[ Pobierz całość w formacie PDF ]

może to ten las? W którym się błąkali... W którym ich Wozniak...). Ale to nieprawda - mówi
Antoni S. - Wozniak był dobrym człowiekiem, %7łydów musiał polikwidować kto inny. Stara
Rejmerowa, jakby żyła, wiedziałaby, bo trzech trupów zostało w jej restauracji: dwaj oficerowie
niemieccy i Wozniak. Ale Rejmerowa nie żyje, teraz - mówi Antoni S. - my już na kolejce. Nie
płacz - powiedział umierający rabbi Bunam swojej żonie. - Całe moje życie było tylko po to,
abym nauczył się umierać. Antoni S. zgadza się z rabbim. Oswojony jest zresztą z cudzym
umieraniem z racji zawodu: od pięćdziesięciu lat maluje blaszane trumienne tabliczki. Tabliczki
są opłacalne: kawałek blachy, trochę farbki, nazwisko, Pokój Jego Duszy i gałązka limby przez
krzyż, taka a la palma. Ostatnio miał mało pracy. Modlił się o klientelę i wysłuchano go: na
Wszystkich Zwiętych posypały się zamówienia na odnawianie tabliczek. Niestety, zapomniał się
pomodlić o farbę, której nie ma w całym województwie.
Antoni S. mieszka w domu, w którym siedemdziesiąt lat temu się urodził. Przed nim
mieszkał tu ojciec, też malarz. Dookoła były warsztaty żydowskie, wyrabiano w nich łańcuchy,
okucia, zamki... Od czwartej już stukali, a teraz taka cisza nad ranem, że nie można zasnąć.
80
Antoni S. prowadzi ożywione życie towarzyskie. W rocznicę bitwy mają mszę i bigos, w
rocznicę śmierci Hubala spotkania z harcerzami i odprawę wart, w miejscu postoju pułku mają
cmentarz, a jeszcze podnoszą banderę na okrętach, odsłaniają tablice, spotykają się z młodzieżą...
I to właśnie jest pamięć: -msza - harcerze - okręt - bigos -
O Jankielu, że ukrywał się w domu Józefy Tomasikowej, dowiedziałam się z listu jej
wnuczki, już po naszej rozmowie. Kiedy rozmawiałyśmy, wiedziała tylko o Oświęcimiu. - A
%7łyd? -spytałam, bo Antoni S. mówił, że chodziło o ukrywanego %7łyda. - Mama wspominała, że
coś takiego miało miejsce, ale nie dopytywałam się...
- Był czas - pisała w liście - że lepiej było o tym nie wspominać. Oświęcim - tak, o
Oświęcimiu można było zawsze, a za co... Może to komuś będzie przeszkadzało, że za %7łydów...
Oszałamiające cyfry zgrozy i zagłady przyczyniły się, jak dotąd, bardziej do zobojętnienia
niż do pamiętania - pisał Stanisław Vin-cenz. - Można rzec prawie, że ugruntowuję obojętność,
bo nikt mówiąc milion nie może sobie wyobrazić czegoś więcej niż cyfry. Z kolei nie może
udzielić milionowi ofiar naprawdę ludzkiego współczucia, solidarności, żałoby... W rezultacie im
bardziej ludzie są otrzaskani z zawrotnymi cyframi zagłady, tym bardziej, osiągając jak gdyby
statystyczną formacje duchową, przytępiają wrażliwość... Tymczasem wiemy, że każdy człowiek
umiera sam i raz tylko .
Powtórzmy za Stanisławem Yincenzem:
Panie, który jesteś pamięcią wśród wszystkich zapomnień, wzbudz w nas pamięć o obojgu.
O Józefie Tomasikowej i o Jankielu Kozłow-skim spod lasu, tuż za Przysucha.
Stanisław Yincenz, Tematy żydowskie. Oficyna Poetów i Malarzy, Londyn.
