[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wyznaczała Mitchowi rolę przyjaciela jej dziecka.
Zgodnie zresztą z rzeczywistością, pomyślał z uśmiechem. Chocia\, niech mnie diabli
wezmą, jeśli się do tego ograniczę, pomyślał.
 Tu jest zamek, widzisz?
Radley ciągnął matkę za rękę, a\ wreszcie ją puścił i pognał do przodu.
 Robi wra\enie, prawda?  Zanim Hester zdą\yła zrobić unik, Mitch ją objął. 
Radley naprawdę ma smykałkę.
Hester starała się nie zwracać uwagi na ciepło i dotyk jego ramienia. Podchodząc do
śnie\nej budowli, patrzyła na dzieło swego syna. Wysokie prawie na metr gładkie ściany
robiły imponujące wra\enie, w rogach wyrastały wie\e. Radley wczołgał się do środka pod
sklepioną w łuk bramą. Gdy podeszli bli\ej, chłopiec wyprostował się na dziedzińcu z rękami
wzniesionymi w triumfalnym geście.
 Wspaniała, Rad. Na pewno miałeś w tym du\y udział  dodała cicho, \eby usłyszał
tylko Mitch.
 Pracowałem jako robotnik, bo Rad jest lepszym architektem ode mnie.
 Skończę wojownika.  Chłopiec wyczołgał się na zewnątrz.  Zbuduj jednego,
mamo, z drugiej strony. To będą wartownicy.  Zaczął nakładać i ubijać śnieg na wpół
uformowanej figurze.  Pomó\ jej, Mitch, bo ja ju\ lepię głowę.
 Chyba nie chcesz się wymigać?  Mitch nabrał w dłonie śnieg.  Masz coś
przeciwko pracy zespołowej?
 Nie, oczywiście \e nie.
Uklękła, nadal unikając jego spojrzenia. Mitch posypał jej śniegiem głowę.
 No, wreszcie na mnie spojrzałaś!  zawołał. Uśmiechnęła się i zaczęła formować
śnieg.
 Zajrzałam do  Who is Who".
 Aha? Uklęknął obok niej.
 Powiedziałeś prawdę.
 Czasami mi się zdarza.  Umieścił garść śniegu na konstrukcji Hester.  No i co?
Zmarszczyła brwi i zajęła się formowaniem tułowia wojownika.
 Czuję się jak idiotka.
 Ja powiedziałem prawdę, a ty czujesz się jak idiotka.  Cierpliwie wygładzał
podstawę figury.  Mo\esz mi wyjaśnić, jak ma się jedno do drugiego?
 Pozwoliłeś, \ebym na ciebie nakrzyczała.
 Trudno ci przerwać, kiedy się rozkręcisz.
 Dopuściłeś do tego, \ebym cię uwa\ała za ubogiego i ekscentrycznego dobrego
samarytanina. Nawet chciałam ci zaproponować, \e naszyję łaty na twoje d\insy.
 Nie \artuj!  Mitch ujął ją pod brodę ośnie\oną rękawiczką.  To urocze!
Nie zamierzała tego, ale wyparowało z niej zakłopotanie i pojawiło się uczucie
sympatii.
 A naprawdę jesteś bogatym i ekscentrycznym dobrym samarytaninem.
Odsunęła jego rękę i kontynuowała pracę nad figurą.
 Czy to oznacza, \e nie naszyjesz mi tych łat? Hester cię\ko westchnęła.
 Nie chcę ju\ o tym rozmawiać.
 Właśnie \e chcesz.  Nagarnął śniegu i zagrzebał jej ręce po łokcie.  Pieniądze nie
powinny cię niepokoić, Hester. W końcu jesteś bankowcem.
 Pieniądze mnie nie niepokoją.  Wyszarpnęła ręce i sporo śniegu wylądowało na
twarzy Mitcha. Odwróciła się, by ukryć chichot.  Po prostu uwa\am, \e sytuacja powinna
zostać wyjaśniona du\o wcześniej. To wszystko.
Mitch wytarł z twarzy śnieg i zabrał się do formowania śnie\ki.
 Jaka sytuacja, pani Wallace?
 Chciałabym, \ebyś przestał tak mnie nazywać, i to takim tonem.
Spojrzała na niego i dostała śnie\ką między oczy.
 Przepraszam, wyśliznęła mi się. A co do sytuacji...
 Nie ma \adnej, która dotyczyłaby nas obojga.  Popchnęła go i Mitch wylądował w
śniegu.
 Przepraszam  powiedziała, krztusząc się ze śmiechu.  Ale tak jakoś ręce same mi
poleciały. Widocznie reagują na moje najskrytsze marzenia.
Usiadł i uwa\nie się w nią wpatrywał. No tak...
 Mitch, błagam, tylko się nie mścij! Przecie\ jestem słabą kobietą, a ty du\ym i
silnym mę\czyzną.
 Jasne, nic ci nie zrobię. Tylko pomó\ mi wstać. Wyciągnął rękę. Gdy ją chwyciła,
natychmiast wylądowała w zaspie. Po sekundzie tarzali się w śniegu.
 Oszust!  krzyknęła ze śmiechem.
 Czasami mijam się z prawdą.
 Hej, lenie, mieliście zrobić drugiego wartownika!  krzyknął Radley.
 Za chwilę  odpowiedział Mitch.  Uczę twoją mamę nowej zabawy. Podoba ci się?
 zapytał Hester, gdy znów znalazła się pod nim.
 Złaz ze mnie. Wszędzie mam śnieg, pod swetrem, pod spodniami...
 To działa na wyobraznię.
 Jesteś wariat.
Próbowała usiąść, lecz jej nie pozwolił.
 Mo\e.  Zlizał trochę śniegu z jej policzka.  Ale nie jestem głupi.  Teraz jego głos
zabrzmiał inaczej. Z wesołego sąsiada Mitch stał się kochankiem.  Czujesz coś do mnie.
Mo\e ci się to nie podobać, ale czujesz.
Zaparło jej dech, zresztą po uprzednich doświadczeniach mogła ju\ się spodziewać
takiej reakcji. Jego oczy były tak niebieskie w świetle zachodzącego słońca, we włosach
błyszczały drobinki śniegu. I twarz. Tak blisko, tak kusząco blisko... Ten mę\czyzna budził w
niej niezwykłe emocje, wprost zniewalał sobą...
Ale Hester równie\ nie była głupia.
 Jeśli uwolnisz mi ręce, poka\ę ci, co czuję.
 Dlaczego uwa\asz, \e mi się to nie spodoba? No nic, niewa\ne.  Szybko ją
pocałował.  Hester, nasza sytuacja przedstawia się tak. Czujesz coś do mnie. Coś, co nie ma
nic wspólnego z moimi pieniędzmi, bo przecie\ jeszcze kilka godzin temu nie wiedziałaś, \e
w ogóle jakieś istnieją. Nie chodzi te\ tylko o to, \e przepadam za twoim synem. To się
oczywiście liczy, ale są równie\ między nami uczucia bardzo osobiste, które dotyczą tylko
ciebie i mnie.
Miał absolutną rację. Chciała go za to zamordować.
 Nie mów mi, co czuję.
 Dobrze.  Nagle wstał i podniósł ją z ziemi. Potem znów wziął ją w ramiona.  A
więc powiem ci, co czuję ja. Zale\y mi na tobie du\o bardziej, ni\ się spodziewałem.
Zbladła. W jego oczach dostrzegła \arliwe zdecydowanie. Pokręciła głową i
spróbowała się odsunąć.
 Nie mów mi tego.
 Dlaczego? Musisz do tego przywyknąć, tak jak ja ju\ przywykłem.
 Nie chcę tego, nie chcę tak się czuć. Spojrzał na nią powa\nie.
 Musimy o tym porozmawiać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • oralb.xlx.pl