[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Herberta. — A teraz my — dokończyła — znalazłyśmy drugą!
ROZDZIAŁ 12
Patrz, Dino — mówiła April w podnieceniu — człowiek, który wystrzelił oko wujo-
wi Herbertowi, musiał stać w tym miejscu. Tylko tu!
Dina popatrzyła na portret.
— Celny strzał! — powiedziała z podziwem.
April aż parsknęła z oburzenia.
— Moim zdaniem kompletne pudło! — rzekła. — Spójrz na wuja Herberta. Czy
chciałabyś zastrzelić nieboraka? — Dina stłumiła wybuch śmiechu i potrząsnęła prze-
cząco głową. — Widzisz! — podjęła April — ten, kto strzelił wujowi w oko, celował
w coś... czy w kogoś innego. I prawdopodobnie nigdy przedtem nie miał rewolweru
w ręku.
— Czekaj minutkę — przerwała Dina.
Zerknęła na zakreślony kredą na podłodze owalny kształt i przymknęła oczy.
— Co ci jest? — zaniepokoiła się April. — Dino, może ci słabo?
— Mumilulczucz! — szepnęła Dina. — Ja myślę! — Otworzyła oczy. — W jednej
książce mamusi... może pamiętasz... detektyw wykrywa mordercę dzięki znajomości
geometrii czy czegoś w tym rodzaju. Wylicza linię strzału...
— Szkoda, że oblałaś się z arytmetyki w drugiej klasie — zauważyła April. — Ale
z pomocą maszyny do dodawania może byś obliczyła, kto zabił panią Sanford.
— Odczep się, April — fuknęła Dina — i słuchaj: były dwa strzały. Pani Sanford stała
w tym miejscu. Sposób, w jaki upadła, dowodzi, że strzelano z tego kierunku — wskaza-
ła niebieską kanapkę w drugim końcu pokoju. — Drugi strzał padł z jadalni.
— Dlaczego tak przypuszczasz? — spytała April.
— Sama dobrze nie wiem — odparła Dina. — Staram się zgadnąć. Może zabójca za
pierwszym razem chybił i strzelił po raz drugi.
— Oba strzały padły tuż jeden po drugim — powiedziała April. — A od niebieskiej
kanapki do jadalni jest dość daleko. Równie daleko jak od jadalni do kanapki. Chyba
żeby zabójca miał narty...
106
Dina spojrzała z naciskiem na siostrę.
— Były dwie osoby. Na pewno dwie.
— Słyszałyśmy dwa strzały — powiedziała April. — Słyszałyśmy warkot dwóch wy-
jeżdżających stąd samochodów. Musiało więc być dwóch morderców. Ale jeden z nich
chybił. — Rozejrzała się dokoła po salonie, mrużąc oczy. — Pytanie, który mianowi-
cie...
Dina zdawała się oszołomiona.
— Nie rozumiem — powiedziała.
— Oczywiście. Przecież w pierwszej klasie także oblałaś się z matematyki — powie-
działa April. — Słuchaj uważnie. Dwa strzały, dwie kule. Jedna trafiła panią Sanford,
druga wuja Herberta w oko. Musiały paść z dwóch rewolwerów, chyba że strzelał Nad-
człowiek, który jednym krokiem przebył odległość między niebieską kanapą a jadalnią
lub odwrotnie.Wszystko więc gra. Rozumiesz? Trzeba tylko mieć dwie kule, dwa rewol-
wery, znać kąt dwóch strzałów i znaleźć odciski palców dwóch osób.
— Nic z tego nie mamy — stwierdziła posępnie Dina. — A gdybyśmy miały, i tak
nie wiedziałybyśmy, do kogo należały rewolwery, gdzie stały obie te strzelające osoby,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]