81
Narozpy dom z wieżyczką
Pamięci Krzysztofa Masewicza
Jest zaskakująco rozległy jak na Kock. Zbudowano go z ciężkich, drewnianych bali, nad
narożnym wejściem, paradnym, wzniesiono wieżyczkę. Z daleka wydaje się okrągła, a jedno z jej
okien jakby ktoś uchylił, ale z bliska widać, że to nie jest uchylone okno, tylko szyby brakuje. Z
bliska widać, że wieżyczka jest nie okrągła, lecz dziesięcioboczna, zbita z poprzecznych bali i
pionowych słupków.
To tutaj?
To w niej mieszkał, w tej okrągłej, drewnianej izdebce?
Martin Buber pisał, że miejsce odosobnienia cadyka chroniło dwoje, zawsze zamkniętych
drzwi. W jednych przebito otwory, przez które podawano mu wieczorem zupę, drugie drzwi sam
otwierał, kiedy zbierali się za nimi chasydzi. Stawał wtedy w progu, w bieliznie, z okropnym
wyrazem twarzy i łajał ich w oderwanych, gwałtownych słowach z taka moce, że opadał ich lek i
uciekali drzwiami i oknami.
O których drzwiach myślał Buber?
Jedne są w wieżyczce. A drugie? Za którymi chasydzi się zbierali?
Martin Buber, Opowieści chasydów. Poznań 1983.
No dobrze, a zegar gdzie stał? Przecież Lejzorek Rojtszwa-niec mówił wyraznie, że w izbie
kockiego cadyka stał zegar. Cadyk - opowiadał Lejzorek - czytał nieznośnie mądre księgi i przez
dwadzieścia cztery godziny na dobę nad tymi księgami rozmyślał. To już nawet nie był człowiek,
to była sama wzniosła myśl... I otóż święty, wzniosły cadyk zwierzył się przed śmiercią
ukochanemu uczniowi, że przez całe swoje ponure życie ciężko grzeszył: słuchał kobiecego
śpiewu.
W jego pokoju stał zegar, dzieło nieszczęśliwego zegarmistrza z Proskurowa.
Zegarmistrzowi umarła narzeczona, młoda i piękna, i zrozpaczony zaklął w biciu zegara jej głos.
Dzwięk był tak cudowny, że cadyk nie mógł go nie słuchać. Wiedział, że to grzech, bo powinien
był siedzieć i rozmyślać nad prawdą, ale podchodził do zegara i sprawdzał, czy się przypadkiem
nie śpieszy albo czy się nie spóznia odrobinę. Poprawiał wskazówkę, zegar zaczynał bić i
zaczynała z nim rozmawiać piękna i smutna kobieta. Ona mówiła mi o miłości i o smutku -
zwierzał się ukochanemu uczniowi - mówiła o gwiazdach i kwiatach, o mojej martwej wiośnie i
pełnej życia wiośnie zwariowanego zegarmistrza, w której śpiewają ptaki i w której szemrze
deszcz.
Tak opowiadał, prokuratorowi zresztą, Lejzorek R., więc nie może to nie być prawda: w
wieżyczce stał zegar.
Ale gdzie stał?
Izdebka ma trzy okna - nie sądzę, by mógł się pomieścić między nimi. Już raczej przy
wejściowych drzwiach, gdzie teraz stoi karton z zakurzonymi szmatami. Poza szmatami są
jeszcze nie umyte słoiki, podarte kołdry, puste butelki, strzępy gazet -zwykły asortyment
świętych, żydowskich miejsc. W przysuskiej synagodze był zresztą nieporównanie bogatszy:
jeszcze i wez-główek od tapczana, jeszcze kawałki rur, czapka, cement, a w obu miejscach
niezmienny, zawsze obecny, nieuchronny wręcz - brudny, gumowy but. I zawsze jeden. W
kockim domu cadyka - jeden, i w synagodze przysuskiej - jeden. W Kocku - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl