie PDF ]