[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przysmażany na sucharze.
 A gdyby tak na przykład rybkę?  zaproponowałem
pół żartem, pół serio.
Spojrzał na mnie uważnie.
 A wiesz? To jest myśl. Popilnuj ognia.
Wszedł między kępę drzew. Odgadłem, w jakim celu.
Karol był nie tylko zawołanym myśliwym, lecz również
znakomitym rybakiem. Nie wiem, czy stosował jakieś czary,
czy też posiadał wyjątkowe szczęście. Faktem jest, iż
parokrotnie widziałem, jak wyciągał z wody trzepoczące się
ryby, schwytane na wędkę zmajstrowaną z giętkiej witki,
sznurka i... zagiętej agrafki zamiast haczyka. Tłumaczył mi,
że w dziewiczych strumieniach ryby łapie się na byle co, w
przeciwieństwie do wód odwiedzanych stałe przez
wędkarzy. Zapytałem, dlaczego tak się dzieje, czyżby
złowione ryby przestrzegały rybi naród przed konsek-
wencjami połknięcia robaka nadzianego na haczyk. Odparł,
że raczej w to wątpi. Dlaczego jednak ryba w rzece  nie
łowionej" jest mniej ostrożna od swej krewnej w rzece
 łowionej"  nie ma pojęcia.
Karol wychynął spośród drzew z długim patykiem w
dłoni, klęknął przy siodle i począł grzebać w jukach.
Wiedziałem, czego szuka. Na obecną wyprawę zabrał
komplet prawdziwych haczyków różnej wielkości, cieniutki,
lecz bardzo mocny sznurek do wędziska oraz jakieś
przedziwne przynęty w kształcie much lub małych
srebrnych rybek. Tego właśnie szukał w głębi juku. A kiedy
znalazł, pomaszerował nad rzeczkę. Nie wątpiłem, iż coś
tam przyniesie, chyba... że w rzece w ogóle nie byłoby ryb.
Ale to było nieprawdopodobne. Więc z góry cieszyłem się
na nową potrawę. Wędzony boczek już mi się przejadł, a
żadna czworonożna pieczeń jak dotąd nie pojawiła się w
zasięgu naszych sztucerów.
Przy okazji muszę stwierdzić, że nawet najznakomiciej
przyrządzona pieczeń, jeśli się ją spożywa dwa lub trzy razy
dziennie, staje siÄ™ potrawÄ… obrzydliwÄ…. Ba, nadmiar
zjadanego mięsa w ten sposób powoduje nadkwasotę
żołądka, objawiającą się tak zwaną zgagą. Przypadłość
przykra, a nawet niebezpieczna dla zdrowia, jeśli trwa
długo.
Opowiadali mi traperzy i eksplorerzy, żyjący miesiącami
tylko z polowań, iż marzyli o ziemniakach, kapuście,
ogórkach, pomidorach. Organizm domagał się warzyw i
owoców. Indianie dobrze o tym wiedzą i wzbogacają swój
jadłospis leśnymi jagodami, kukurydzą, dzikimi
ziemniakami i dzikim ryżem obficie rosnącym w rejonie
wielkich jezior, na północy kraju.
Ja sam, po trzech miesiącach wędrówki po prerii lub
wśród gór, wróciwszy do Milwaukee stawałem się
wegeterianinem na wiele tygodni. Moje żądanie ziem-
niaków, szpinaku czy kalafiora było oczywiście żartem.
Zresztą dopiero co rozpoczęliśmy wędrówkę i jeszcze
pamiętałem smak warzyw i owoców. Jednak po miesiącu na
pewno pocznę śnić o ogórkach, fasoli i innych tego rodzaju
przysmakach, których nie sposób z sobą wozić, a nie można
nabyć wśród głuszy i pustkowia.
Karol wrócił nadspodziewanie szybko. W jednym ręku
dzierżył swą zaimprowizowaną wędkę, w drugim  jakiś
tobół sporządzony z własnej kurtki.
 Schwytałeś wieloryba?
 Lepiej!  krzyknął triumfalnie.  Popatrz. Złożył
tobół na trawie, rozplatał go. Spojrzałem. Wewnątrz leżał
stos ryb i to wcale nie małych.
 Co to?
 Pstrągi. Ta rzeczka wypływa przecież z gór, więc
mamy górskie pstrągi.
 Pstrągi!  zachwyciłem się.  Ależ to wspaniale!
 Złapałem na podrywkę  wyjaśnił Karol.
Nie masz pojęcia, ile ich tu jest. Co pół minuty wyciągałem
nowego. To fantastyczna rzeka. ZajmÄ™ siÄ™ tym.
 Bardzo dobrze  pochwaliłem.
Nie lubię patroszenia ryb. Karol rączo przystąpił do
dzieła. Odsunął od ognia nieco żaru, a pózniej, gdy
zakończył oczyszczanie swej zdobyczy, zagrzebał ryby w
gorÄ…cym popiele.
Kto nie jadł smażonego pstrąga, polanego świeżym
masłem  ten nie zna największego przysmaku świata, lecz
ryba upieczona w drzewnym popiele wcale nie jest gorsza.
Karol podał mi dwie wielkie sztuki na kawałku suchara
zamiast talerza.
 A on?  zapytał wskazując na opatulonego kocami
Bedego.  Umrze z głodu, jeśli tak dalej będzie
spał.
Potrząsnąłem przecząco głową.
 Dla niego sen jest najlepszym lekarstwem. Obudzi siÄ™,
gdy będziemy go wieczorem ubierać.
Było to zgodne ze zwyczajem praktykowanym na Dzikim
Zachodzie. W dzień, podczas ciepłych dni wiosny lub
upałów lata, zrzucało się z siebie tyle odzieży, ile można. Na
noc jednak każdy wędrowiec ubierał się dokładnie i grubo.
Po pierwsze dlatego, że po zachodzie słońca temperatura
spada o kilka, nawet kilkanaście stopni (z wyjątkiem terenów
leżących na samym południu kraju), po drugie  że zawsze
należało być przygotowanym na nocne odwiedziny niepro-
szonych dwunożnych gości: czerwonych lub białych, a w
takiej sytuacji nie starczyłoby czasu na ubieranie się.
Zjadłem, a raczej pożarłem cztery pstrągi, popiłem kawą,
a na deser zapaliłem fajkę. Pózniej nudziliśmy się do
zmierzchu, przerywajÄ…c od czasu do czasu tÄ™ nudÄ™ spacerem
wokół obozowiska. Ani przed rzeką, ani za
rzeką, ani w jakiejkolwiek innej stronie świata nie działo się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl